, Norton Andre Pani Krainy Mgiel 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wyciągnęłam na wierzch skraj mojej spodniej tuniki i oderwałam pasek materiału.Przyłożyłam go do pnia, zbierając wszystek płyn, jaki mogłam znaleźć.Kiedy materiał nasączył się dobrze, wróciłam do moich towarzyszy.Skoro ta wilgoć działała na mnie tak ożywczo, uznałam,-że pomoże również Kosgro.Ten zaś siedział z głową zwieszoną na piersiach, przyciskając obie ręce do zabandażowanej rany, tak że nie mogłam zobaczyć jego twarzy.Uklękłam i najdelikatniej jak umiałam położyłam rękę na barku Jortha.Pozwól mi opatrzyć ranę - zwróciłam się do niego.- Jeśli ulegnie zakażeniu, skończy się to fatalnie nie tylko dla ciebie, ale dla nas wszystkich.Spojrzał na mnie tępo, jak gdyby nie słyszał albo w ogóle nie rozumiał tego, co mówię.Położyłam wilgotny pasek materiału na gałązce, tak by nie stykał się z ziemią, i odsunęłam ręce Jortha, żeby odwinąć i zdjąć poplamiony i brudny bandaż.Pod nim, na wypukłości wielkiej klatki piersiowej, biegła nabrzmiała, czerwona pręga.Niewiele wiedziałam o ranach i sposobach ich opatrywania, lecz ta nie wyglądała dobrze.Głowa Kosgro znowu opadła i nawet nie uniósł ręki, żeby zaprotestować.Wzięłam nasączony sokiem notusa materiał i zaczęłam dotykać nim czerwonej opuchlizny, starając się robić to tak lekko i delikatnie, jak to tylko możliwe.Skrzywił się i wzdrygnął.Potem, jak ktoś, kto zbiera się w sobie, by wytrzymać zadawany mu dla jego dobra ból, napiął wszystkie mięśnie.Dwukrotnie wracałam do drzew, by nasączyć szmatkę, i dalej przecierałam ranę.Za trzecim razem aż przechyliłam się do tyłu na piętach.Zdumiało mnie, bowiem to, co zobaczyłam, i w pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć, że oczy mnie nie zawodzą.Zapalenie wyraźnie ustępowało.Wyglądało na to, że notus potrafi na wiele sposobów pomóc w rozmaitych przypadłościach.Ponownie zwilżyłam pasek materiału, a potem obwiązałam nim ranę, spinając go tą samą odznaką, która Kosgro przymocował pierwszy opatrunek.Była to spinka do kołnierza, wyblakła, lecz niewątpliwie stanowiąca część umundurowania Służby Zwiadowczej.Kiedy skończyłam, Kosgro westchnął i odprężył się.- Jak to wygląda? - zapytał.- Z początku sądziłam, że źle.Ale sok z tego drzewa pomógł.Stan zapalny ustąpił.Ostrożnie napiął mięśnie.- Masz rację.Teraz o wiele mniej boli.Poświęciłam jeszcze jeden skrawek mojej tuniki.Był to ostatni kawałek, jaki ośmieliłam się oderwać.Nasączyłam go sokiem notusa i podeszłam do Oomarka.- Pozwól, bym obmyła ci twarz.Szarpnął całym ciałem, próbując się uchylić.Ale Kosgro przytrzymał go.Starałam się robić to bardzo delikatnie, wiedząc, że chłopiec boi się notusa.Nie krzyczał, tak jak się tego spodziewałam.Wyglądał mężnie, choć cały dygotał.Jeszcze raz zebrałam cenny sok.Kiedy wróciłam, Bartare stała, szamocząc się z Kosgro.- Nie rób tego! - wrzasnęła, gdy zbliżyłam się do niej.- Pożałujesz, jeśli to zrobisz! Nie zdołam odnaleźć dla was starych wrót… Zostanę… Pomiędzy!Zachowywała się jak oszalała, wyrywając się i krzycząc, przystanęłam więc, niezdecydowana.- Ale nie obejdziesz się bez wody, Bartare, a ja odkryłam, że paroma kroplami tego soku można zaspokoić nawet największe pragnienie.- Zmuś mnie do tego - rzuciła wyzywająco - a zobaczysz, co się stanie.Kontakt z notusem sprawia, że członkowie Ludu zapominają to, co wiedzieli.Mówię ci, że zapomnę wszystko, a tobie przecież potrzebna jest moja dobra pamięć!Nie ulegało wątpliwości, że wierzyła w to, co mówiła, a ja nie śmiałam podejmować próby przekonania się o tym.Jeśli pragnęła się napić, będzie musiała poczekać, dopóki nie ruszymy dalej i nie znajdziemy jakiejś sadzawki czy strumienia.Złożyłam niewykorzystany skrawek wilgotnego materiału i wsunęłam go za pas, tak że dotykał bezpośrednio skóry pod moją przykrótką już spodnią tuniką.Kosgro odwiązał od pasa zawiniątko z naszym jedzeniem.Kiedy podał mi paczuszkę, otworzyłam ją; żywności było o wiele za mało, jak na nasze potrzeby.Zaproponowałam dzieciom, żeby też zjadły trochę.Bartare odmówiła, podkreślając to przesadnym gestem wyrażającym obrzydzenie.Ku mojemu zaskoczeniu, Oomark przyjął wafel.Odgryzał małe kęsy, które żuł tak, jak gdyby miał w ustach coś gorzkiego, lecz mimo wszystko jadł.Kiedy mu się przyglądałam, wezbrała we mnie odrobina nadziei.Być może notes spowodował w nim jakąś zmianę.Zyskałam pewność, że chłopiec zrobił krok we właściwą stronę.Porcja, którą podzieliłam się z Kosgro, była naprawdę bardzo mała.Jakimś sposobem jednak ta odrobina wystarczyła mojemu ciału.Potem sprawdziłam bandaże na stopach.Paski materiału wycierały się i strzępiły bardzo szybko.Musiałam wymyślić coś lepszego.Kiedy przyglądałam się ponuro swoim nogom, Kosgro odezwał się:- Dlaczego nie spróbujesz z tym?Wskazał na wstążkowate liście, zalegające grubą warstwą pod najbliższym drzewem.Były żółte i zwiędłe, lecz kiedy wzięłam garść i zaczęłam je rozciągać i zginać, stwierdziłam, że są niewiarygodnie wytrzymałe.Natychmiast nazbierałam ich pełen podołek.- Pozwól.Kosgro wziął trochę liści i choć jego palce zginały się w skurczach, a mięśnie drżały, jakby to zajęcie sprawiało mu ból, zaczął je splatać ze zręcznością, jakiej moje niezdarne próby nie mogły dorównać.Naśladowałam go we wszystkim i w rezultacie zrobiliśmy dwa komplety mat, grubych na szerokość mojego kciuka, i parę zwojów powroza, również skręconego z włókien liści.Sandały, które w końcu nałożyłam na moje zniekształcone stopy, nie były wybitnym dziełem sztuki, ale zapewniały mi ochronę lepszą niż cokolwiek, co miałam na nogach od chwili, gdy porzuciłam buty.Przyglądałam się im z niemałym zadowoleniem, kiedy siedząc zaciągałam mocno ostatni węzeł.Nie wiedziałam, jak długo wytrzymają, musiałam więc być przygotowana na to, że rychło ulegną zniszczeniu.Zaczęłam zbierać liście; układałam je w pęczki i wiązałam razem, żeby zabrać ze sobą.Żałowałam torby z kamieniami, pozostawionej przez Kosgro tam, gdzie walczył z robakiem.Nie tylko stanowiła ona naszą jedyną broń, ale znajdowały się w niej również porzucone przez Oomarka rzeczy, które mogły się nam teraz przydać.Zaczęłam się nad tym zastanawiać.- Co teraz zamierzasz?Byłam bardzo zaskoczona, bo wyglądało to na czytanie w myślach, czy raczej w niesprecyzowanych zamiarach.Wytrzeszczyłam oczy na Kosgro.Uważałam za nieprawdopodobne, by zgodził się ze mną, iż warto podjąć próbę odzyskania torby, ja jednak tego chciałam.- Zostawiliśmy tam torbę.- A ty proponujesz, żebyśmy wrócili po worek, wypchany kamieniami? - Roześmiał się ochryple.- Sądzisz, że to skarb, po który warto wracać?Poczułam się dotknięta.- Przydała ci się w walce z robakiem.Gdyby nie ona, ty… my wszyscy bylibyśmy teraz martwi!- Nie masz pojęcia, co tam się teraz dzieje.- Ale mam notus…- Nie bądź zbyt pewna siebie.Istnieje coś takiego jak zasadzka.Nie wiesz, kim są czające się tam istoty.Zmysły, jakie posiadamy, nie są w stanie ostrzec nas na czas przed niektórymi z nich.Z notusem czy bez… - Uniósł ręce do góry w osobliwym, niedokończonym geście.- Jeśli jednak nie można cię przekonać… jeśli musisz stawić czoło przeznaczeniu…Rzecz zastanawiająca, lecz jego rezygnacja, ton głosu, którego nie potrafiłam określić, przekonały mnie.Zawsze uważałam, że bezmyślna odwaga nie jest żadnym bohaterstwem, a niekiedy nawet czymś o wiele gorszym od tchórzostwa.Korzyści wynikające z posiadania torby nie były warte spotkania z potworami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl