, Rice Anne Godzina czarownic Tom 4 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Michael może zostać skrzywdzony.Co mam zrobić? Kłamać? Ja nie kłamię.Aaron kłamie.Ja nie.Nie wiem – jak.– Nie wierzę ci.Ale może ty sam w to wierzysz.– Ranisz mnie.– Powiedz mi, jak to się skończy?– Co?– Moje życie z tobą?Cisza.– Nie powiesz.– Ty jesteś przejściem.Siedziała nieruchomo.Czuła, jak pracuje jej umysł.Ogień trzaskał, płomienie tańczyły na palenisku, a ich ruch wydawał się zbyt spowolniony, aby był naturalny.Powietrze zamigotało ponownie.Rowan wydawało się, że zamiast kryształków zwisających z kandelabru zobaczyła długie krople łez poruszające się, obracające, gromadzące odpryski światła.– Co to znaczy być przejściem?– Ty wiesz, co to znaczy.– Nie.– Potrafisz przekształcać materię, doktor Mayfair.– To nie takie pewne.Jestem chirurgiem.Pracuję używając precyzyjnych narzędzi.– Ach, ale twój umysł jest bardziej precyzyjny.Zmarszczyła brwi, te słowa przeniosły ją w świat tego dziwnego snu ukazującego operację na lejdejskim uniwersytecie.– W swoim czasie skutecznie hamowałaś krwawienia – powiedział niespiesznie ściszonym głosem.– Zamykałaś rany.Sprawiałaś, że materia była ci posłuszna.Kryształowy świecznik zadźwięczał w ciszy.Zalśnił w nim odblask tańczących płomieni.– Szybko bijące serca twoich pacjentów zwalniały; odblokowywałaś uszkodzone naczynia krwionośne w ich mózgu.– Nie zawsze byłam świadoma.– Robiłaś to.Obawiasz się swojej siły, ale ją posiadasz.Wyjdź do ogrodu nocą.Możesz sprawić, by kwiaty się otworzyły.Możesz wpłynąć na nie, by urosły, tak jak i ja to robię.– Ach, ty robisz to tylko z martwymi roślinami.– Nie.Próbowałem też z żywymi.Z irysem, którego widziałaś, chociaż to wyczerpało mnie i sprawiło ból.– Potem irys obumarł i opadł z łodygi.– Tak.Nie miałem zamiaru go zabić.– Pchnąłeś go do granic biologicznych możliwości, wiesz o tym.Dlatego obumarł.– Tak.Nie znałem jego ograniczeń.Rowan czuła się, jakby była w transie; jakże doskonale czysto brzmiał jego głos, jak precyzyjnie.– Zatem nie zmuszasz po prostu molekuł do przesuwania się w tym czy innym kierunku.– Nie.Wnikam w chemiczną strukturę komórek, tak jak ty.Jesteś przejściem.Masz wgląd w istotę życia.– Nie, przeceniasz moją wiedzę.Nie potrafię tego robić.Atmosfera ze snu wróciła.Wszyscy zgromadzeni w oknach uniwersytetu w Lejdzie.Co to za tłum na ulicy? Myślą, że Jan van Abel jest heretykiem.– Nie wiesz, o czym mówisz – powiedziała.– Wiem.Widzę dalej.Dałaś mi metafory i terminy.Poprzez twoje książki przyswoiłem sobie również pojęcia.Widzę do końca.Wiem.Rowan może przekształcać materię.Rowan potrafi wziąć tysiące maleńkich komórek i rozpoznać je.– Ale jaki jest koniec? Czy zrobię to, czego chcesz? Znowu westchnienie.Coś zaszeleściło w rogu pokoju.Zasłony poruszyły się gwałtownie.Świecznik zadźwięczał ponownie, szkło uderzyło o szkło.Czy to warstwa mgły podniosła się ku sufitowi, płynąc ku jasnobrzoskwiniowym ścianom? A może to tylko odblask ognia tańczący, odbijający się w jej oczach.– Przyszłość jest materią utkaną z możliwości – powiedział.– Niektóre z nich stopniowo stają się prawdopodobieństwem, niewiele – nieuchronnością.Jednak pojawiają się niespodzianki i wplatając się w osnowę i wątek mogą je rozerwać.– Bogu dzięki – powiedziała.– Więc nie możesz widzieć końca.– I tak, i nie.Zachowanie wielu ludzi jest całkowicie do przewidzenia.Twoje nie.Jesteś za silna.Możesz być przejściem, jeśli dokonasz takiego wyboru.– Jak?Cisza.– Czy zepchnąłeś Michaela do morza?– Nie.– Czy ktoś to zrobił?– Michael spadł ze skały, ponieważ był nieuważny, jego dusza obolała, a życie – bez sensu.Mówił o tym jego wyraz twarzy, każdy gest.Nie trzeba było być duchem, żeby to dostrzec.– Ale ty widziałeś.– Tak, na długo przedtem, ale nie miałem z tym nic wspólnego.Uśmiechnąłem się.Widziałem ciebie i Michaela razem.Zobaczyłem to już wtedy, kiedy Michael był mały i spoglądał na mnie przez ogrodzenie.Widziałem jego śmierć i ocalenie przez Rowan.– Co Michael widział, kiedy wpadł do morza?– Nie wiem.On nie był żywy.– Co masz na myśli?– Był martwy, doktor Mayfair.Wiesz, czym jest śmierć.Komórki przestają się dzielić.Organizm nie podlega już jednej organizującej sile lub centralnemu układowi poleceń.Umiera.Wszedłem w ciało Michaela.A ponieważ było jeszcze świeże, mogłem podnosić jego kończyny, słyszeć jego uszami.Ale on już nie żył.Michael opuścił swoją cielesną powłokę.– Wiesz to?– Wiem to teraz.Wiedziałem, zanim się to stało.Wiedziałem wtedy, kiedy się to działo.– Gdzie wówczas byłeś?– Obok Deirdre.By była szczęśliwa, aby spełnić jej marzenia.– Ach, więc rzeczywiście widzisz daleko.– Rowan, to nie ma znaczenia.Miałem na myśli, że widzę rzeczy odległe w czasie.Przestrzeni także nie postrzegam jako linii prostej.Znowu cicho się roześmiała.– Twój głos jest taki piękny, że chce się go objąć.– Ja jestem piękny, Rowan.Mój głos jest moją duszą.Oczywiście mam duszę.Inaczej świat byłby zbyt okrutny.Poczuła się tak smutna, kiedy to usłyszała, że zachciało jej się płakać.Wpatrywała się w kryształ świecznika i zamknięte w nim maleńkie błyski płomieni.Pokój zdawał się tonąć w upale.– Kochaj mnie, Rowan – powiedział po prostu.– Jestem najsilniejszą istotą możliwą do wyobrażenia w twojej rzeczywistości i jestem jedyny dla ciebie, moja ukochana.Słowa te brzmiały niczym pieśń bez melodii, tak jakby głos był zrobiony i z ciszy, i z pieśni, jeśli to w ogóle wyobrażalne.– Kiedy uzyskam cielesną formę, będę więcej niż człowiekiem.Będę czymś nowym pod słońcem.Dużo ważniejszym dla ciebie niż Michael.Jestem nieskończoną tajemnicą.Michael daje ci wszystko, co może.Nie ma już więcej tajemnicy w twoim Michaelu.– Nie, to nie może być prawda – wyszeptała.Zdała sobie sprawę, że zamknęła oczy; czuła się taka śpiąca.Zmusiła się do spojrzenia na świecznik.– Jest nieskończona tajemnica miłości.– Miłość trzeba czymś karmić, Rowan.– Mówisz, że muszę wybrać pomiędzy tobą i Michaelem?Cisza.– Czy kazałeś innym wybierać? – Myślała szczególnie o Mary Beth i jej mężczyznach.– Widzę daleko, mówiłem ci.Kiedy Michael stał przy furtce wiele lat temu, według twojego czasu, zobaczyłem, że dokonujesz wyboru.– Nie mów mi nigdy, co zobaczyłeś.– Świetnie.Rozmowa o przyszłości zawsze przynosi nieszczęście ludziom.Ich rozmach bierze się z tego, że nie widzą daleko.Porozmawiajmy o przeszłości.Wy lubicie rozumieć przeszłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl