, Sagan Carl Kontakt (SCAN dal 912) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież na pewno znajdą się tacy, którzy będą nalegać na natychmiastowe rozpoczęcie budowy.To znaczy, zaraz po tym, jak otrzymamy alfabet i rozszyfrujemy kod.Powiedz mi, z czym zamierzają wystąpić Amerykanie?- Nie wiem - powiedziała z ociąganiem.Pamiętała przecież, że zaraz po tym, jak nadeszły pierwsze diagramy, der Heer zaczął ją indagować, czy budowa maszyny nie przekroczy możliwości ziemskiej ekonomii i technologii.Nie bardzo mogła zapewnić go ani o jednym, ani drugim.Przypomniała sobie, jaki Ken był zalatany przez ostatnie tygodnie - prawie kompletnie roztrzęsiony.Oczywiście, zważywszy jego odpowiedzialność w tej materii.- Czy doktor der Heer i pan Kitz zatrzymali się w tym samym co ty hotelu?- Vaygay, ty jesteś zazdrosny, powiedz? Wygląda na to, że odgadłeś moje uczucie do Kena szybciej niż ja sama.Wtedy, jeszcze w Argusie.Przez ostatnie dwa miesiące Ken i ja właściwie byliśmy parą.Czy masz coś przeciwko temu?- Ależ skąd, Ellie.Nie jestem ani twoim ojcem, ani zazdrosnym kochankiem.Życzę ci wiele szczęścia.Ale co ja poradzę, że wciąż węszę jakiś nieprzyjemny obrót spraw.I nie chciał dodać nic więcej.Wrócili więc do swych wstępnych interpretacji diagramów, którymi wkrótce pokryli cały stolik.Dla równowagi pogadali też trochę o polityce.Po rytuale sprzeczki, kto będzie płacić, zauważyła, że tymczasem z ulewy za oknami zrobiła się niewielka mżawka.Wiadomość o sygnale z Vegi ogarnęła bez reszty całą Ziemię.Ludziom, którzy pojęcia nie mieli, czym jest radioteleskop albo liczby niepodzielne, opowiadano o dziwnym głosie z gwiazd, o zagadkowych żywych istotach - niezupełnie ludziach, ale też niezupełnie bogach - których odkryto w niebie.I które nie pochodzą z Ziemi.I że ich gwiezdny dom można dokładnie obejrzeć, nawet podczas pełni Księżyca.Coraz wyraźniej dało się odczuć - wśród nieustającej wrzawy, jaką czyniły sekty - wzbierające wśród ludzi oczekiwanie cudu, jakiś nabożny lęk.Działo się coś, co odmieniało oblicze świata, coś nieomal cudownego.Powietrze drgało od nadziei, od poczucia, że coś się zaczyna od nowa.„Ludzkość zdaje egzamin do szkoły średniej” - napisał we wstępniaku jeden z amerykańskich dziennikarzy.Okazało się, że nie jesteśmy sami we wszechświecie.Że są inne inteligentne istoty, z którymi można nawiązać kontakt.Istoty, które prawdopodobnie dłużej od nas istnieją i są mądrzejsze.Przysyłają nam całą bibliotekę wyselekcjonowanych informacji.Wszyscy wyczekiwali wręcz na jakieś świeckie, niereligijne Objawienie, które nastąpi niebawem - i wszystko to wśród specjalistów z różnych dziedzin stawało się coraz większym powodem do zmartwienia.Matematycy martwili się, że uszły ich uwagi jakieś elementarne twierdzenia.Przywódcy religijni - że wartości moralne z układu Vega, choć Ziemianom obce, mogą znaleźć chętnych wyznawców szczególnie wśród niewinnej młodzieży.Astronomowie martwili się, że błędne były ich fundamentalne opisy najbliższych gwiazd.Politycy i przywódcy państwowi - że wyższe cywilizacje rządzą się wedle innych systemów politycznych, niewiele mających wspólnego z tymi, które „się nosi” na Ziemi.Cokolwiek Veganie wiedzą, z pewnością nie zostało wypróbowane przez ziemskie instytucje, ludzką historię i biologię.Co będzie, jeśli wiele z tego, co uważamy za prawdę, okaże się nieporozumieniem, wyjątkiem lub logicznym błędem? Eksperci całego świata czuli się zmuszeni do niełatwego zadania rewizji fundamentalnych zasad w każdej dziedzinie wiedzy.Niezależnie od małego zamętu w kręgach profesjonalnych, przez świat przetaczał się również zamęt wielki, spowodowany świadomością niesłychanej przygody jaką przeżywa ludzkość, zwrotnego momentu w jej historii, wkraczania w nową erę.Emocje te wzmagało zbliżające się Trzecie Milenium.Owszem, wciąż trwały konflikty polityczne, niektóre - jak kryzys południowoafrykański - poważne, ale coraz wyraźniej i w coraz to nowych krajach świata odrzucano szowinistyczną retorykę i nędzny, zadowolony z siebie nacjonalizm.W ludziach - w tych miliardach drobnych istnień rozrzuconych po całej planecie - zwyciężało przeświadczenie, że solidarnie muszą stawić czoła jakiejś niesłychanej okazji.choć niewykluczone, że zamiast tego - jakiemuś gigantycznemu niebezpieczeństwu.Wielu coraz wyraźniej widziało groteskowość głupich, małych sporów, w których tonęły państwa wielonarodowe, podczas gdy przed ludzkością twarzą w twarz stawała cywilizacja nie-ludzka, o przekraczających ziemski rozum umiejętnościach.Nutka nadziei pobrzmiewała w tym, co coraz głośniej mówiono.Niektórzy, bardziej sceptyczni, uważali ją za coś innego: za zagubienie.Czasem za tchórzostwo.Bo przez dziesięciolecia, jakie upłynęły od 1945 roku, jedno co rosło nieprzerwanie, to zapasy strategicznej broni jądrowej.Zmieniali się przywódcy, typy uzbrojenia, strategie, ale sztuk broni jądrowej ciągle przybywało.Przyszedł wreszcie moment, gdy było tego więcej niż dwadzieścia pięć tysięcy jednostek - po dziesięć na każde większe miasto.Technologia zmierzała w kierunku coraz większego skracania czasu lotu, prowadzenia rakiety przez cel i jej odporności na strącenie.Z tak wielką głupotą - do tego latami popieraną przez tylu przywódców i przez tak wiele krajów - poradzić mogłoby sobie tylko równie wielkie zagrożenie.Na pierwszej sesji plenarnej Światowego Konsorcjum Wiadomości w Paryżu reprezentowany był każdy kraj, który uzbierał choć garstkę Wiadomości.Przysłano zarówno delegatów naukowych, jak i politycznych - zadziwiająco wielu pokazało się też wojskowych.W kilku przypadkach na czele delegacji stanęli ministrowie spraw zagranicznych, nawet głowy państw.W delegacji brytyjskiej znaleźć można było Viscounta Boxfortha, Lorda Wielkiej Pieczęci - godność, którą prywatnie Ellie uznała za pocieszną.Na czele delegacji sowieckiej stał B.J.Abuchimow - prezes Sowieckiej Akademii Nauk, któremu towarzyszył Gotsridze - Minister Przemysłu Ciężkiego, oraz Archangielski - również odgrywający jakąś znaczną rolę.Prezydent zdecydowała, by delegacji amerykańskiej przewodniczył der Heer, któremu towarzyszył Podsekretarz Stanu Elmo Honicutt i, wśród paru innych, Michael Kitz z Departamentu Obrony.Ogromna mapa w rzucie prostokątnym ukazywała rozmieszczenie radioteleskopów na powierzchni Ziemi, nie wyłączając sowieckich wojskowych statków oceanicznych.Ellie rozejrzała się po świeżo odrestaurowanej sali konferencyjnej, do której przylegały biura i apartamenty prezydenta Francji.Mijał dopiero drugi rok jego siedmioletniej kadencji, więc robił wszystko, by zjazd wypadł jak najokazalej.Ruchliwą masę twarzy, flag i strojów narodowych odbijały blaty długich mahoniowych stołów i pokryte lustrami ściany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl