, Thomas Hardy Tessa d'Urberville 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Co? – krzyknął, stanął jak wryty i spojrzał na nią.– Nie chciałam panu tego powiedzieć, nie miałam wcale zamiaru – mówiła błagalnie.– Tutaj nikt o tym nie wie, a jeżeli, to bardzo niejasno.Toteż proszę, bardzo proszę, niech się pan powstrzyma od dalszych pytań.Proszę pamiętać, że teraz jesteśmy dla siebie obcy.– Obcy? Doprawdy obcy?Przez chwilę błysk dawnej ironii przemknął po jego twarzy, lecz z całą stanowczością stłumił go.– Czy to ten człowiek jest twoim mężem? – zapytał machinalnie, wskazując na robotnika obracającego korbę maszyny.– Ten człowiek? Ależ nic podobnego! – powiedziała dumnie.– Więc kto?– Niech mi pan nie zadaje pytań, na które nie chcę odpowiadać – prosiła i podniósłszy oczy rzuciła mu spod rzęs błagalne spojrzenie.D'Urberville zmieszał się.– Pytam o to tylko ze względu na ciebie – odparł gorąco.– Anieli niebiescy.Boże, przebacz mi to wyrażenie.Przysięgam ci, Tesso, że przychodząc tu miałem na myśli jedynie twoje dobro.Nie patrz tak na mnie, nie mogę znieść twoich spojrzeń! Od narodzin chrześcijaństwa nikt na świecie nie miał podobnych oczu! Lecz nie chcę tracić głowy.nie śmiem.Przyznaję, że widok twój obudził na nowo moją miłość dla ciebie, miłość, o której myślałem, że wraz z innymi podobnymi uczuciami już wygasła.Ale sądziłem, że nasze małżeństwo będzie uświęceniem nas obojga.Powiedziałem sobie, że wierząca żona uświęca niewierzącego męża, a wierzący mąż uświęca niewierzącą żonę.Lecz teraz wszystkie moje plany runęły.Muszę znieść jeszcze jeden zawód.Z oczami utkwionymi w ziemię smutno się zamyślił.– Zamężna! Zamężna!.Wobec tego – dodał drąc spokojnie zezwolenie na dwie połowy i chowając je do kieszeni – wobec tego, że to jest już niemożliwe, chciałbym teraz zrobić coś dobrego dla ciebie i dla twojego męża, kimkolwiek jest.Chciałbym ci jeszcze zadać kilka pytań, lecz nie chcę się sprzeciwiać twym życzeniom.Chociaż.gdybym znał twego męża, mógłbym łatwiej uczynić coś dla niego i dla ciebie.Czy on pracuje na tej farmie?– Nie – szepnęła – jest stąd daleko.– Daleko? Od ciebie? A cóż to za mąż?– O, proszę nie mówić o nim nic złego! To przez pana! Dowiedział się i.– Ach, tak? To smutne, Tesso!– Tak.– Ale żeby oddalić się od ciebie.zmusić cię do tak ciężkiej pracy!– On mnie wcale nie zmusza do pracy! – krzyknęła stając z całym zapałem w obronie nieobecnego.– On o tym nic nie wie! Ja sama tak się urządziłam!– Czy choć pisuje do ciebie?– Ja.ja nie mogę panu tego powiedzieć.To są nasze prywatne sprawy.– To znaczy, że nawet do ciebie nie pisuje.Jesteś więc porzuconą żoną, moja śliczna Tesso!Pod wpływem nagłego odruchu odwrócił się, by ją ująć za rękę, lecz dłoń jej była okryta rękawicą, zdołał więc tylko schwycić twarde skórzane palce, pozbawione życia i kształtu tych, które w nich tkwiły.– Nie powinien pan.nie powinien! – krzyknęła przestraszona, wysuwając dłoń z rękawicy jak z kieszeni i pozostawiając ją w jego uścisku.– O, niechże pan stąd już odejdzie, przez wzgląd na mnie i na mojego męża! Proszę o to w imię pańskiej wiary chrześcijańskiej.– Tak, tak, odejdę – powiedział spiesznie i oddawszy jej rękawicę zabierał się do odejścia.Lecz odwrócił się do niej raz jeszcze i powiedział: – Tesso, Bóg mi świadkiem, że biorąc cię za rękę nie miałem na myśli nic złego.Tupot kopyt końskich, którego, zajęci rozmową, nie usłyszeli, umilkł tuż obok nich i jakiś głos zawołał:– Na cóż ty, u diabła, sobie pozwalasz porzucając o tej godzinie pracę?To farmer Groby wyśledził z daleka dwie postacie i zaciekawiony przyjechał, by dowiedzieć się, co robią na jego polu.– Proszę nie mówić do niej w ten sposób! – zawołał d'Urberville z twarzą pociemniałą od gniewu, co nie wyglądało bynajmniej po chrześcijańsku.– Doprawdy, łaskawy panie! A cóż pastor od metodystów może mieć z nią wspólnego?– Co to za jeden? – zapytał d'Urberville zwracając się do Tessy.Podeszła do niego blisko.– Niech pan już odejdzie, proszę.– Co? Mam cię zostawić samą z tym brutalem? Widzę po jego twarzy, jaki to gbur.– On nie zrobi mi nic złego.On się we mnie nie kocha.W dzień Zwiastowania będę mogła stąd odejść.– Cóż, widzę, że nie pozostaje mi nic innego, tylko posłuchać cię.Ale.więc do widzenia.Po niechętnym odejściu obrońcy, którego lękała się więcej niż napastnika, farmer wyłajał ją jeszcze, co Tessa przyjęła z największym spokojem, gdyż napaść tego rodzaju nie miała nic wspólnego ze sprawami płci.Być zależną od tego kamiennego człowieka, który gdyby śmiał, chętnie by ją uderzył, uważała za mniejsze zło w porównaniu z tym, co wycierpiała dawniej.W milczeniu powróciła na pole, do miejsca swej pracy, i była jeszcze tak przejęta poprzednią rozmową, że niemal nie zauważyła, iż pysk konia gospodarza prawie dotyka jej ramienia.– Skoro naprawdę zobowiązałaś się pracować u mnie do dnia Zwiastowania, to postaram się, byś tego dotrzymała – warknął.– Cholera z tymi babami! Dziś to, jutro co innego! Ale ja tego dłużej nie ścierpię!Wiedząc dobrze, że gospodarz nie znęcał się nad innymi kobietami tak jak nad nią przez zemstę za otrzymane niegdyś uderzenie, Tessa wyobraziła sobie przez chwilę, jakby to było, gdyby mogła przyjąć zaofiarowaną jej przed chwilą propozycję i zostać żoną bogatego Aleca.Byłoby ją to uwolniło od wszelkiej zależności nie tylko w stosunku do obecnego wymagającego pracodawcy, lecz zależności od całego świata, który zdawał się nią gardzić.– Lecz nie, nie! – szepnęła bez tchu.– Teraz już nie mogłabym wyjść za niego.Jest mi tak nienawistny!Tego samego wieczoru zaczęła pisać do Clare'a błagalny list, w którym, ukrywając swe ciężkie położenie, zapewniała go o swej niewygasłej miłości.Każdy umiejący czytać między wierszami byłby dostrzegł, że pod jej wielkim uczuciem ukrywa się potworny strach, niemal rozpacz, coś tajemniczego, czego nie chciała wyjawić.Lecz i tym razem nie dokończyła swego wyznania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl