, Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłuchaj mnie teraz.Mam zamiar przeczytać te dokumenty.Każdą stronę.Ja też go widziałam, lecz on nie tylko się pojawia.To coś oddziałuje na materię.– Kiedy go widziałaś?– Tej nocy, gdy umarła moja matka.W tej samej chwili.Próbowałam się do ciebie dodzwonić.Zatelefonowałam do hotelu, ale nie odebrałeś.Diabelnie się przestraszyłam.Ale samo ukazanie się nie ma znaczenia.Ważne jest to, co zdarzyło się później.To coś wzburzyło wodę wokół domu tak mocno, że dom chwiał się na palach.A wtedy nie było sztormu w Zatoce Richardsona ani w Zatoce San Francisco, żadnego trzęsienia ziemi czy innej naturalnej przyczyny tego zjawiska.Zaszło coś jeszcze.Następnym razem czułam, jak to coś mnie dotyka.– Kiedy to się stało?– W samolocie.Myślałam, że śnię.Ale to nie był sen.Potem czułam tam ból, obtarcie, jakbym była z dużym mężczyzną.– To znaczy, że.– Myślałam, że śnię.Próbuję go określić i stwierdzam, że to coś to nie tylko wizje.Jest fizyczne w bardzo szczególny sposób.A co muszę zrozumieć, to jego wymiary.– Cóż, to bardzo naukowe podejście, jak najbardziej godne polecenia.Mogę zapytać, czy to dotykanie wywołało mniej lub bardziej naukowy odzew?– Oczywiście, że tak.Sprawiało mi przyjemność, bo byłam rozespana.Po ocknięciu poczułam się tak, jakbym została zgwałcona.Ogarnął mnie wstręt.– Och, to wspaniale – stwierdził z namysłem.– Masz przecież moc, aby powstrzymać to coś przed taką napaścią.– Tak.Teraz, kiedy już wiem, co to jest, powstrzymam go.Ale gdyby ktoś próbował wmówić mi przedwczoraj, że niewidzialne coś wsunie mi się pod ubranie w czasie lotu do Nowego Orleanu, nie byłabym na to bardziej przygotowana niż byłam, bo nie uwierzyłabym.Wiemy, że to coś nie chce mnie skrzywdzić.I prawie jesteśmy pewni, że tobie też nie zrobi nic złego.Ale musimy pamiętać, że wyrządzi krzywdę każdemu, kto wtrąca się do jego planów, a to dotyczy twego przyjaciela Aarona.– Prawda – przytaknął Michael.– Wyglądasz na zmęczonego i to ciebie trzeba zabrać do hotelu i położyć do łóżka – stwierdziła.– Dlaczego nie wracamy?Nie odpowiedział.Wyprostował się.Podrapał w kark.– Czegoś mi nie mówisz – zaczął.– Czego?– Ja tego też nie powiem.– Ależ powiedz – poprosiła cicho, spokojnie.– Nie chcesz z nim porozmawiać? Wobec ciebie byłby szczery.Nie chcesz sama zapytać, kim lub czym jest? Nie uważasz, że możesz się z nim porozumieć lepiej niż ktokolwiek inny? Może ty nie chcesz.Ale ja chcę z nim porozmawiać.Pragnę wiedzieć, dlaczego ukazał mi się, kiedy byłem dzieckiem; dlaczego podszedł do mnie tak blisko, że prawie dotykałem jego buta.Chcę wiedzieć, czym jest.Mam pewność, bez względu na to, co Aaron mówił lub co powie, że jestem na tyle mądry, by dotrzeć do tego czegoś i zmierzyć się z nim.Może właśnie to coś oczekuje znaleźć w każdym, kto go widzi, taką dumę.Może na nią liczy.Jeśli tego nie czujesz tak jak ja, cóż, jesteś mądrzejsza i silniejsza ode mnie.Nigdy nie rozmawiałem z duchem czy zjawą, czym on tam zresztą jest.Za nic nie przepuściłbym takiej okazji, nawet wiedząc to wszystko, co wiem i pamiętając, co zrobił Aaronowi.Skinęła głową.– Tak, dobrze to ująłeś.Być może to coś manipuluje nami, wykorzystując próżność tkwiącą w każdym z nas, wiarę że nie uciekniemy tak jak inni.Jednak między mną a tym czymś jest coś jeszcze.Dotknęło mnie, potem zostawiło, a ja poczułam się zgwałcona.Nie polubiłam tego.Przez chwilę siedzieli w milczeniu.Michael zerknął na nią.Prawie słyszała trybiki poruszające się w jego głowie.Wstał i sięgnął po szkatułkę.Przesunął ją ku sobie po gładkiej powierzchni stołu.Otworzył i spojrzał na szmaragd.– Dalej – mruknęła.– Dotknij!– Nie przypomina klejnotu, który narysowałem – wyszeptał.– Szkicowałem z wyobraźni, a nie z pamięci.– Michael pokręcił głową.Wydawało się jej, że zamknie szkatułkę, gdy nagle ściągnął rękawice i położył palce na kamieniu.Czekała w ciszy.Dostrzegła w jego oczach rozczarowanie i niechęć.Kiedy z westchnieniem opuścił wieczko, nie nalegała na odpowiedź.– Widziałem ciebie – zaczął – jak zakładasz naszyjnik.Siebie stojącego przed tobą.– Włożył starannie rękawiczkę.– Wtedy wszedłeś.– Tak – przytaknął.– Nawet nie zauważyłem, że go masz na szyi.– Było ciemno.– Nie o to chodzi, po prostu nie miałaś go na szyi.– Jakie to ma znaczenie? – spytała wzruszając ramionami.– Zdjęłam klejnot i schowałam z powrotem do szkatułki.– Nie wiem.– Czy widziałeś coś jeszcze?Pokręcił głową.– Nie, to znaczy tak, że mnie kochasz – wyszeptał.– Naprawdę.– Wystarczy, że dotkniesz mnie, żeby się tego dowiedzieć – odparła.Uśmiechnął się, lecz smutno, z rezygnacją.Wsunął ręce do kieszeni, jakby próbował się pozbyć własnych dłoni.Pochylił głowę.Czekała dłuższą chwilę.Cierpiała widząc go zatroskanego.– Chodźmy stąd – zaproponowała.– To miejsce gorzej działa na ciebie niż na mnie.Wracajmy do hotelu.Skinął głową.– Wypiłbym szklankę wody.Gorąco mi.Jak myślisz, jest gdzieś w tym domu zimna woda?– Nie mam pojęcia – odpowiedziała.– Nawet nie wiem, czy jest tu kuchnia.Może znajdziemy gdzieś studnię z czerpakiem obrośniętym mchem.A może jest zaczarowane źródełko.Roześmiał się cicho.– Chodź, poszukajmy wody.Wstała i wyszła za nim przez tylne drzwi jadalni.Znaleźli się w kredensie.Była tam mała umywalka i oszklone szafki wypełnione porcelaną.Michael przeszedł powoli przez pomieszczenie.Wydawało się, że mierzy grubość murów.– Tutaj! – zawołał mijając kolejne drzwi.Nacisnął stary, czarny guzik na ścianie.Pod sufitem zapaliła się zmatowiała żarówka, odsłaniając długie, dwupoziomowe pomieszczenie.Na wyższym poziomie znajdowało się sterylne miejsce do prac kuchennych, a na niższym, po zejściu po dwóch schodkach znaleźli mały pokój śniadaniowy z kominkiem.Długi szereg szklanych drzwi ukazywał zarośnięty ogród.Tutaj kumkanie żab wydawało się głośniejsze, czystsze.Ciemny zarys ogromnego drzewa całkowicie zasłaniał widok północnego rogu posiadłości.Pokoje umeblowane były staroświecko, choć wygodnie.Wbudowana lodówka zajmowała połowę ściany.Ogromne, ciężkie drzwi przypominały chłodnie w restauracjach.– Nie mów mi, jeśli znajdziesz tam jakieś ciało – poprosiła ze znużeniem.– Nie chcę wiedzieć.– Jest tylko jedzenie – odparł z uśmiechem.– I zimna jak lód woda.– Ujął przezroczystą szklaną butelkę.– Opowiem ci o Południu.Tu zawsze w lodówce znajdziesz butelkę zimnej wody.Przeszukał szafki nad zlewem w rogu i znalazł dwie szklanki.Odstawił je na nieskazitelny blat [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl