, Masterton Graham Nocna Plaga 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanley nie odpowiedział i kończył się rozbierać.Nagi podszedł do biurka i chwycił szczotkę do włosów ze srebrną rączką.Potem skierował się do łóżka i odchylił kołdrę.Angie wyciągnęła do niego ramiona.- O, nie.Ty naprawdę chcesz kary.Sama się o to prosisz.Ścisnął nadgarstek Angie i próbował go wykręcić, ale ona zacisnęła zęby i zaczęła bronić się i kopać, a jej nagie piersi podskakiwały.Stanley chwycił ją mocno za włosy, wkręcił w nie swoje palce i zmusił, by się odwróciła na brzuch.Piszczała i stawiała opór, ale on jeszcze mocniej ciągnął ją za włosy.- Ty draniu, to boli, zostaw mnie! Ty draniu, ty draniu, ty draniu!Przyciągnął ją do swych kolan, nadal trzymając mocno za włosy i smagał ją szczotką po tyłku.Pośladki całe poczer­wieniały.A on smagał ją dalej, podczas gdy ona krzyczała, dyszała i przeklinała go.Czerwony ślad robił się coraz ciemniejszy i większy.Zauważył jednak, że przestała walczyć, tylko udawała.Tłukł ją nadal, ale uścisk jego dłoni osłabł.Sapała coraz mocniej i chrapliwiej, szerzej rozsuwając swe nogi.- Ty draniu, ty draniu, ty draniu!Z zamkniętymi oczami uniosła się na ramionach, wygina­jąc plecy i zaciskając pośladki.Nagle jej ciałem wstrząsnął ogromny dreszcz.Stanley nie wiedział, ile kosztowało ją, by ukryć tak głęboko swój orgazm i nie wybuchnąć na głos.Kiedy przewróciła się na plecy, jej oczy były rozbiegane jak u kogoś, kto przeżył wstrząs.- Ty draniu - wyszeptała.Stanley pocałował ją w otwarte usta.- Musimy teraz zasnąć.- Czy mogę spać tutaj?- Nie.na wypadek, gdyby coś się nie udało.- Przecież nie jesteś już żonaty.- Wszystko jedno, muszę myśleć o Leonie i muszę także myśleć o mojej matce.Jesteś za dobry, żeby być złym.- Walczę z tym, wierz mi.Angie dotknęła jego nagiego ramienia, kreśląc linię po jego obojczyku.- Jak myślisz, czy dzisiaj umrzemy? Nie uśmiechnął się.- Każdy musi kiedyś umrzeć.Pokręciła głową i zatopiła zęby w jego ramieniu tak mocno, że pojawiła się krew.Stanley wykrzywił się z bólu i wyrwał się.- Jutro rano znowu będziesz musiał mnie za to ukarać - wyszeptała.Zamachnął się i uderzył ją w twarz otwartą dłonią, raz, a potem znowu.Jej policzki zrobiły się purpurowe.- Idź do łóżka, ty dziwko! - warknął na nią.- Musi­my poszukać tej cholernej wiedźmy.Stanley leżał w łóżku, a w jego umyśle jak w kalejdo­skopie przewijały się różne pomysły, wspomnienia i głosy.W Brighton o tej porze nocy nie było prawie w ogóle ruchu i szum fal, który dochodził z pobliskiej plaży, tak jednostaj­ny i miarowy, wkrótce go uspokoił.Zaczął odmawiać święte zaklęcie Wojowników Nocy, ale był tak śpiący, że prawie niezdolny, by je zakończyć.„Teraz, kiedy twarz świata jest ukryta w ciemnościach, pozwól nam przenieść się w miejsce spotkania, w zbroi i z bronią, i pozwól nam karmić się mocą, która rozproszy ciemności.”Nie minęło dziesięć minut, kiedy zasnął.Jego świadomość zatapiała się coraz głębiej, jak wesoła łódź, pełna pijanych marynarzy, która rozbiła się o rafę i za chwilę zatonie.Uniósł się ze swojego śpiącego ciała.Nadal słyszał szum morza i stukanie niedomknięte­go okna.Ruszył po dywanie i przeniknął przez ścianę sypialni.Wojownicy Nocy umówili się na spotkanie w salonie Jamesa.Kiedy Mol Besa przybył, Kasyks już tam był.Po kilku minutach nadeszli Keldak i Effis.Minęło prawie dziesięć minut, nim przecierając oczy, pojawił się Zasta.Mol Besa otoczył go ramieniem i powiedział:- Jesteś pewien, że chcesz iść z nami? Nie musisz, jeśli nie chcesz.- Muszę - odparł Zasta.- Ma do tego prawo - powiedział Kasyks.- Być może jest twoim synem, Mol Besa, ale przysięga Wojownika Nocy jest ponad wszystkim.Jeden za drugim stawali przed Kasyksem, który pośród trzasków i zapachu spalenizny ładował ich mocą.Terriery Jamesa obudziły się na swojej poduszce przed ogniem i zaalarmowane wpatrywały się w Wojowników Nocy.Jeden z nich zeskoczył z poduszki i ukrył się pod sofą.Kiedy wszyscy pięcioro zostali naładowani i przyodziani w zbroje, Kasyks powiedział:- Musimy udać się na patrol.Jeśli Isabel Gowdie jest gdzieś tutaj w Brighton, powinniśmy ją zlokalizować.Przeniknęli przez kilka podłóg i sufitów, przez strych i wydostali się na zewnątrz w mroźną, wietrzną noc.Kiedy krążyli cicho ponad dachami Kemp Town, widzieli w ciem­nościach spienione morze i upiorne białe urwiska Rottingdean i Peacehaven.Przelecieli nad śródmieściem, ponad Steine, prześlizgnęli się nad niezwykłymi kopułami i wieży­czkami Pawilonu Brighton.Według Stanleya wyglądał on tak, jakby przybył tu na latającym dywanie prosto z Arabs­kich Nocy.Keldak wewnątrz jego umysłu powiedział: „Fa­sada zaprojektowana przez Johna Nasha, wczesny wiek dziewiętnasty.Niezwykłe, prawda?”Krążąc nad Pawilonem, przekroczyli Lanes, zespół osiemnastowiecznych budynków, zbudowanych na wzór bezładnych średniowiecznych uliczek.- Zróbmy jeszcze jedno okrążenie, mam wrażenie, że jesteśmy blisko - powiedział Kasyks.Cisi i niewidzialni jak atramentowy kleks na czarnym papierze wrócili nad Lanes po raz drugi.- Nadal nic wyraźnego - powiedział Kasyks [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl