, Montero Rosa Łzy w deszczu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypominał jej ojca.Tegonieistniejącego ojca, którego nieistniejący zabójca uśmiercił, kiedy ona miała dziewięćlat.Dziewięć równie nieistniejących lat.Przyjrzała się swojemu przyjacielowi: łagodnatwarz o niewyrazistych rysach.W młodości był dość przystojny, Bruna widziała jegozdjęcia, choć bez przesady, miał małe oczy, mały nos i małe usta.Pod wpływem czasujego twarz jakby się roztopiła, a białe włosy, blada cera i szare oczy zlewały się wwypłowiałą monochromię.Biedny staruszek, pomyślała Bruna, czując, jak uchodzi z niejirytacja.Ale nie zamierzała mu się zwierzać.- Nic specjalnego, jak mi się zdaje.- No cóż.Zapomniałaś o Cacie Cain? Bruna zmartwiała.- Skąd o tym wiesz? Nikomu o niej nie wspominałam.A mówiąc to, pomyślała: ale podałam moje nazwisko Samarytanom, rozmawiałam zpolicją i z portierem w budynku, musiałam podać moje dane w Instytucie MedycynySądowej, a żyjemy w tym cholernym superdoinformowanym społeczeństwie z centralniesterowanym natychmiastowym przekazem.Aż się spociła.- Tylko mi nie mów, że pokazali mnie w wiadomościach albo na publicznychtelebimach.Yiannis skrzywił usta.To był jego uśmiech.- Nie, nie.Wiem to od kogoś, kto szukał u mnie pomocy.Kogoś, kto prosił,żebym z tobą porozmawiał.Ma dla ciebie zlecenie.Dam ci wizytówkę klienta.Yiannis dotknął kompfona na swoim nadgarstku i kompfon Bruny zadzwięczał,odbierając wiadomość.Replikantka spojrzała na wyświetlacz: Myriam Chi, liderka RRR,oczekiwała jej jutro o 10.00 u siebie w biurze.Odwaga jest przyzwyczajeniem duszy, mawiał Cyceron.Yiannis uchwycił się tejmaksymy swego ulubionego autora jak ktoś, kto chwyta się suchej gałęzi, wisząc nadprzepaścią.Od lat starał się pielęgnować ten nawyk i wyuczona odwaga krzepła w jegownętrzu, tworząc rodzaj alternatywnego szkieletu, który utrzymywał go w pionie.Upłynęło już czterdzieści dziewięć lat.Prawie pół wieku od śmierci małego Edu, a onwciąż nosił blizny.Czas, rzecz jasna, łagodził czy raczej stępiał nieznośną intensywnośćbólu.To było naturalne, nie dałoby się żyć wciąż skulonym w paroksyzmie cierpienia,Yiannis to rozumiał i wybaczał sobie.Wybaczał, że wciąż oddycha, znajdujeprzyjemność w jedzeniu, w słuchaniu muzyki, w lekturze dobrej książki, choć w tymsamym czasie jego synek, leżąc w ziemi, obraca się w proch.Czuł jednak, że jakaś jegoczęść wciąż pozostaje pogrążona w żałobie.Tak jakby zniknięcie Edu odłamało mukawałek serca i od tamtej pory mógł żyć tylko w połowie.Nie potrafił skoncentrować sięna otaczającej go rzeczywistości, bo gdzieś w głębi duszy nadal tlił się żal, niczymdoprowadzające do szału dzwonienie, które słyszą niektórzy głusi.Coś już na zawsze sięw nim załamało i to akurat Yiannis przyjmował jako oczywiste.Jako słuszne i potrzebne,ponieważ nie zniósłby świadomości, że jego życie płynie tak samo po śmierci syna.Tymczasem, z biegiem lat, nastąpiła rzecz straszna, coś, czego Yiannis nie był w stanie sobie wyobrazić czy przewidzieć.Po pierwsze, twarz dziecka zaczęła zacierać sięw jego pamięci: przywoływał ją tak często, że wspomnienie się zużyło.Teraz mógłzobaczyć Edu tylko dzięki zdjęciom i filmom, wszystkie pozostałe obrazy zostaływymazane z jego pamięci, tak jakby ktoś starł szkolną tablicę.Najgorsze było jednak to,że w którymś momencie w ciągu tych pięćdziesięciu lat zerwała się w jego duszy nićłącząca go z ojcem, którym kiedyś był.I kiedy stary Yiannis wspominał roześmianegodwudziestoletniego Yiannisa bawiącego się ze swoim synkiem, to było tak, jakbyprzypominał sobie znajomego z lat młodości, przyjaciela być może i bliskiego, ale jakżeod niego różnego, z którym od dawna się już nie spotykał.Widział to wszystko jakby zzewnątrz: radość ojcostwa i potworność niepotrzebnej śmierci, powolną agoniędwuletniego dziecka, banalną chorobę, której nie można było wyleczyć z powodubraków w zaopatrzeniu podczas wojny replikantów.To bardzo smutna historia, smutna, anawet tragiczna,' i gdy ją wspominał, oczy mu wilgotniały, ale to już nie była jego własnahistoria, tylko dramat, którego być może kiedyś był świadkiem, a może opowieść, którąkiedyś od kogoś usłyszał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl