, Norton Andre Triumf Simsy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zarazem wiedziała, że nigdy nie uwolni się od Starszej.Z tym już się pogodziła.Początkowo myśl ta sprawiała jej nawet radość, że znalazła coś, część siebie, której brakowało jej przez wiele lat, i która wreszcie się z nią połączyła.Dopiero po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że tej drugiej części Simsy, która tkwiła w niej już od tak dawna, musi podporządkować się, i to bez żadnych warunków.— Nie wiem.— I znów była to prawda.Na twarzy obcego nic się nie rysowało.A Simsa nie zamierzała ponownie przenikać do jego umysłu, nauczona nieprzyjemnym doświadczeniem.Postanowiła jednak zadać mu pytanie, za wszelką cenę pragnąc sprawić wrażenie przynajmniej mu równej.— Kim jesteś? — Pragnęła, aby zabrzmiało to stanowczo, nie bardzo jednak wiedziała, w jaki sposób dotrze to do obcego przez filtr mózgu zorsala.— Strach.Przez długą chwilę Simsa uważała, że obcy wypowiada się prosto, krótko i dobitnie, tylko po to, by wywoływać w niej strach.Zdziwiła się zatem, gdy niespodziewanie dotarła do niej dalsza część odpowiedzi, jakby zza mgły, ale wciąż czytelna, wyraźna:— Ty się boisz.— A więc obcy nie zamierzał odpowiadać na pytania Simsy.— Masz prawo się bać…I znów Simsa przeraziła się jak zapewne jeszcze nigdy odkąd znalazła na tej planecie.Wyciągnęła przed siebie berło w obronnym geście, bo oto kolejny mieszkaniec pływających piasków pojawił się przed nią, niczym duch, nie wiadomo skąd.Pojawił się tak blisko, że jego drobne, obleśne ciało, niemal dotknęło jej stóp.A w następnej sekundzie, tak błyskawicznie, jak pojawił się, tak zniknął.Halucynacje!— Boisz się.— Znów dotarły do niej słowa obcego.Tym razem nie pojawiła się przed nią zjawa z tej planety.W ogóle, sylwetka, którą ujrzała w tej chwili, nie zmaterializowała się tak wyraźnie i ostro, jak poprzednia.Być może dla obcego była zbyt dziwaczna, by mógł sporządzić jej wierną replikę.Niemniej, przed Simsa stanął kapitan statku, z którego uciekła.— Bardzo dziwne — usłyszała słowa, które, przemielone przez umysł zorsala, nie miały żadnego zabarwienia.— Czy ten… To twój rodzaj?Simsa potrząsnęła gwałtownie głową, przecząc.— Nie lubię go.To nie moja krew.Nie wiedziała, w jakiej formie te słowa dotrą do obcego, gdyż zorsale nie znały pokrewieństwa krwi.Nigdy nie żyły razem, nawet okres godowy trwał bardzo krótko, a zapłodniona samica zawsze pozostawała sama.Zamazana sylwetka oficera nie zniknęła tak szybko jak poprzednia.Być może obcy wciąż usiłował nadać jej doskonalsze kształty, a być może dokładnie porównywał go z Simsa, by zweryfikować jej zdecydowane twierdzenie, iż nie jest on osobnikiem j ej rodzaju.— Co ty tu robisz? — Obcy niespodziewanie powtórzył swoje pierwsze pytanie.Simsa głęboko odetchnęła.Nie wiedziała tego jeszcze na pewno, zaczynała jednak przypuszczać, iż obcy chce poznać możliwie najlepiej powód, dla którego tutaj przybyła.Chce też znać przyczynę strachu, który sprawił, że podjęła samotną wędrówkę przez kamienistą planetę.— Mam… moc.— Simsa mocno zacisnęła obie dłonie na berle i odsunęła je odrobinę od swego ciała.— On pożąda tej mocy.Światło, którym niespodziewanie rozświetliło ciało obcego, zajaśniało tak jaskrawo, jakby posiadał on którąś z lamp, jakie miał Thom.Było ono wyraźniejsze i ostrzejsze niż światło jakiejkolwiek pochodni.W odpowiedzi, bo Simsa z całą pewnością nie przyzwała do siebie mocy Starszej, rogi księżyca i słońce, umieszczone pomiędzy nimi, także rozbłysły jasnym blaskiem, posyłając promienie, które ociepliły ciało dziewczyny.Znów poczuła, że jej włosy unoszą się.Jednak tym razem nie towarzyszyło temu zjawisku żadne nieprzyjemne uczucie.Nie, nic z tych rzeczy, za to, nie wiedząc skąd, nagle Simsa zaczęła nabierać sił, których źródło z całą pewnością nie znajdowało się w niej.Światło bijące z ciała obcego, zaczęło słabnąć i zamigotało.Kończyła się również energia berła, przechodząc jednak w ciało Simsy.Dziewczyna niespodziewanie poczuła się najedzona, napojona, wyspana i wypoczęta.W jednej chwili kompletnie odzyskała swe siły.— Masz… nie—mgłę… — Zorsal rozpostarł skrzydła i przebierał pazurami na ramieniu Simsy.Dziewczyna nie bardzo wiedziała, co oznaczają te słowa.Jedno z „ramion” obcego uniosło się, a szpony wskazały na berło.Simsa trochę mocniej ścisnęła swój skarb.Czy obcy zamierzał odebrać jej broń? A jednak szpony nie dotykały berła, a jedynie krążyły wokół niego, jakby stwór zamierzał tylko je zmierzyć.Trwało to długą chwilę.Obcy odwrócił się, trochę niezgrabnie.Nie patrzył już na Simsę, a jedynie wydał rozkaz, który dotarł do niej za pośrednictwem Zass:— Chodź.Prowadząc Simsę, obcy wysunął do przodu swe czułki, przywodząc jej na myśl zwierzę, które wywęszyło jakiś trop.Jego płynne ruchy były jednak wyważone i zdecydowane, poruszał się płynnie i pierwsze wrażenie niezgrabności, jakie odniosła Simsa, natychmiast prysło.Chcąc nadążyć za nim, dziewczyna musiała niemal biec, przytrzymując poły płaszcza.Wewnątrz kamiennego bloku nie było żadnego światła, drogę oświetlał jedynie blask, bijący od ciała nieznajomego.Wkroczyli do tunelu, wydrążonego w skale.Podłoże było chropowate, nierówne i Simsa musiała bardzo uważać, by się nie potknąć.Zaopatrzone w szpony kończyny nieznajomego najwyraźniej przyzwyczajone były do marszów po takiej właśnie nawierzchni.Co kilka chwil natrafiali na otwory w kamiennej ścianie, jednak mimo prób, jakie podejmowała przy każdej takiej okazji, Simsa nie była w stanie zauważyć, co się za nimi kryło.Panowała w nich całkowita ciemność.Zaczęli schodzić stromym i krętym tunelem w dół i Simsa po raz pierwszy spróbowała przytrzymywać się ściany, ponieważ teraz już każdy kolejny krok groził bolesnym upadkiem.Chciała już poprosić swego przewodnika by zwolnił, gdy ujrzała pod stopami fragment jaśniejszej powierzchni.Zanim zdołała go ominąć, jej stopa natrafiła na coś grubego, coś co miało tyle sił, by natychmiast wyrwać się spod jej nacisku i skoczyć do przodu.W tym momencie nieznajomy, jakby świadomy kłopotów dziewczyny, odwrócił się i rzucił w nią czymś, co przylgnęło do jej płaszcza.W pierwszej chwili poczuła obrzydzenie i chciała to zetrzeć, jednak natychmiast skomunikowała się z nią Zass i zrozumiała, że to co do niej przylgnęło, świeciło na tyle jasno, by mogła teraz widzieć drogę przed sobą i pod stopami.Nieznajomy udzielił jej pomocy, zanim o to poprosiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl