,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.326W tej samej chwili przybiegł na czele swoich ludzi pan hetman wielki.Z ócz strzelał mupłomień.Osadził konia przy wojewodzie ruskim i krzyknął: W nich teraz z pomocą bożą! W nich! zawrzasnął wojewoda ruski.A za nim powtórzyli komendę rotmistrze.Ze straszliwym szumem pochylił się od jednegozamachu las włóczni ku łbom końskim i piętnaście chorągwi tej jazdy, która nawykła łamaćwszystko po drodze, ruszyło, na kształt olbrzymiej chmury, naprzód.Od czasu gdy w trzydniowej bitwie pod Warszawą husaria litewska pod wodzą Połubiń-skiego rozszczepiła jakby klinem całą armię szwedzką i przeszła na wylot, nie pamiętanoataku prowadzonego z taką potęgą.Rysią z miejsca ruszyły chorągwie, lecz na przestrzenidwustu kroków, rotmistrze zakomenderowali: W skok! ludzie zaś obezwawszy sięokrzykiem: bij! zabij! pochylili się w kulbakach i konie wzięły impet największy.Wów-czas ta ława gnających wichrem rumaków, żelaznych mężów, pochylonych kopii miała wsobie coś z siły rozhukanego żywiołu.I szła jak burza lub rozhukana fala, z łoskotem, z szu-mem.Ziemia jęczała pod jej ciężarem i było widocznym, że choćby nikt z nich kopią się niezłożył, choćby nikt szabli nie wydobył, samym swym rozpędem i wagą położą, zgniotą istratują wszystko przed sobą, tak jak trąba powietrzna łamie i kładzie bór.Tak dobiegli aż dokrwawego usłanego trupami pola, na którym wrzała bitwa.Lekkie chorągwie łamały się jesz-cze na skrzydłach z jazdą turecką, którą już zdołały znacznie w tył odepchnąć; lecz w środkustały jeszcze na kształt niepożytego muru głębokie szeregi janczarów.Kilkakroć już rozbiłysię o nie pojedyncze lekkie chorągwie, jak fala przychodząca z roztoczy rozbija się o brzegskalisty.Ich złamać, ich położyć było teraz zadaniem husarii.Kilkanaście tysięcy janczarek gruchnęło na raz, jakoby jeden człek strzelił.Chwila jesz-cze: janczary ustawiają się silniej na nogach; niektórzy mrużą oczy na widok straszliwej na-wały, niektórym drżą ręce trzymające dzidy, serca wszystkie walą jak młotem, zaciskają sięzęby, piersi dyszą gwałtownie.Tamci już już dobiegają, już słychać grzmiący oddech koni zniszczenie leci, zguba leci, śmierć leci! Allach!.Jezus Maria! dwa te okrzyki tak okropne, jakby nie z ludzkich piersi wyszłe,mieszają się ze sobą.%7ływy mur kolebie się, ugina, pęka; suchy trzask łamanych kopii głuszyna chwilę wszystkie inne odgłosy, po nim rozlega się zgrzyt żelaza, dzwięk jakby tysiącamłotów z całą siłą w kowadła bijących, uderzenia jakby tysiąca cepów w klepisko, pojedyn-cze i gromadne krzyki, jęki, oderwane strzały rusznic i pistoletów, wycie przerażenia.Na-pastnicy i napastowani, zmieszani ze sobą, kłębią się w niepojętym zwichrzeniu; następujerzez, spod wiru krew wypływa ciepła, dymiąca, napełniając surową wonią powietrze.Pierwsze, drugie trzecie i dziesiąte szeregi janczarów leżą mostem obalone, stratowanekopytami, pobodzone włóczniami, pocięte mieczem.Lecz białobrody Kiaja, lew boży , rzu-ca wszystkie następne w war bitwy.Nic to, że kładą się pokotem jak łan pod burzą walczą.Wściekłość ich ogarnia, śmiercią dyszą i śmierci pragną.Aawa końskich piersi prze ich, prze-chyla, obala, więc bodą nożami brzuchy końskie; tysiące szabel tnie ich bez wytchnienia;ostrza wznoszą się jak błyskawice i spadają na głowy, karki, ręce i oni tną jezdnychpo.nogach, po kolanach, wiją się i kąsają na kształt jadowitego robactwa giną i mszczą się.Kiaja, lew boży , coraz nowe szeregi rzuca w paszczę śmierci; krzykiem zachęca do bojui sam ze wzniesioną krzywą szablą rzuca się w odmęt.Wtem olbrzymi husarz, niszczącwszystko przed sobą jak burza dopada do białobrodego starca, staje w strzemionach, by ciąćtym okropniej, i ze strasznym zamachem spuszcza ostrze koncerza na sędziwą głowę.Niewytrzymała cięcia ni szabla, ni kuta w Damaszku misiurka i Kiaja, rozcięty niemal do ra-mion, pada, jakby strącony gromem, na ziemię.Pan Nowowiejski, on to był bowiem, straszne już szerzył poprzednio zniszczenie, bo niktsię jego sile i ponurej wściekłości oprzeć nie mógł, lecz teraz największą oddał w bitwie327przysługę zwaliwszy starca, który sam jeden podtrzymywał dotychczas walkę zaciętą.Krzyk-nęli strasznym głosem na widok śmierci wodza janczarowie i kilkunastu z nich wymierzyłojanczarki w pierś młodego rycerza, on zaś zwrócił się ku nim do nocy posępnej podobny.Izanim inni rycerze zdołali na nich uderzyć, huknęły strzały, po których pan Nowowiejskizdarł konia i przechylił się na kulbace.Dwóch towarzyszów pochwyciło go w ramiona, leczowemu uśmiech, gość dawno niebywały, rozjaśnił twarz ponurą i zaraz zrenice przekręciłymu się w tył głowy, a zbielałe usta poczęły szeptać jakieś słowa, których w zgiełku bitwy niemożna było dosłyszeć.Tymczasem zachwiały się ostatnie szeregi janczarskie.Waleczny Janisz basza chciał jeszcze bitwę odnowić, lecz już szał strachu ogarnął ludzi,już nie pomogły wysilenia; zmieszały i zwichrzyły się szeregi, a parte, bite, tratowane, cięte,nie mogły przyjść do sprawy.Wreszcie pękły, jak pęka zbyt naprężony łańcuch i ludzie, jakpojedyncze ogniwa, rozlecieli się na wszystkie strony, wyjąc, krzycząc, rzucając broń i osła-niając głowy rękoma.Jazda biegła za nimi, a oni nie znajdując dość przestrzeni do luznejucieczki stłaczali się chwilami w jedną zbitą masę, na której karkach jechali jezdzcy pławiącsię we krwi.Walecznego Janisza baszę grozny łucznik pan Muszalski ciął szablą po karku,aż szpik pacierzowy wytrysnął owemu z przeciętych kręgów i poplamił jedwabie oraz srebrnąłuskę karaceny.Janczarowie, pobity przez piechotę polską dżamak i część rozproszonej już z samego po-czątku bitwy jazdy, słowem: cała tłuszcza turecka uciekała teraz w przeciwną stronę obozu,gdzie nad głęboką przepaścią sterczał stromy, na kilkadziesiąt stóp wysoki wiszar. Tamstrach pędził szalonych. Wielu rzucało się w przepaść nie dlatego, by ujść śmierci, lecz bynie polec od ręki Polaków.Tej rozpaczliwej rzeszy zabiegł drogę pan Bidziński, strażnikkoronny, lecz nawałnica ludzka porwała go wraz z ludzmi i strąciła na dno przepaści, którapo krótkim czasie wypełniła się prawie po brzegi stosami zabitych, rannych i zduszonych.Z dna podnosiły się jęki okropne, ciała drgały w konwulsjach, kopiąc się wzajem nogamilub drąc pazurami w skurczach konania [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|