, J. Chmielewska Florencja, corka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty, to wariatka.?! - zaniepokoił się Jurek z przestrachem l oburzeniem.- Odczep się.Lubi skakać.Gadania wokół starałam się nie słuchać, żeby nie tracić zdrowia niepotrzebnie.Do pani Ady poczułam dodatkową sympatię, bo /areagowała jak należy.- Ależ ona jest czarująca! - wykrzyknęła z zachwytem i uzna­niem.- Pani też jest czarująca - odparłam natychmiast.- Jedyna osoba z właściwym podejściem do zjawisk.W napięciu doczekałam bomby.Boksy startowe ustawiono nkurat tak, że przez młode liście drzewa widziałam kolory koni.No, nie tyle może koni, ile odzieży jeźdźców.Florencja z tyłu chodziła w kółko i za każdym zwrotem ku maszynie usiłowała wepchnąć się do środka.Zygmuś Osika trzymał ją rozpaczliwie, widziałam jak się pochylał, klepał ją po szyi i coś jej mówił do ucha.Weszły wreszcie wszystkie, Florencja została wpuszczona ostatnia i nie spowodo­wała najmniejszej zwłoki.- Poszły.! - krzyknął zdenerwowany Jurek.- Ruszyły - powiedział głośnik zupełnie zwyczajnie i obojętnie, illupi, czy co, nie rozumie co tu idzie.- Prowadzi Florencja, drugi Kalmar.Krzyk się podniósł od razu.Florencja z tej maszyny wręcz wystrzeliła, miała ostatnią pozycję, ale w mgnieniu oka zdążyła przejść do bandy.Sarnowski wystartował genialnie, nigdy nie miałam wątpliwości, że potrafi, teraz potwierdził mój pogląd, /nalazł się tuż za nią.- Wyłamie.! - jęknął Jurek strasznym głosem.Zabrakło mi nie tylko tchu, ale w ogóle wszystkiego.Florencja szła na zakręt szaleńczym tempem, za dużo się takich rzeczy naogląda-i.im, żeby mieć jakiekolwiek wątpliwości.W tej szybkości żaden koń mi? nie utrzyma, wyłamie, musi wyłamać, a co najmniej pójdzie na iluże koło i straci, Chryste Panie, własnymi oczami patrzyłam kiedyś, luk Jasełka hamowała prawie w publiczności, ratunku.!Lornetkę miałam już prawie w połowie głowy, wepchnęłam ją w siebie.Własnym oczom nie wierząc, a tym bardziej oprzyrządowaniu technicznemu, patrzyłam co ta nieprawdopodobna klao robi.Weszła w zakręt pierwsza, przy bandzie, przechyliła się j motor na żużlu, kładąc się prawie, i bez zmniejszania tempa wzięt ten wiraż ciągle w tej samej odległości od barierki, jak przymocc wana do niej niewidzialną linią.Sarnowski pokazał wielką klas^ wstrzymał konia, zwolnił, utrzymał się w linii, nie stracił naw« centymetra.Innych koni w tej gonitwie w ogóle nie było.Nar wrzeszczał potężnie, ślepe to wszystko, czy nie ślepe, ale talen konia i jeźdźca jednak zdołali zobaczyć.Florencja wyszła na prostą, wróciła do pionu, machnęła ogonen i strzeliła do przodu.Zygmuś Osika przestał ją trzymać, puścił wolne jak niegdyś Maciejak Dixielanda.Sarnowski Kalmara wysyłał ostr szedł za nią o dwie długości.Florencja oddalała się od niegd z każdym ułamkiem sekundy, widać już było co się dzieje, szła celownika radośnie, z fantazją, z wyraźną, w oczy bijącą przyjemn ścią i bez najmniejszego wysiłku.Była pierwsza o sześć długośdjNiewykluczone, że waliłam Jurka lornetką po głowie.- No i masz.! - wrzeszczałam dziko.- No i masz.! Mówiłar ci.!!!- Dawaj Florencja! - pokwikiwał Miecio w upojeniu, aczkolwiek gonitwa już się skończyła.- Dawaj Florencja! Dawaj Florencja.)- Lepiej niech może już się zatrzyma - utemperował go pai| Rysio.Florencja pozwoliła się wyhamować na przeciwległej prostej i kurcgalopem wróciła do przejścia.Przed samą wieżą sędziowską potrząsnęła łbem, skręciła, skoczyła przez barierkę na stron środka toru, zawróciła, skoczyła z powrotem i radosna, w triumfie] w pląsach, zgodziła się iść do stajni.- Miałaś rację - powiedział Jurek, pocierając sobie ciemięj - Zaryzykowałem, zostawiłem ją samą jedną, okazuje się, ż« słusznie.,Przed następną gonitwą pojawiła się Monika Gąsowska, pro-! mieniejąca i szczęśliwa.- No więc trudno, tę przyjemność trzeba jej dać - powiedziała bez wstępów.- Widziała pani, ja nie mam serca jej zabraniać i ni w ogóle.Jeżeli Agacie przyłożą karę, ja za nią zapłacę.Ona chce skakać, Florencja, nie Agata, niech wie, że po wygranej gonitwie może sobie skoczyć.Ale widziała pani jak przyszła, mówiłam, że tak będzie.l widziała pani, patrzyła pani chyba.? Jak ona wchodzi do maszyny.! Pójdzie za dwa tygodnie, a mogłaby jutro.Triumf był absolutny.Moja satysfakcja moralna osiągnęła takie rozmiary, że nawet nie zwróciłam uwagi na grę.Trafiłam porządek z Florencją, bo grałam z nią wszystko, trafiłam triplę, raczej nędzną, bo przed nią przyszły faworyty, po czym przegrałam następną triplę i kwintę, bo Marokko nie przyszedł.Coś mu się stało, od Moniki nieco później dowiedziałam się, co.Środek nasenny, oczywiście, wspaniały koń, bo dociągnął prawie do końca i osłabł dopiero przed celownikiem.Został drugi i nawet nie było powodu, żeby go zdyskwalifikować, chyba żeby komisja zdołała myśleć odważnie.Nie zdołała.Jarzyniakówna zjeżdżała z toru ze Izami w oczach, szczególnie że sypały się na nią rozmaite kalumnie.Okazało się, że naród miał oczy tylko dla gonitwy t Florencją, potem zaniewidział na nowo.Triumfował teraz Jurek, który przeczuł, że coś tu będzie i skłonność do ustępstw opanował na czwartej gonitwie.W piątej nie poprzestał na Marokko, grał trzy konie i trafił.Tripla ze stu dwudziestu tysięcy skoczyła na dwa miliony.- l mam kwintę - rzekł dumnie.- Nie będzie dużo wyższa - przygasiłam go, bo po co mu rozczarowania.-Wszystkie pieniądze robi Fagot, bo cała gra oparta była na Marokko.Trzy miliony może dadzą, ale nie licz na więcej.- Lepsze trzy miliony, niż zero.Dali trzy dwieście.Wzbogacić się nie zdołałam, bo za porządek 2.Marokko zapłacili grosze.Nie robiło mi to wielkiej różnicy, szczęście na tle Florencji sięgnęło szczytów i nic nie zdołało go przebić.- Ty masz rację - powiedziała Maria, przegrana na Marokko tak jak cały tor.- Ja też ją będę grała samą jedną i zawsze.Zygmuś Osika wyszedł ze stajni po całej robocie i oparł się o futrynę wrót.Odetchnął, rozejrzał się po niebie i ziemi, spojrzał w bok i nagle dostrzegł faceta, opierającego się o drugą futrynę.Znał go.Był to niejaki Woroszczak, zatrudniony głównie w trans­porcie.Z racji siły fizycznej w swoim zawodzie był doskonały, ładował wszystko na wszystko bez najmniejszego wysiłku.Słomę spod koni, upragnioną jako gnój pod pieczarki, siano w dowolnej postaci, worki z owsem, żywego konia bez mała mógł podnieść na własnych rękach, ale do żywych koni na ogół nie był dopuszczany, bo charakter miał nieodpowiedni.Konie go nie lubiły, wszystkie zgodnie, jak jeden mąż.Alkoholem śmierdział zawsze, chociaż zachowywał się jak trzeźwy i jednakowy stosunek prezentował do żywych istot i przedmiotów martwych.Nie robiło mu różnicy, co ma wziąć na widły, kłąb siana, czy na przykład człowieka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl