, Pattison Eliot Inspektor Shan 05 Modlitwa smoka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To nie jest tegowarte.Przekładasz tylko kamienie w strumieniu.Była to lekcja, jaką Shanowi często powtarzali Lokesh, Gendun iinni mnisi, wśród których żył.Jaki jest sens usiłować manipulowaćwydarzeniami w zewnętrznym świecie, pytali.Strumień przeznaczeniasię nie zmieni.Bez względu na to, jak wiele kamieni poprzestawia sięw strumieniu, woda zawsze przeniesie je na dawne miejsce i nadalbędzie płynąć przeznaczonym sobie torem.- Nie możemy po prostu czekać na dole - powiedział Shan, także dopłonących drew.- Musisz zostać na dole - odparł jego przyjaciel.- Ta kora jest bardzostara.Nie ma prawie zupełnie nic wspólnego z ludzmi.- Jego słowa,nawet jego głos, miały w sobie coś niesamowitego.- Może to jużostatnia na ziemi.Druk, ten smoczy bóg, jest być może jedyną nadziejądla naszego ludu.Nie możesz wejść na ten szlak, by ścigać przestępcę,nie możesz wspinać się nim jak zwierzęta podążające za tropem krwi,inaczej ten ostatni z bogów da za wygraną i zostawi ludzi własnemulosowi.Shan poczuł, jak ogarnia go rozpacz.- Nie umiem przestać szukać - powiedział.Lokesh wstał ikuśtykając, odszedł bez słowa.- W dolnej komorze są torby - powiedział pózniej Trin-le.- Ci,którzy nie zgodzili się zawrócić, otrzymywali pielgrzymi worek, kocoraz kij i mówiono im, że są to rzeczy potrzebne na szlaku.Czasami,jeśli był to lama, prosił, by nałożono mu także drewniany kołnierz lubkajdany.- Powiedz mi, Trinle - zapytał Shan.- Czy brakuje czegoś ze sprzętu? - Kilku toreb, choć nie umiem stwierdzić ilu.I paru rzeczy, którebyły w jednym z koszy.- Jakich rzeczy?Trinle pogładził się po posiwiałej brodzie.- Ozdób Zielonej Tary.Złotego przybrania głowy, zielonej szaty,złotych bransolet.Czasami przyzywano ją, każąc jednej z mniszekstanąć w tym stroju przed ołtarzem.- Nie rozumiem - odezwał się Yangke.- Czy Abigail towarzyszypielgrzymowi czy zabójcy? To musi być zabójca, bo wciąż ucieka,wciąż się ukrywa, wciąż zostawia za sobą krwawy ślad.To musi byćpielgrzym, bo któż inny interesowałby się starą korą? Ale tak czyinaczej, dlaczego miałoby mu zależeć na życiu Abigail?- Bo ona potrafi czytać dawne symbole  podsunął Hos-tene.- Jest inny powód - oświadczył Shan, wyciągając zdjęcie, które Gaowydrukował mu w Tashtul.Yangke wziął je od niego i obejrzał uważnie, przyświecając sobielampką.Nagle jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.- Na oddech Buddy! - sapnął.Podał zdjęcie Lokeshowi, który przyglądał mu się przez kilka chwil,po czym zaczął kiwać głową.Shan wziął zdjęcie i objaśnił je pozostałym.Zaczął od zwrócenia ichuwagi na wyciągniętą nogę Abigail.- To jest tak zwana poza królewskiego wypoczynku, jeden ztypowych symboli na starych malowidłach.- Następnie wskazał na jejzaczesane do góry włosy, złote kolczyki, kwiaty we włosach,spoczywającą na kolanie dłoń, zielony sweter.- Nie rozumiem - odezwał się Hostene.- Zrobiłem to zdjęcie podczaswolnego popołudnia.Namówiłem ją, żeby t rochę odpoczęła.Zrobiliśmy sobie piknik.Shan pokazał mu drobny szczegół w górnym rogu zdjęcia.- To jest zad dzikiego kozła na skalnej półce nad skałą, na którejsiedziała.Spójrz, jak umiejscowiony jest ten występ.Kozioł nie mógłjej widzieć.Spłoszyło go coś na przeciwległym stoku, ktoś, ktoobserwował was z góry.Tam był Rapaki.Istnieje przepowiednia, żeZielona Tara wróci, by pomóc Tybetańczykom. - Abigail - wychrypiał Hostene.- On myśli, że Abigail jest ZielonąTarą.- Jedynym atrybutem Tary, jakiego jej brakuje - zauważył Shan - jestdługi naszyjnik z paciorków, który Hubei miał kupić w mieście.- A więc nic jej nie grozi - stwierdził Hostene.- Nic jej nie grozi ze strony pielgrzyma - sprostował Shan - ale nie zestrony zabójcy.Jakiś czas potem znalazł Hostene'a na wysokiej skale,spoglądającego w stronę ciemnej sylwetki szczytu.- Kiedy byłem młody, miałem zaledwie kilkanaście lat -powiedziałIndianin, gdy Shan usadowił się obok niego - wuj mojej matki, sławnypieśniarz, zabrał mnie na poszukiwanie bogów.Zamierzał nauczyćmnie tego, co wiedział, tak by moje pokolenie mogło przechowaćnaszą świętą wiedzę.Zabrał mnie na jedną z naszych świętych gór, dałmi linę, krzemień, pióro i poskręcaną gałązkę wonnego drewna, którąznalazł podczas wyprawy, jaką sam odbył, kiedy był chłopcem.Powiedział mi, żebym wspiął się na szczyt i został tam, poszcząc, przezpięć dni, a bogowie przyjdą do mnie.Ruszyłem pod górę ścieżką,wzdłuż której na skałach widniały święte symbole, wskazówkinamalowane dawno, dawno temu.W skalnych szczelinach i naciernistych krzewach widziałem kawałki kości, pióra i skrawki czer-wonej tkaniny zostawione przez tych, którzy szli przede mną.Dotarłem na szczyt i śpiewałem przez jakiś czas, parę prostych słów,których mnie nauczył.Siedziałem, rzucałem kamieniami iobserwowałem ptaki.Zacząłem śpiewać piosenki rockandrollowe.Potrzech dniach zszedłem po innym stoku i pojechałem autostopem domiasta, by odwiedzić znajomą dziewczynę.Wuj przyszedł po mnie.Czekał na dole przez dwa dni, odmawiając za mnie modlitwy.Jakmówił, kojot w końcu powiedział mu, co zrobiłem.Nie gniewał się.Był tylko smutny, że bogowie mi się nie ukazali.Pózniej kupiłemmotocykl i przejechałem cały amerykański Zachód, podejmującdorywcze prace, przesiadując w barach i robiąc jeszcze gorsze rzeczy.Kazałem zrobić sobie tatuaż na ręce, by zakpić ze swoich starychkrewnych.Wuj wciąż próbował skontaktować się ze mną, bo był umierający.Powiedział mojejmatce, że mam zadatki na wielkiego pieśniarza, że jestem jednym ztych, którzy są potrzebni, by pielęgnować to, co ważne.Nieodpisywałem na jego listy ani nie odpowiadałem na telefony.Zmarłprzed moim powrotem.- Hostene zapatrzył się w niebo.- Tak właśniekończy się świat, powiedziała mi kiedyś żona, w taki właśnie sposóbwielkie cywilizacje walą się w gruzy.Przekazywane z pokolenia napokolenie tradycje to najcenniejsze rzeczy wydestylowane z tysięcy latdoświadczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl