, Niziurski Edmund Opowiadania 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tymczasem my, zlani potem, przycupnęliśmy, jak myszy pod miotłą, na drugim piętrze, w gabinecie biologicznym, za akwarium z rybami, w gęstwinie filodendronów.— Co ci wpadło do głowy, idioto, żeby to zrobić! — zasapałem oburzony do Światka.— Wyszedłem z nerw.— Nie z nerw, a z nerwów.Takimi sposobami nic nie poradzisz.Oni są silniejsi, i kwita.— Masz rację — jęknął Światek — tylko co robić w takim razie? Ja nie mogę znieść, jak oni się tak panoszą.— Na to nie ma rady — powiedziałem smętnie — już tak jest, bracie — obejrzałem się na szkielety ptaków, wypchane zwierzęta i fotografie drapieżników na ścianach.— Uczysz się przecież biologii — dodałem filozoficznie — i wiesz, że silniejszy pożera słabszego.Glistę zjada kogut, koguta zjada wilk, a wilka zjada tygrys.— Głupi — powiedział Światek — tygrysów nie ma w Polsce.Są tylko w zoo i w cyrku.— No, więc wilka zjada tygrys, który uciekł z cyrku — odparłem nie zmieszany.— Nie jest chyba tak źle — zauważył roztropnie Światek — przecież koń jest silniejszy od woźnicy, a mimo to woźnica rządzi koniem.— Jasne, ale woźnica jest mądrzejszy od konia.— No, więc i my, zamiast wysilać się na siłę, powinniśmy wykombinować coś mądrego.— Żeby to można było sobie zrobić sztuczną pięść — westchnąłem.— To jest myśl — powiedział Światek.— Powinniśmy sobie sprawić pięść.— Masz na myśli kupno?— Coś w tym rodzaju!— Wariat! Jak można kupić pięść?!— Przecież sam powiedziałeś!— Ja tylko tak żartowałem.— Słuchaj, kto jest najsilniejszym chłopcem w szkole? — zapytał podniecony Światek.Zastanowiłem się.— Chyba Zenon — powiedziałem po chwili — ale co ci wpadło do głowy? Chcesz kupić Zenona? To ma być ta pięść?— Potrzeba nam siłacza, który by nas bronił.Może go potrafimy urobić, w ostateczności kupić, jeśli nie będzie chciał po przyjaźni.Spojrzałem na niego oszołomiony.Też miał pomysły!— Nic z tego — powiedziałem po chwili — Zenon złamał nogę na nartach i jest unieruchomiony.— A kto jeszcze tu jest silny?— Chyba Michał.Ale na niego nie licz.— Czemu?— To nawet był kiedyś morowy chłopak.Raz mnie obronił przed łobuzami, którzy chcieli mi zabrać rower, ale teraz coś się z nim stało.Zrobił się gorszy niż inni.— Czemu?— Nie wiem.Chyba dlatego, że za bardzo popisywał się siłą, czy potrzeba było, czy nie, i teraz wszyscy omijają go z daleka.Nikt z nim nie chce ani się bawić, ani grać.Nauczyciele też mają go już dosyć.Za bardzo rozrabiał.Teraz ma już taką opinię, że jak tylko coś się stanie w szkole, to od razu na niego.Ktoś kichał — to pewnie Michał, ktoś wzdychał — też Michał.Tak u nas żartują.Jednym słowem, podpadł, jak to się mówi, bracie.To go jeszcze bardziej rozdrażnia.Nie można koło niego przejść, żeby czegoś nie zrobił.A to roluje, a to robi masaż.— Co to znaczy: roluje?— Bierze cię w dwie pięści, jedną podstawia w plecy, drugą w żołądek i ściska, a ty się zwijasz z bólu.Nazywa to rolowaniem.— Ale jest silny?— O, silny to on jest.Raz nawet rozłożył samego Zenona.— Dobra — powiedział zamyślony Światek — zaraz na pierwszej przerwie idziemy do Michała.— Co chcesz zrobić? — przestraszyłem się.Począł mi szeptać na ucho swoje plany.— To jest myśl, co? — zakończył z uśmiechem.— Daj spokój, zroluje cię — powiedziałem — zresztą on się nie zgodzi.Ty go nie znasz.— Zobaczymy.Wzruszyłem ramionami.* * *Mimo, że nie wierzyłem w powodzenie planu i byłem jak najgorszych myśli, na następnej przerwie zaprowadziłem Światka do Michała.Znaleźliśmy go w tej samej sali biologicznej, w której ukryliśmy się przed rozzłoszczonymi pingpongistami.Wiedziałem, że tu go znajdę.Pan kierownik za karę kazał mu na każdej przerwie dyżurować w tej sali, czyścić akwaria, karmić owady i gryzonie w klatkach.Weszliśmy tak cicho, że nas nie spostrzegł w pierwszej chwili.Zauważyliśmy, że stał nieruchomo przed szkieletem ludzkim i patrzył na niego z ponurą miną.Dreszcz nas przeszedł.To był bardzo dziwny i bardzo smutny widok.Po chwili westchnął ciężko, odwrócił się i wtedy nas zobaczył.Czym prędzej nakrył szkielet pokrowcem i zbliżył się do nas ze ściągniętymi groźnie brwiami.— Co tu robicie? Już was nie ma!Odruchowo cofnąłem się gwałtownie, ale Światek wytrzymał mężnie na miejscu.— Czy.czy ty jesteś Michałem, który zwyciężył Zenona? — wyjąkał niepewnie.— Co takiego? — nastroszył się siłacz.— Pytam, czy jesteś Wielkim i Silnym Michałem Szlachetnym? — zapytał już pewniej oficjalnym głosem Światek.— Jestem Michałem — mruknął zdziwiony taką mową siódmoklasista — z pewnością trochę większym i silniejszym od was, ale czy szlachetnym, to nie wiem.— Ale zwyciężyłeś Zenona?— Tak, kiedyś go zwyciężyłem — odparł niechętnie.— A Rekszę i Długiego Tomka? Dałbyś im też radę?— Mowa! — wzruszył pogardliwie ramionami dryblas.— To dobrze — powiedział Światek.— Dlaczego dobrze? — zdziwił się Michał.Ale Światek zamiast odpowiedzieć, pomacał mu muskuły.— Co to za głupie żarty? — odepchnął go Michał.— Twarde — stwierdził z zadowoleniem Światek.— Uciekaj, bo cię strzelę — warknął Michał.— Lepiej zakręć kran.Nie zakręciłeś kranu i woda przelewa się z akwarium.Szybko!Michał zerwał się błyskawicznie, dopadł do rybek i przekręcił kurek.Wymieniliśmy ze Światkiem pełne uznania spojrzenia.— Ma refleks — powiedział Światek.— I zryw — dodałem — to najważniejsze.— Co tam mruczycie i czemu się tak na mnie patrzycie? — zapytał zbity z tropu Michał.— Nic, dobrze biegasz — powiedział Światek i wyciągnął z kieszeni torbę cukierków.— Co to jest? — zapytał zdziwiony coraz bardziej dryblas?— Toffi.Michał odepchnął wzgardliwie torebkę.— Nie jadam.— Szkoda — powiedział Światek — cukier krzepi.Siłacze powinni jeść dużo słodyczy, ale jak nie lubisz, to trudno, może więc poczęstujesz się tym? — wyciągnął z kieszeni garść orzechów.Michał wziął dwa i zgniótł jeden o drugi w swojej potężnej łapie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl