, Costain Thomas Srebrny kielich 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzucił lejce służącemu, który go spotkał przy bramie, i ruszył przez dziedziniec.Łukasz wyszedł mu na spotkanie.Bazyli od razu zaczął składać sprawozdanie z tego, co zrobił.- Okazuje się, że policja nakazała Minjaminowi opuścić Antiochię, jak tylko został zwolniony.Są rozgniewani, że zlekceważył nakaz, możemy na nich polegać.Dołożą wszelkich starań, aby go pochwycić.Ustawiono straże u wszystkich bram miasta.Obawiam się jednak, że już za późno, aby coś zdziałać.- Osunął się sztywno na fotel i wyciągnął nogi przed siebie.- Minjamin starannie wszystko planuje.Mieliśmy wiele tego dowodów.Zawczasu zapewnił sobie drogę ucieczki.Sądzę, że dotarli do najbliższej bramy i są już daleko poza miastem.- Przetarł ręką oczy i westchnął zupełnie wyczerpany.- Pojechałem do portu z przedstawicielem władzy, który miał przekazać rozkazy.Byliśmy na każdym statku w zatoce, przekazując instrukcje kapitanom, aby ich tropili.Jednego możemy być pewni: nie uciekną morzem.- Jesteś bardzo zmęczony, mój synu - powiedział Łukasz.Zawahał się i dodał: - Muszę ci powiedzieć o Deborze.Bazyli skoczył na równe nogi.- Debora! - zawołał.- Co z nią? Czy jest zraniona?- Znaleziono ją po twoim odjeździe.Wygląda na to, że podejrzewała, co zrobią zeloci i ustawiła się pod oknem pokoju, w którym był Kielich.Zaatakowała ich, kiedy skoczyli przez okno.Użyła twego miecza.Wypytywałem ją, ale niewiele potrafi powiedzieć o tym, co zaszło.Ponieważ czubek miecza jest poplamiony krwią, najwyraźniej musiała zrobić z niego jakiś użytek.Kiedy ją znaleziono, była jeszcze nieprzytomna od uderzenia w tył głowy.- Co ona o mnie pomyśli! - wykrzyknął Bazyli.- Wie, że wróciłem i znów pojechałem, nie starając się z nią zobaczyć.- Podjąłeś zadanie, które trzeba było wykonać.Debora wie o tym i rozumie.- Łukasz z podziwem potrząsnął głową.- Ona rzeczywiście została stosownie nazwana, ta mała, dzielna Debora! Ja cały dzień źle się czułem i spałem w pokoju na tyłach domu, gdy wynikło to zamieszanie.Nie widziałem tych wydarzeń na własne oczy, ale pozbierałem informacje.Jak wspaniale się zachowała! Kiedy zeloci walczyli zdobywając schody, ona zebrała służących, żeby ich zaatakować od tyłu.To mogłoby się udać, gdyby mieli jakąś broń, ale łopaty i miotły nie mogły przeważyć wobec mieczów w rękach zaciekłych mężczyzn.Pobito ich brutalnie i kilku służących zraniono.Potem nie mogła na nich wymóc nowego wysiłku i sama zajęła miejsce pod oknem.- A podczas tych zajść ja wracałem po całym dniu nieobecności, spędzonym na załatwianiu własnych spraw! Nigdy sobie tego nie wybaczę!- Ona chce ciebie zobaczyć, mój synu.Lepiej idź do niej teraz.Debora leżała wsparta na poduszkach z głową opasaną szerokim bandażem.Widać było, że cierpi z powodu zranienia w głowę.Twarz miała białą jak kreda.Z największym trudem zwróciła oczy w jego stronę.- Cieszę się, że wróciłeś - szepnęła.Bazyli objął ją ramieniem i przytulił policzek do jej twarzy.- Moja słodka żono! Czy możesz mi przebaczyć?- Przebaczyć! - zaprotestowała.- Nie ma w tym twojej winy.- Opuściłem cię, kiedy mnie potrzebowałaś.- Bazyli - powiedziała dość słabym głosem, potrząsając głową - nic nie mógłbyś zrobić, żeby nie dopuścić do tego, co się stało.- Powinienem być tutaj.Zawsze będę siebie oskarżał o to zaniedbanie.- Wszak musiałeś stawić się w sądzie.- Teraz poczuł, że sztywnieje w jego objęciu.- Bazyli, jak się to odbyło? Jaki jest wyrok?Zanim zdążył odpowiedzieć, ciągnęła dalej tonem samooskarżenia:- Potępiałeś siebie za swoją nieobecność, ale ja mam więcej powodów, żeby siebie ganić.Tak byłam wstrząśnięta, że wcale nie pomyślałam o rozprawie w sądzie.Jak to nieładnie z mojej strony.To przecież tyle dla ciebie znaczy.- Są rzeczy ważniejsze.Utrata Kielicha.i ty, moja najdroższa, walcząca tutaj, sama, podczas kiedy ja byłem nieobecny.Zaczęła łkać.- Nic nie mówisz, więc się domyślam, że.że przegrałeś sprawę.Potrząsnął głową.- Nie, ja wygrałem.Zostałem uznany za legalnego spadkobiercę.A jednocześnie straciłem.Zaczął jej opowiadać o wszystkim, co zaszło w domu na Kolumnadzie.- Jak widzisz - zakończył - chociaż wygrałem, ta wygrana nie wniesie ani miedziaka do mojej sakiewki.Debora słuchała z mieszanymi uczuciami.- Nie umiem ci powiedzieć, jak się czuję szczęśliwa, że uznano cię za legalnego spadkobiercę - odezwała się na zakończenie.Po chwili zastanowienia skinęła głową.- Miałeś rację dając wolność swoim niewolnikom.Bez względu na koszta, należało to zrobić.Jestem z ciebie bardzo dumna.Jak dobrze musiałeś przemawiać do wierzycieli, że się na to zgodzili.- Potem zaszła zmiana w jej nastroju i potrząsnęła gniewnie głową.- Wpadam w wielki gniew, kiedy pomyślę, że głupi i nieuczciwy człowiek przejął taki kwitnący interes i tak szybko go zrujnował.Ach, mój Bazyli, jaki to dla ciebie zawód! Jaki pech!- Przyznaję, że na początku byłem bardzo przybity.Tyle planów roiło nam się w głowach! Ale.- objął Deborę mocniej ramionami - bardziej mnie martwi ta rana na twojej głowie niż utrata mojej spuścizny.Z wysiłkiem usiadła na łożu.- To mnie tak gniewa - powiedziała przyciskając obie ręce do skroni - że w mojej głowie zaczęło jeszcze bardziej tętnić.Och, Bazyli, to okropne! Nasz świat rozpada się w gruzy wokół nas, a ja nie mogę zebrać myśli.Na pewno jest coś, co należałoby zrobić.Nie powinniśmy poprzestać na mówieniu o naszym złym losie, powinniśmy pomyśleć, jak temu zaradzić.Ale w głowie mi się mąci.Ach, gdybym tylko mogła zebrać myśli!Bazyli usiadł na brzegu łóżka.- Moja najdroższa, nic więcej nie możemy zrobić.Czy pamiętasz opowieść o Hiobie? Jak Sabinowie podeszli go i zabili wszystkie sługi, a potem Bóg zesłał ogień i ogromną wichurę i jego dzieci zostały zabite, a wszystko, co posiadał, zniszczone? To, co nas spotyka, może być próbą naszej wiary.Spuścizna przepadła.Podpisałem dokument, że się jej zrzekam i nic na to nie można poradzić.Chyba zaczynam się z tym godzić.Pan daje i Pan zabiera.Jeśli chodzi o Kielich, to czy sądzisz, że stary Harhas ma rację? Że powinniśmy być gotowi pozostawić go w rękach Boga? Jedno jest pewne, teraz nic więcej nie możemy zrobić w tej sprawie.- Znów ją objął.- Moja najsłodsza, nie zadręczaj się.Mogło być gorzej.Mogli cię zabić.Wkrótce poczujesz się lepiej, a ja niczego więcej już nie pragnę.W tym momencie do pokoju wszedł Łukasz, niosąc czarkę napełnioną jakąś miksturą.Przyłożył rękę do żyły na gardle Debory, potrzymał parę chwil i potrząsnął głową.- Za wiele mówiłaś - napomniał ją.- Masz, wypij to.Lekarstwo zmniejszy ból i pozwoli ci zasnąć.Zwrócił się do Bazylego i dodał:- Potrzebny jej sen.Długi, głęboki sen.Myślę, że powinieneś już odejść i sam też odpocząć.Debora wysunęła rękę z błaganiem.- Jeszcze nie odchodź, pobądź chwilkę, dopóki nie zasnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl