, Sapkowski Andrzej Narrenturm (SCAN dal 1111) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zostałem zwolniony.Nikt mnie nie ściga, nikt nie prześladuje.Jestem człowiekiem wolnym.- Jakżeż mogłam zapomnieć - odrzekła z przekąsem.- Ale dobrze, niech będzie, daję wiarę.A jeśli daję.To wniosek nasuwa się prosty.Szarlej uniósł brwi znad oblizywanej łyżki, dając wyraz zaciekawieniu.Reynevan niespokojnie powiercił się na ła­wie.Jak się okazało, słusznie.- Wniosek nasuwa się prosty - powtórzyła, przypatru­jąc mu się, Dzierżka de Wirsing.- Tedy to imć młody pan Reinmar z Bielawy jest obiektem polowania i pościgu.Że od razu nie zgadłam, chłopcze, to przez to, że w takich aferach rzadko przegrasz, stawiając na Szarleja.Oj, do­braliście się wy, dobraliście niczym w korcu maku.Zerwała się nagle, doskoczyła do okna.- Hej, ty! - wrzasnęła.- Tak, ty! Łajzo jedna! Kulfo­nie zołzowaty! Kutasie krzywy! Jeszcze raz uderzysz ko­nia, a każę cię nim po majdanie włóczyć!- Wybaczcie - wróciła do stołu, splotła ramiona pod falującym biustem.- Ale wszystkiego muszę sama dopil­nować.Ledwo oko odwrócę, a już się bieszą, nicponie.O czym to ja? Aha.Żeście się dobrali, figlarze.- Wiesz zatem.- A jakże.Krąży plotka po narodzie.Kyrielejson i Wal­ter de Barby uganiają się po gościńcach, Wolfher Sterczą jeździ samoszóst po Śląsku, śledzi, wypytuje, odgraża się.Zbytecznie jednak sępisz nos, Szarleju, a i ty niepo­trzebnie się niepokoisz, chłopcze.Przy mnie jesteście bez­pieczni.Nic mnie nie obchodzą miłosne awantury i rodo­we swary, Sterczowie ni braty mi, ni swaty.W przeci­wieństwie do ciebie, Reinmarze Bielau.Boś dla mnie, mo­że cię to zdziwi, ale krewniak.Nie rozdziawiaj gęby.Jam jest wszak de domo Wirsing, z Wirsingów na Reichwalde.A Wirsingowie z Reichwalde poprzez Zedlitzów spokrew­nieni są z Nostitzami.A przecie twoja babka była Nostitzówna.- To prawda - przemógł zdumienie Reynevan.- Ale żeście, pani, tak biegli w koneksjach.- Wiem to i owo - ucięła kobieta.- Brata twego, Pio­tra, znałam dobrze.Drużył ze Zbylutem, moim małżon­kiem.Gościł u nas, na Skałce, niejeden raz.Na koniach ze skałeckiej stadniny zwykł jeździć.- Mówicie w czasie przeszłym - Reynevan spochmurniał.- Tedy wiecie już.- Wiem.Trwające czas jakiś milczenie przerwała Dzierżka de Wirsing.- Szczerze z tobą współczuję - powiedziała, a jej po­ważna twarz szczerość potwierdzała.- To, co stało się pod Balbinowem, to i dla mnie tragedia.Twego brata znałam i lubiłam.Zawsze ceniłam go za rozsądek, za trzeźwe spojrzenie, za to, że nigdy nie robił z siebie nadętego półpanka.Co tu dużo gadać, toć za przykładem Peterlina właśnie mój Zbylut nabrał umu-rozumu.Nos, co go zwykł był po wielkopańsku zadzierać, opuścił ku ziemi, zoba­czył, na czym nogami stoi.I jął się hodowli koni.- Tak to było?- A jakże.Przedtem Zbylut z Szarady był pan, szlach­cic, znana jakoby w Małopolsce familia, samym Melsztyńskim piąta pono woda po kisielu.Herbowy rycerz, z tych, co to wiecie: na piersi Leliwa, pod Leliwą podarte gacie.Aż tu Piotr Bielau, taki sam miles mediocris, dumny, ale biedny, bierze się za interes, buduje farbiarnię i folusz, sprowadza majstrów z Gandawy i Ypres.Bimbając na to, co powiedzą inni rycerze, robi pieniądze.I co? Wkrótce jest prawdziwym panem, możnym i bogatym, a pogardza­jący nim herbowi gną się w ukłonach i ślinią w uśmie­chach, byle tylko był łaskaw pożyczyć im gotówki.- Peterlin - oczy Reynevana błysnęły.- Peterlin poży­czał pieniądze?- Wiem, co podejrzewasz - Dzierżka spojrzała na nie­go bystro.- Ale to wątpliwe.Twój brat pożyczał tylko lu­dziom dobrze sobie znanym i pewnym.Za lichwę można podpaść Kościołowi.Peterlin brał mały procent, nawet nie połowę tego, co Żydzi, ale przed donosem nie tak łatwo się obronić.A względem twoich podejrzeń.Ha, fakt, nie brakuje takich, co gotowi zamordować, nie mogąc lub nie chcąc spłacić długu.Ale ludzie, którym pożyczał twój brat, do takich raczej nie należeli.Błądzisz więc po zi­mnym tropie, krewniaku.- Niewątpliwie - zacisnął wargi Reynevan.- Nie ma co mnożyć podejrzeń.Ja wiem, kto i dlaczego zabił Peterlina.Wątpliwości w tym względzie nie mam żadnych.- Należysz więc do mniejszości - rzekła zimno kobie­ta.- Bo większość wątpliwości ma.Ciszę, która zapadła, znowu przerwała Dzierżka de Wirsing.- Krążą plotki po narodzie - powtórzyła.- Ale wielce nierozsądnym, ba, głupim wręcz byłoby na podstawie onych pochopnie brać się do wróżdy i zemsty.Mówię to na wypadek, gdybyście trafunkiem wcale nie do Matki Bo­skiej Bardzkiej zmierzali, lecz całkiem inne mieli plany i zamiary.Reynevan udał, że całkowicie pochłania go zaciek na powale.Szarlej miał minę niewinną jak dziecię.Dzierżka nie spuszczała z obu orzechowych oczu.- Względem zaś śmierci Peterlina - podjęła po chwili, zniżając głos - to wątpliwości są.I to poważne.Bo to, uważacie, dziwna się zaraza szerzy na Śląsku.Dziwny pomór padł na przedsiębiorców i kupców, a i rycerskich głów nie oszczędza.Umierają ludzie zagadkową śmier­cią.- Pan Bart - mruknął pod nosem Reynevan.- Pan Bart z Karczyna.- Pan von Bart - dosłyszała, kiwnęła głową.- A wcze­śniej pan Czambor z Heissensteinu.A przed nim dwaj płatnerze z Otmuchowa, imion zapomniałam.Tomasz Gernrode, mistrz cechu rymarzy z Nysy.Pan Fabian Pfefferkorn z niemodlińskiej spółki handlowej, od handlu oło­wiem.A ostatnio, ledwo tydzień temu, Mikołaj Neumarkt, świdnicki mercator sukienny.Iście pomór.- Niechaj zgadnę - odezwał się Szarlej.- Żaden z wy­mienionych nie umarł na ospę.Ani ze starości.- Zgadłeś.- Będę zgadywał dalej: nie bez kozery masz liczniejszą niż zwykle eskortę.Nie bez kozery złożoną z uzbrojonych po zęby bandziorów.Dokąd to, mówiłaś, jedziesz?- Nie mówiłam - ucięła.- Tamtej sprawy tknęłam zaś jeno po to, byście pojęli, jak jest dużą.Byście pojęli, że tego, co się dzieje na Śląsku, przy najlepszych chęciach nie da się przypisać Sterczom.Ani obciążyć tym Kunza Aulocka.Bo to się zaczęło na długo przed tym, nim przy­łapano młodego pana de Bielau w łóżku z panią Sterczową.Warto, byście o tym pamiętali.Ja nie mam już nic więcej do dodania.- Powiedziałaś zbyt dużo - Szarlej nie spuścił wzroku - by nie dokończyć.Kto zabija śląskich kupców?- Gdybyśmy wiedzieli - oczy Dzierżki de Wirsing za­płonęły groźnie - to już by nie zabijał.Ale bez obawy, do­wiemy się.Wy trzymajcie się od tego z dala.- Czy mówi wam coś - wtrącił Reynevan - nazwisko Horn? Urban Horn?- Nie - odrzekła, a Reynevan od razu wiedział, że kła­mie.Szarlej spojrzał na niego, w jego oczach Reynevan odczytał wskazówkę, by nie zadawać dalszych pytań.- Trzymajcie się od tego z dala - powtórzyła Dzierżka.- To niebezpieczna rzecz.A wy macie, jeśli wierzyć plot­kom, dość własnych zmartwień.Gadają ludziska, że Sterczowie srodze się zawzięli.Że Kyrielejson i Stork krążą jak wilki, że są już na tropie.Wreszcie, że pan Guncelin von Laasan wyznaczył nagrodę za jakowychś dwóch szelmów.- Plotki - przerwał Szarlej.- Pogłoski.- Możliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl