,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tror zgromadził potrzebną mu ilość szlachetnego metalu, wykuł z niego bajecznie piękny diadem, zdobiony misternie rzeźbionymi berylami, i podarował go Pani.Sito przestało mu być potrzebne i po prostu zapomniał o swoim „dziecku”.Jednakże inni pamiętali.Przez sito omal nie wybuchła w Czarnej Otchłani najprawdziwsza wojna, a wtedy Wielki Durin nakazał Trorowi, by zniszczył swoje dzieło.„Akurat! - odpowiedział Tror.- Lepiej pójdę sobie z nim, skoro jego istnienie grozi naszemu braterstwu!”.Wszyscy zaczęli błagać go, by został, i w końcu, po długich wahaniach, zgodził się, ale ukrył sito tak, że aż do przebudzenia Demona Mocy nikt o nim nie słyszał, a potem, wiadomo, co innego zaprzątało jego uwagę.Od tej pory nie opuszcza Krasnoludów marzenie o odnalezieniu magicznego sita; wiele posadzek i ścian zryli wytrwali poszukiwacze, ale na próżno.- I bardzo dobrze! - rzucił W j ar d, który słyszał tylko koniec opowieści, ale nie wyjaśnił, dlaczego tak uważa.Drugą legendę, a właściwie krótką przypowieść, przekazał hobbitowi Balin.- Dlaczego Khazad-Dum jest tak obszerna, jak sobie wyobrażasz? - zapytał kiedyś Folka, uśmiechając się.- Myślisz, że pracowało tam mnóstwo Krasnoludów? Nic podobnego! Większa część powstała jeszcze za Durina, kiedy Krasnoludów było bardzo mało.Więc posłuchaj! Krasnoludy i góry mają te same korzenie.Kamienie również mogą mówić, a niektóre nawet się poruszają.Zdarzało się coś takiego w Dawnych Dniach, i podobno w tych legendarnych czasach wielkie królestwo pod górami Pierwszemu Krasnoludowi pomagały tworzyć same góry, posławszy mu do pomocy Rollstein.- A co to takiego?- Ha, Rollstein! To jest, mój panie, taka rzecz, która może cały świat zmienić, i bez żadnych takich.- Obejrzał się i szybko dodał: - Bez żadnych pierścieni i magów.Rollstein wyglądał jak zwyczajny kamień, co prawda, dość duży, powiadano, że był wielkości młodego byczka.Toczył się sam, panie Folko, turlał się i wybijał sobą tunel w najtwardszej skale.Tangar szedł tylko za nim jak oracz za pługiem.Tak powstała większość korytarzy i galerii w Morii.Ale Rollstein mógł toczyć się nie tylko przez skały, lecz i na powierzchni.Opowiadają, że właśnie on pomógł Wielkiemu Durinowi odeprzeć pierwszy atak orków.- Co się z nim stało?- Nikt nie wie - westchnął Balin.- Długo i wytrwale go szukano, i to nie tylko krasnoludy.Przecież domyślasz się, jak wygodnie byłoby kruszyć nim mury twierdz! Ale wszystkie usiłowania spełzły na niczym, a wśród Krasnoludów krąży powiedzenie: Jeśli zobaczysz toczący się kamień, zanim krzykniesz, że to Rollstein, sprawdź, kto go popycha!Deszcz w międzyczasie ucichł, obok cicho mruczał i przewracał się z boku na bok Torin - wiedział, że pora wstawać.Zaczynał się nowy dzień wędrówki: według obliczeń krasnoluda mieli dzisiaj przebyć co najmniej dziesięć mil.- Już wstałeś, Folko? - dziwił się krasnolud, drżąc z zimna.-Biegnij do gospodarza, niech stawia śniadanie.A ja obudzę resztę.Hobbit pospiesznie ochlapał się w beczce z deszczówką i poszedł szukać gospodarza, leciwego, chytrego przygórzanina, który od trzydziestu lat mieszkał w tej niegościnnej okolicy.Po wyjściu na ganek zatrzymał się i rozejrzał.Na obszernym podwórku, które otaczał mocny i wysoki płot, stały ich wozy, tonąc w porannej siwej mgle.Na prawo, nad płotem, wznosiła się wysoka wieża strażnicza, na lewo - dwuspadowe dachy sąsiednich domów.Słońce nieśmiało wysuwało się spod horyzontu, nieboskłon był czysty, dzień zapowiadał się upalny.Od strony furgonów zaczęły rozlegać się głosy, pojawiła się wysoka postać Rogwolda; Malec oraz jeden z myśliwych, Glen, ruszyli do gospody po śniadanie, a ludzie i krasnoludy wyprowadzali ze stajni konie i kuce.Zza rogu wyszli Torin z Branem, obok nich szedł Strażnik w czarnym oksydowanym hełmie.- Więc zdecydowaliście, że ruszacie dzisiaj? Nie lepiej poczekać tydzień, z północy zmierza ku nam duży obóz.- mówił, idąc, Arnorczyk.- A co się dzieje? - odpowiedział pytaniem na pytanie Torin.- Niespokojnie na drodze?- Może nie tak bardzo - zawahał się Strażnik.- Niedawno nadeszły wieści, że kawałek na południe zauważono podejrzany oddział żołnierzy.Ścigano ich, ale rozpierzchli się w lasach - jak ich tam dopaść? A dalej na Trakcie znajduje się Szary Żleb, ulubione miejsce banitów na zasadzki!Zainteresowawszy się rozmową, stopniowo otoczyli ich krasnoludy i ludzie, wśród nich także Rogwold.- Ile trzeba czekać na obóz? - zapytał Forg, towarzysz łowczego.- Tydzień, może dziesięć dni - odpowiedział Strażnik.- Obozy gromadzą się dość wolno.- Nie możemy czekać - Dorin zmarszczył czoło.- Nie możemy - potwierdził Torin.- Chodźcie, porozmawiamy!Zebrali się na niewielkim terenie między wozami, rozstawiwszy wartowników, by uniknąć ryzyka podsłuchiwania.Usiedli w ciasnym kręgu, dotykając się ramionami, i mówili półgłosem; nikomu nie trzeba było przypominać o ostrożności.- Lepiej poczekajmy, tydzień czy nawet dziesięć dni zwłoki nie ma znaczenia, przecież nie pędzimy do pożaru! - zaczął Rogwold.- A tamci na pewno obserwują.Jak wystąpimy w małej liczbie, bez ochrony, ci szubrawcy będą mieli wspaniałą okazję, by uderzyć na nas w Szarym Żlebie.Bywałem tam, Forg i Alasn też, to złe miejsce.Wyobraźcie sobie wąską przestrzeń między dwoma wysokimi i stromymi wzgórzami, porośniętymi ciemnym lasem o gęstym podszyciu.Żleb ciągnie się przez dobrą milę, może półtorej - jeśli rozstawią łuczników wzdłuż drogi, to wystrzelają nas bez trudu.Uważam, że nie należy ryzykować.Rogwold umilkł; popatrzył na słuchających go z aprobatą ludzi i nieco sceptycznie nastawionych krasnoludów.- Dziś jest osiemnasty kwietnia - odezwał się Dorin cicho, powstrzymując gniew, i Folko zauważył, że Torin ukradkiem położył dłoń na ręce przyjaciela.- Do Khazad-Dumu mamy jeszcze ze dwadzieścia dni drogi, może nawet dwadzieścia pięć.To prawie cały maj.Lato, według wszelkich oznak, czeka nas upalne, zaczną topnieć górskie śniegi, dolne piętra Morii mogą być podtopione.Co nam pozostanie? Kto wie, jak długo trzeba będzie siedzieć w Czarnej Otchłani, zanim czegoś się dowiemy? Potem się okaże, że trzeba pilnie zwoływać ruszenie - a jak zdążymy przed zimą? Nie, skoro zdecydowaliśmy się na taką wyprawę, w ciemno, nie ma co zwlekać.Jeśli stanie ktoś na naszej drodze, przebijemy się! Jest nas czternastu, was dwunastu, i znakomity łucznik Folko.Jak mądrze uderzymy, a strach ma wielkie oczy, to i nasza liczebność wzrośnie dziesięciokrotnie!Dorina niespodziewanie poparł Alan, najmłodszy ze wszystkich arnorskich myśliwych.- Byłem w Szarym Żlebie zeszłej jesieni - zaczął, odgarniając z czoła kruczoczarne włosy.- Rzeczywiście, trudno tam urządzić zasadzkę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|