, Diana Palmer Barwy zemsty 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacisnął palce na poduszce i jęknął.Dotknęła wargami jegopoliczka, powieki, podbródka, kącika spieczonych ust.- Kochanie - szepnęła.- Kochanie, przepraszam, bardzo przepraszam.Poruszył głową tak, by dosięgła jego warg.Pocałowała jeczule, lecz z rozpaczą.Krótki dotyk Jej ust wydawał sięzmniejszyć ból rysujący się na twarzy Cyrusa.Oparła czoło naszerokim ramieniu przykrytym szpitalną koszulą.Woń środkówdezynfekujących i lekarstw, którą przesiąkł Cyrus, nie pozwalałazapomnieć o wypadku.- Czy będę chodził? - spytał.- Oczywiście, że będziesz - stwierdziła, modląc się w duchu,aby to była prawda.- Spróbuj zasnąć Musisz jak najwięcejwypoczywać.- Moja matka.skłamała - wyrzucił z siebie.- Każda matka zrobiłaby wszystko dla ukochanego dziecka -oznajmiła głucho.- Proszę, nie dręcz się już tym.Musisz wracaćdo zdrowia.Postaraj się, nie obwiniać jej za bardzo.Usiłował coś powiedzieć, lecz był zbyt słaby i obolały, bywydobyć głos.Zamknął oczy i westchnął chrapliwie.Lekzaczynał działać.Meredith w milczeniu dała upust gorącym łzom.Myrna zatrzymała się w drzwiach, a grymas wykrzywił jejrysy na widok udręczonej twarzy Meredith.Po namyśle wycofałasię, zostawiając młodą kobietę w samotności.Zwietnie rozumiaławyraz jej twarzy.Dlatego czuła się jeszcze bardziej winna.Minął następny dzień, zanim Cyrus mógł usiąść na łóżku ijeść.Był blady i słaby, stracił też na wadze lecz nie zlikwidowało to jego gniewnego nastroju.Był nieuprzejmy i wrogo nastawionywobec całego otoczenia.Zaczynał rozumieć powagę odniesionychobrażeń i całkiem realną możliwość, że już nie będzie chodziłnawet gdy zrosną się pęknięcia i blizna pooperacyjna na plecach.- Skłamałaś - oskarżył Meredith.- Powiedziałaś, że będęchodził.Chirurg nie ma takiej pewności.- Wiesz dobrze, że jego zdaniem wszystko zależy od tego,jak będzie przebiegała rekonwalescencja i od twojej chęciwspółpracy z fizjoterapeutą po wyjściu ze szpitala - odparłaspokojnie.- Doktor Danbury twierdził, że rokowania sąpomyślne.- Danbury przyleciał tu z Kliniki Mayo - odezwał się, patrzączmrużonymi oczami.- Odrzutowcem firmy TennisonInternational.Wzruszyła ramionami.- Po prostu ubiegłam twoją matkę.Zrobiłaby przecież tosamo.- Ty i ja jesteśmy przeciwnikami - powiedział cicho.- Jestemci wdzięczny za to, co zrobiłaś, ale dla prowadzonych przez nasinteresów to nie ma znaczenia Będę walczył zębami i pazurami omoją firmę.- Och, nie spodziewałam się niczego innego - odrzekłazamyślona.- Lubię uczciwą walkę.Poprawił się na łóżku,wykrzywiając nieco twarz.- Ciągną mnie te przeklęte szwy.-Zdejmą ci je za pięć dni i będziesz mógł wyjść - poinformowała. Zamknął oczy i opadł na poduszki, blady, wyczerpany.- Będę musiał zająć pokój na parterze - głośno myślał.- Tak.- Założyła nogę na nogę i obserwowała go spokojnie.Otworzył oczy i napotkał jej wzrok.Wpatrywał się badawczo wtwarz Meredith, szukając oznak zmęczenia.- Nie opuszczasz szpitala, odkąd tu jestem.Wychodzisztylko po to, żeby się przespać.- Myrnie był ktoś potrzebny.Niemacie przecież innej rodziny.- Już sobie wyobrażam, jaktroszczysz się o moją matkę.- Sama mam syna - stwierdziła surowo.- Może terazrozumiem ją trochę lepiej niż kiedyś.Wyraz twarzy Cyrusa złagodniał.Odwrócił wzrok ku oknu.- Masz jego zdjęcie? - Jego? Spojrzał, zaciskając szczęki.-Mojego syna.Fala gorąca przepłynęła przez jej ciało, gdy usłyszała lekkąnutkę władczości w jego głosie.- Tak - odrzekła i niezdarnie zaczęła szperać w torebce.Podała Cyrusowi fotografię.Chwycił jej nadgarstek wstalowym uścisku, a fotografię wziął drugą ręką.Długo patrzył wmilczeniu na zdjęcie.- Ma twoje oczy - odezwał się po chwili - chociaż ich kolorodziedziczył po mnie.Ma też mój nos i podbródek.- I pewnie będzie wysoki - powiedziała z wahaniem.Podniósł na nią wzrok i spostrzegł, że na jej policzki powoli wypełza rumieniec.- Kiedy myśmy go zrobili? - spytał.Poczuła przypływ gorąca.Nie chciała tego sobieprzypominać.- Kiedy? - szepnął.- Za pierwszym razem.- Mój Boże.- - Znów spojrzał na zdjęcie, a wyraz jegotwarzy był tak obcy i tajemniczy, że Meredith mogła go tylkobezradnie obserwować.Wówczas wszystko tak raptownie się skończyło.ToMeredith, i Henry chodzili razem na lekcje porodu naturalnego.Henry był przy niej, kiedy Blake przy szedł na świat, kiedy rósł irozwijał się.Teraz Meredith zdała sobie sprawę, w jak wielkimstopniu uważała Henry'ego za namiastkę tego, czego pragnęłaobecności Cyrusa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl