, Lackey Mercedes Wiatr zmian 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można byłogo jedynie przekonywać, co wymagało wielkiej cierpliwości.Elspeth wkrótce sięo tym przekona.Mroczny Wiatr zbiegł schodami w dół, skacząc o dwa stopnie, powstrzymującsię od pogwizdywania.Zapowiadała się niezła zabawa.To nie był zwyczajny bazyliszek, lecz samica z brzuchem pełnym jaj.133 Znieżna Gwiazda trzymał swą pochodnię z nadzieją, że zimno powstrzymastworę od napaści.Bazyliszek obserwował ich z jamy wygrzebanej w skarpie nadpotokiem, ale nie poruszył się.Zwiatło bezlitośnie ujawniało jego brzydotę. Niebiosa, jaki on okropny  wyszeptała zafascynowana Elspeth.Isto-ty te miewały różne barwy, zawsze jednak ziemiste: od brudnej czerwieni błotaz Równin do zgaszonego brązu mułu rzecznego.Ten miał kolor zielonkawej gli-ny.Z twarzą ropuchy, nie istniejącą szyją, ciałem olbrzymiej jaszczurki, długimogonem, szarym grzebieniem biegnącym wzdłuż całego ciała, pyskiem pełnymtrujących, na pół spróchniałych zębów nie mógł się podobać nikomu spoza wła-snego gatunku.W dodatku jego zwyczaje higieniczne i oddech, od którego nawetwściekły byk uciekłby na tysiąc kroków, nie czyniły go mile widzianym sąsiadem.Tak było nawet wtedy, kiedy stwór pogrążał się w zimowym odrętwieniu, jed-nak kiedy tylko się ociepliło, wychodził na łowy.Nie wybrzydzał, jadł to, co siętrafiło, żywe czy martwe  ważne, że mięso.Jednak kiedy rozgrzała się w nimkrew i mózg, nikt wokół nie był bezpieczny.Nie dlatego, że bazyliszki odzna-czały się szczególną inteligencją; nie były ani sprytne, ani szybkie.Nie musia-ły.Wystarczyło im rozejrzeć się dokoła, a wszystko w zasięgu wzroku zastyga-ło w bezruchu, posłuszne ich mentalnej mocy.Wtedy podchodziły spokojnie doofiary i raczyły się obiadem.Mroczny Wiatr stworzył magiczne światło nie dające ciepła i wysłał je do kry-jówki bazyliszka, by się mu dokładniej przyjrzeć.Elspeth zadrżała, zauważywszyolbrzymie rozmiary potwora. Czy teraz go zabijemy?  zapytała; chyba chciała szybko z nim skończyć.Nie winił jej.Zapach bijący od stwory przypominał woń zgnilizny.W odpowiedziwyręczył go Znieżna Gwiazda. Bogowie naszych ojców, nie!  zawołał. Jeśli uważasz, że teraz cuch-nie, nie chciałabyś się znalezć bliżej niż dwa dni drogi od martwego, zakładając,iż udałoby się nam go zabić.Ma trzy serca, skórę twardszą od dwudziestu warstwwyprawionych rzemieni i przeżyje wiele ran, które dla nas wyglądają na śmiertel-ne.Przeżyje pozbawiony dwu nóg, połowy twarzy i obu oczu, o ile udałoby ci siępodejść na tyle blisko, żeby mu je wyłupać.Ja bym nie próbował.Elspeth potrząsnęła ze zdziwieniem głową. A magia?  spytała. Też nie działa  odrzekł Mroczny Wiatr, kiedy przyjrzał się dokładnieintruzowi; stwora była większa od trzech koni, nie licząc ogona. Ciosy prze-chodzą obok i giną w ziemi.Chciałbym mieć takie osłony! Zadziwiające zwierzę. Czyżbyś je podziwiał?  spytała zaskoczona Elspeth.Mag wzruszył ramionami i odszedł kilka kroków, żeby przekonać się, czybazyliszek zwróci na niego uwagę, czy też pogrążył się w letargu. W jakiś spo-sób podziwiam  odrzekł.Oczy bazyliszka śledziły jego poruszenia. Podobnostworzył je jeden z wielkich magów nie jako broń, ale z resztek istot służących ja-ko broń, zbyt niebezpiecznych nawet po śmierci, żeby je pozostawić samym sobie.134  Mroczny Wiatr zakończył obserwację i wrócił do Elspeth. Miały pozostaćniezdolne do rozmnażania, lecz, jak w wielu innych przypadkach, okazało się, żez niektórych jaj wykluwają się młode.Odwrócił się do Znieżnej Gwiazdy.Zwiadowca przetarł dłonią łzawiące oczyi wyprostował się.Był jednym z najmłodszych strażników.Mroczny Wiatr cie-szył się, iż starczyło mu wiedzy, żeby nie próbować pokonać bazyliszka samemu,lecz wezwać pomoc.Czasem udawało się tego dokonać bez magii, ale rzadko,zwłaszcza w niepewną, jesienną pogodę. Znalazłeś dla niej nowe schronienie? zapytał. Tak, chociaż nie tak dobre, jak bym chciał  odrzekł zwiadowca, znówwycierając oczy.Wiatr zmienił kierunek i zwiewał opary stwora prosto na nich.Mrocznego Wiatra zaczęły piec oczy, a Znieżna Gwiazda przebywał tu już odpewnego czasu. Niedaleko stąd, w rowie o skalistym dnie i ścianach zbyt stro-mych na wspinaczkę.Mnóstwo tam padliny, lecz wylot rowu otwiera się prostona strumień i nie wiem, jak go zamknąć. Czy gdzieś tam jest bagno?  zapytał Mroczny Wiatr, machając rękąw kierunku, z którego poczuł wilgoć. Moglibyście zaprowadzić ją tak daleko?  nie dowierzał Znieżna Gwiaz-da. Byłoby wspaniale.Znajdzie tam pożywienie, a hertasi nie lubią tych mo-czarów z powodu zródeł siarkowych.Dzięki siarce z jaj nic się nie wykluje. Jeżeli uda nam się zmusić ją do ruszenia z miejsca, zaprowadzimy ją tam powiedział Mroczny Wiatr. Chodzi jedynie o to, żeby nie rozgrzać jej natyle, by stała się zdolna do odczuwania gniewu lub strachu, gdyż wtedy wszystkowokół znieruchomieje. Zgadza się. Zwiadowca rozłożył ręce. Zostawiam to wam.Ja będęwas prowadził i osłaniał. W porządku. Mroczny Wiatr obserwował bestię, zastanawiając się, czylepiej ją wywabić z kryjówki, czy wystraszyć.Wystraszyć, zdecydował.W tymstanie zwierzę nie zareaguje na przynętę. Oto, co zrobimy  powiedział doElspeth, wpatrzonej w bazyliszka z fascynacją pomieszaną z odrazą. Jest jej tubezpiecznie i wygodnie.Musimy sprawić, żeby zmieniła zdanie i wyszła z jamy,potem powstrzymać ją przed powrotem do niej i skierować w stronę, która namodpowiada.Elspeth powoli kiwała głową. Magią?  spytała. Magią prawdziwą lub magią umysłu, albo też ich połączeniem. Mrocz-ny Wiatr ziewnął na zakończenie.Miał nadzieję, że starczy mu sił na to przedsię-wzięcie.Elspeth czuła się tak samo, przynajmniej tak wyglądała. Masz jakiśpomysł, jak to zrobić?Oparła się o drzewo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl