, Niziurski Edmund Opowiadania.BLACK 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biegnąna wał.A tam zrobiła się mała wyrwa i woda cieknie.Więc zrzucili koszule, bo bali386 się je zabrudzić, jako że tu surowo, panowie, oj, surowo, i dalej kamieniami i darniązatykać.Rozebrali kopiec graniczny z kamieni i w try -miga dziurę zatkali.A potem, cotchu pobiegli do wsi alarmować. Rozumiem. szepnął pan Struć  musieli w zdenerwowaniu zapomniećo tych koszulach, ale swoją drogą powinni mnie uprzedzić, zanim pobiegli. Oj, dobrze, że nie tracili czasu.woda wali, podmywa, wyrwa, co sekundę siępowiększa.Za parę minut to i ratować nie ma co.A tak przybiegliśmy z siekieramii łopatami, umocniliśmy wszystkie słabe miejsca.Osobliwie koło mostu, dwa kilome-try w górę rzeki.Chłopaki nie chcieli wracać na kolonię  bez usprawiedliwienia , jakpowiadali, bo bali się, że nikt im nie uwierzy i będą ich posądzać o trzynasty występek.Myśmy też woleli ich nie puszczać w taką burzę, bo do kolonii daleko i mogliby zabłą-dzić w tej ulewie i zaćmie.Więc trzymaliśmy ich przy sobie, i nie powiem.dużo nampomogli. A więc to dlatego ich nie znalezliśmy  uśmiechnął się pan Majeran. Onipracowali z wami w górnym biegu rzeki.a myśmy, mój Boże, szukali ciał raczejw biegu dolnym.Myśleliśmy, że ich zniosło w dół.387  Tak to chyba było. powiedział Biodruś i spojrzał zdziwiony na pana Maje-rana. Co panu.czemu pan tak zbladł? Nic.nic.już nic. pan Majeran otarł czoło chusteczką i uśmiechnął sięsłabo. Jest to rodzaj osłupienia pedagogicznego  zażartował pan Waligóra. Nie rozumiem. powiedział Biodruś. Nie szkodzi  szepnął Majeran. Panie Biodruś, czy można pana uściskać? rzekł niespodziewanie i nie czekając na pozwolenie, serdecznie uścisnął Biodrusia. Ależ, co znowu, panie wychowawco, co pan. wyrwał się przerażony chłopi-na. Nie jestem panną na wydaniu, jestem chłopem z wąsami.Niech mnie pan puści.Panie kierowniku, co ten pan tu wyprawia ze mną? Niech pan wybaczy panu Majeranowi  roześmiał się kierownik  widzi pan,panie Biodruś, tu się rozgrywało coś, hm.w rodzaju biegu pedagogicznego z prze-szkodami. Biegu peda.gogicznego?  wytrzeszczył oczy Biodruś. Niech mnie kulebiją, jeśli coś rozumiem.388  Tak jest  powiedział pan Struć i uścisnął rękę pana Majerana. Wygrał pan,kolego.Jeden zero dla pana.A swoją drogą nie spodziewałem się.Niesamowite chło-paki.No, miał pan nosa.Gratuluję.I niech pan nie ma żalu do złego Strucia. Skądże.nie mam prawa  westchnął pan Majeran. Ja też już przecieżzwątpiłem. No.no.cóż znowu, kolego Majeran  kierownik poklepał serdecznie panaMajerana po wystających łopatkach. Pan jest zbyt skromny.Ale niech pan mi powie,panie Biodruś, dlaczego pan od razu nie przyprowadził z sobą tych bohaterów? Dlaczego? Chłopaki przemokli przecież do suchej nitki.pod kocami siedzą,biedule.A właśnie.byłbym zapomniał, jeśli są jakieś suche ubrania. Panie Majeran, niech pan biegnie do magazynu po ciepłe swetry i dresy służbo-we  powiedział kierownik. Chodzmy, panie Biodruś. rzekł wesoło Majeran  co z pana za człowiek,mógł pan od razu powiedzieć.My tu się wzruszamy.a oni tam czekają.Niechno pan się ruszy.389  Zaraz.pomału. zasapał Biodruś. Biegi peda.gogiczne już się prze-cież skończyły. zażartował  oj, nerwowo tu, słowo daję, nerwowo, panowie.Kiedy wreszcie, mrucząc pod nosem, wyszedł za panem Majeranem, pan Struć za-patrzył się w ciemne okno. Co pan tak się zamyślił, kolego?  zapytał kierownik. Diabelny szczęściarz z tego Majerana. powiedział cicho, jakby do siebie,pan Struć. Sądzi pan? Widzi pan, kierowniku  westchnął Struć  wychowawcy też jest potrzebnaodrobina szczęścia.ja jej nie miałem.Gdybym dziesięć lat temu trafił na swojegoAebkowskiego czy Rzepkę.no, ale czas i na mnie. Gdzie pan idzie? Jak to gdzie?  uśmiechnął się blado pan Struć. Muszę przecież odnotowaćw mojej czarnej księdze ten t r z y n a s t y w y s t ę p e k. ALARM NA PODDASZUW pazdzierniku zaczyna się trudny okres w życiu Piratów i innych pokrewnychsprzysiężeń, które ostatnimi czasy rozkrzewiły się w Niekłaju.Na hałdach wieje bezli-tosny wiatr, wygodne ścieżki pokrywa lepkie błoto, nawet stary ogród pofabryczny stajesię coraz trudniej dostępny i niebezpieczny.Jego dolna część zamienia się w trzęsawi-sko.Biada śmiałkowi, który zapuści się tu nieostrożnie.Ugrzęznie po kolana, pogubibuty i tragedia gotowa.Przez tydzień albo dwa tygodnie nie wypuszczą go za karę z do-mu, tak jak zdarzyło się niedawno z braćmi Odjemkami.Nie mówiąc już o tym, żenieszczęśni pechowcy nabawili się grypy.391 Górna część ogrodu, mimo że kusi dojrzewającymi właśnie jabłkami, też staje sięnieprzytulna i grozna.Drzewa i krzewy pozbawione liści nie zapewniają już osłony.Wszystko widać jak na dłoni.Nic się nie skryje przed bystrym wzrokiem stróża, panaAbdulewicza, zwanego Mułłą, zwłaszcza że sprawił sobie nowe okulary i myśliwskiegopsa.Co robić w taką nieprzyjemną porę? Oczywiście można schronić się w świetlicachi tam rozgrywać nudne partie warcabów i ping-ponga albo oglądać telewizję.Ale komuto wystarczy?Myliłby się jednak ten, kto by myślał, że w tej jesiennej sytuacji prawdziwe życiewśród chłopców w Niekłaju zamiera.Na szczęście są jeszcze strychy.Oczywiście, ciz nowych bloków nie mają wielkiego pojęcia o strychach.W nowych domach po prostuich nie ma, a nawet jeśli się trafią, to są pilnie strzeżone i zamknięte.Dlatego opuściłem w pazdzierniku paczkę Kolonistów i ich dowódcę AndrzejaKszyka i przeniosłem się do Piratów.Przyjęto mnie chętnie, ponieważ, choć od rokumieszkałem w nowym osiedlu, urodziłem się przecież w starym domu u babci, na ulicyZapłotkowej, i nie jestem żadnym przybłędą, ale rdzennym tubylcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl