,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przeniósł się do kolejnego bunkra, ustawił zapalnik na dziewięć minut i teleportował się dalej.W niespełna pięć minut później zaczął robić to samo już we wnętrzu Zamku Bronnicy.Najpierw udał się do psycholaboratorium, materializując się przy stole operacyjnym.Wydało mu się dziwne, że trzy kwadranse wcześniej leżał tu bezradny.Pocąc się, wepchnął plastik pomiędzy dwie ohydne maszyny, których użyto do opróżnienia umysłu Kyle'a, ustawił detonator i podniósł o wiele już lżejszą torbę, by przejść przez drzwi Mobiusa.Wyłoniwszy się na korytarzu w sekcji mieszkalnej, stanął oko w oko ze strażnikiem, dokonującym regulaminowego obchodu!Tamten wyglądał na zmęczonego, ze zwieszonymi ramionami przemierzał korytarz już po raz piąty w ciągu owej nocy.Podniósł wzrok i zobaczył Harry'ego.Dłoń strażnika powędrowała do zawieszonego na biodrze pistoletu.Harry nie miał pojęcia, jak jego nowe ciało zareaguje na napaść, teraz mógł to sprawdzić.Walczyć nauczył się dawno temu od jednego z pierwszych przyjaciół, jakich znalazł pośród umarłych, Grahama Lane, eks-wojskowego, nauczyciela z jego dawnej szkoły, który zginaj podczas wspinaczki na jeden z nadmorskich klifów.Dłoń Harry'ego spadła na sięgającą po pistolet rękę, wpychając broń z powrotem w kaburę.W tej samej chwili jego kolano wbiło się w krocze strażnika, a pięść trafiła w twarz.Zaatakowany nie narobił wiele hałasu.Zgasł jak świeca.Keogh założył kolejny ładunek w korytarzu.Czuł, jak bardzo trzęsą mu się ręce.Pocił się.Ciekaw był, ile czasu mu jeszcze zostało.Nie chciał stać się ofiarą własnych fajerwerków.Wykonał jeszcze jeden skok, prosto do centralnej dyżurki zamku i wyłaniając się, jednym uderzeniem strącił oficera dyżurnego z obrotowego krzesła.Rosjanin nie zdążył nawet podnieść wzroku.Przylepiwszy resztę plastyku do blatu biurka, pomiędzy radiostacją a centralką, Harry umocował ostatni detonator i wyprostował się - spoglądając prosto w lufę kałasznikowa.Po drugiej stronie uniesionej przegrody drzemał na krześle młody strażnik.Rozdziawione usta i ogłupiały wzrok powiedział Harry'emu wszystko.Rosjanina obudził głuchy stuk towarzyszący upadkowi oficera dyżurnego.Harry nie miał pojęcia, na ile strażnik był już rześki i co do niego docierało, wiedział jednak, że znalazł się w poważnych tarapatach.Ostatni detonator ustawiony był zaledwie na minutę.Zaskoczony strażnik wymamrotał po rosyjsku jakieś pytanie.Harry wzruszył ramionami, robiąc kwaśną minę.Wyciągnął rękę, wskazując coś, co znajdowało się za plecami Rosjanina.Wiedział, że to stara sztuczka, ale starocie bywały niezawodne.Oczywiście, podziałała.Strażnik odwrócił głowę i ów paskudny wylot lufy.A kiedy znów spojrzał przed siebie, nie znalazł już Harry'ego.I dobrze się stało, gdyż właśnie upłynęło dziesięć minut.Bunkry wybuchły jak chińskie fajerwerki, podmuch wypchnął w górę betonowe stropy i rozwalił ściany.Pierwsza eksplozja - intensywny błysk, gdyż huk z tej odległości był słabo słyszalny - sprawiła, że wsiadająca już do jeepa Zek Foener zadrżała i skuliła się.Potem od strony zamku dobiegł trzask i przeciągły łoskot, a ziemia zatrzęsła się po raz pierwszy.Poruszone owym wstrząsem, miny przeciwpiechotne, którymi nafaszerowano pole, wybuchły, miotając w powietrze fontanny ziemi i torfu.Wyglądało to jak bombardowanie.- Co? - Gerenko obrócił się w fotelu i popatrzył na zamek nie wierząc własnym oczom.- Bunkry? - Osłonił twarz przed blaskiem eksplozji.- Harry Keogh! - szepnęła Zek, tak by tego nie usłyszał.Potem eksplodował główny budynek.Niższe partie ścian rozdęły się, jakby nabierały tchu.Prężyły się coraz bardziej, aż w końcu pękły, skąpane w powodzi białego światła i złotego ognia.Zek poczuła siłę wybuchu, podmuch cisnął ją na drogę, kalecząc osłaniające twarz ręce.Zamek Bronnicy zapadał się powoli.Niczym budowla z piasku ogarnięta pierwszą falą przypływu, gubił swój kształt, obracając się w proch.W trzewiach jego płonęły wulkaniczne ognie, wylewające się przez kratery w ścianach.Ledwie wieże i górne piętra runęły do środka, znów uniosły się w powietrze, wypchnięte przez kolejne wybuchy.Zamek obrócił się już w perzynę, ale jeszcze jeden huk wzbogacił wszechobecną kakofonię - potężna eksplozja w dyżurce.W owej chwili Zek siedziała już w jeepie obok Gerenki.Oboje poczuli, jak masywna pięść wali w samochód, popychając go w przód.W ich uszy wdarła się straszliwa detonacja.Nagły błysk zmusił ich do zamknięcia oczu.Wielka ognista kula zamieniła wszystko w negatyw, zamazując całą scenę i przeistaczając głęboką noc w oślepiająco jasny dzień.Rozwiała się wreszcie, ujawniając niesamowitą prawdę - Zamek Bronnicy już nie istniał.Resztki jego, od kamyków po potężne betonowe bloki, spadały jeszcze na ziemię jak ulewny deszcz.Kłęby czarnego dymu przesłaniały księżyc [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|