, Lackey Mercedes Cena Magii (SCAN dal 746) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszak wyglądało to na wypadek.Wszyscy pozostali byli co do tego zgodni.Ale Vanyel nie wierzył, nie potrafił uwierzyć, że to pra­wda.Jednakże wszystko, na czym mógł się oprzeć, to nie sprecyzowane, niejasne przeczucia.Nie wiedział nic kon­kretnego, nawet tyle, aby mógł to zaakceptować herold.Zatem podziękował Trevenowi - ku nie skrywanej po­cieszę Stefena - i powrócił, stąpając po skrzypiącym śniegu, do ciepła i światła w Skrzydle Heroldów.Był właśnie przy drzwiach, kiedy dosięgnęła go myśl Yfandes.- Van - przemówiła strapionym głosem.- Znaleź­liśmy Towarzysza Kilchasa, Rohana.Nie żyje.Był daleko na zachodnim krańcu Łąki.- I co? - dopytywał się Van.- I mnie się to nie podoba.Nic nie wskazuje na to, że coś jest nie tak, ale mnie się to nie podoba.Przecież my nie.padamy, ot tak sobie.Jeśli nie giniemy w bitwie albo jakimś wypadku, to jesteśmy wzywane i mamy zwykle czas na pożegnanie się z przyjaciółmi przed naszym odejściem.- A czy szok wywołany śmiercią Wybranego mógł zabić Rohana? - spytał Van.- Może - odparła Yfandes niepewnie.- Większość Towarzyszy myśli, że właśnie taki był powód.- Ale ty nie jesteś o tym przekonana.- Świadomość, że Yfandes dzieliła jego wątpliwości, na swój sposób przy­nosiła mu pocieszenie.- Masz rację.Czuję, że coś jest nie w porządku.Nie potrafię wskazać dlaczego, ale coś tu nie gra.- Van, masz zamiar sterczeć tutaj całą noc? - znie­cierpliwił się Stefen, przytrzymując drzwi, cały rozdygotany z zimna.- Przepraszam, ashke - powiedział Vanyel, dając sobie w myśli lekkiego kuksańca.- Rozmawiałem z Yfan­des.Znalazły Towarzysza Kilchasa.Martwego.Yfandes po­wiada, że według niej coś tu nie gra.Uderzenie ciepła z korytarza wzbudziło w nim nagle nie­odpartą chęć położenia się, tak jak stał, na miejscu.Stłumił w sobie tę nagłą potrzebę i towarzyszący jej przypływ sła­bości.Stefen popatrzył na niego z zakłopotaniem.- Myślałem, że Towarzysze nie żyją dłużej od swych Wybranych - powiedział.- I vice versa.Więc co ma tu nie grać?- Yfandes po prostu nie podoba się sposób, w jaki wszystko przebiegło.Rohan był zupełnie sam w najdalszym zakątku Łąki i żaden z Towarzyszy nie wiedział o jego śmierci, dopóki go nie znalazły.Stefen wyglądał na zaniepokojonego.- Nie tak to się powinno odbyć - powiedział powoli.- Przynajmniej tak mi się wydaje na podstawie tego, co o nich słyszałem.Uważam, że oboje macie rację.Jest w tym coś dziwnego.Vanyel pierwszy doszedł do drzwi swego pokoju i otwo­rzył je przed bardem.- Może to wpływ nowego zaklęcia sieci - stwierdził, zamknąwszy za sobą drzwi, po czym zdjął płaszcz i rzucił go na fotel.- Ono ma nas wszystkich ze sobą wiązać, ale jakaś jego część może wyciekać gdzieś nieprzewidzianymi ścieżkami, na przykład na Towarzyszy.Stefen ułożył swój płaszcz na okryciu Vanyela.- Proszę - zaproponował.- Pozwól, że pomogę ci wydostać się z tej tuniki i położyć się.Możemy porozma­wiać o tym, kiedy będę ci robił masaż, i to znacznie lepszy od tego, który nam przerwano.Będę udawał twojego prze­ciwnika i wynajdywał logiczne wyjaśnienia wszystkiego, co ty uznasz za nieprawidłowe.- Stef, jestem kompletnie wyczerpany - ostrzegł go Vanyel, rozwiązując tunikę i pozwalając Stefenowi ją zdjąć.- Jeśli naprawdę uda ci się mnie rozluźnić, to najpewniej zaraz usnę w środku rozmowy.A jak usnę, nie dobudzisz mnie nawet trzęsieniem ziemi.- Jeśli tego ci trzeba, to nic innego nie powinieneś teraz zrobić - odparł bard, lekkim pchnięciem sadzając go, a raczej przewracając na łóżko.- Tymczasem pozwól, że rozmasuję ci napięte mięśnie, a ty mów.Może byś włączył w to Yfandes? Skoro się tak zamartwia, to pewnie powinie­neś to uwzględnić, a poza tym ona może dostrzec luki w moich argumentach.- Yfandes? - zawołał Van.- Jestem.- Masz ochotą się temu przysłuchiwać? Chcemy spraw­dzić, czy moja ostra reakcja na śmierć Kilchasa nie jest wynikiem wyczerpania.- Ładnie to ująłeś, mnie też może to dotyczyć.Zaczy­najcie.Będę się przysłuchiwała.- Sprawiała wrażenie, jakby odczuła ulgę.Vanyel poddał się życzeniom Stefena i na brzuchu wy­ciągnął się na łóżku.Stefen usiadł na nim okrakiem i sięgnął do górnej szuflady małego nocnego stolika.- Co.- zaczął Vanyel, odwróciwszy głowę, żeby zo­baczyć, co robi Stef.Po chwili widząc, jak ten wyjmuje mały flakonik czegoś, co niezaprzeczalnie było pachnącym olej­kiem, zapytał zaskoczony: - Jak to się tu znalazło?- Włożyłem to tutaj - odparł krótko Stef.- Połóż głowę i relaksuj się.- Po kilku chwilach dłonie Stefena wędrowały już wzdłuż jego pleców od krzyża w górę.Va­nyel westchnął i poddał się odprężeniu.- Co w takim razie nam się nie zgadza w śmierci Kil­chasa? - spytał Stef.- Tylko się nie stresuj.Możesz myśleć i odprężać się jednocześnie.- Kilchas ma tam na górze mały, odgrodzony kącik - powiedział Vanyel powoli, zastanawiając się.- Dach jest przeszklony.Jeśli Kilchas nie ma ochoty, nie musi wychodzić na mróz.Nie rozumiem, dlaczego miałby wyjść na zewnątrz, zwłaszcza że nie był stosownie ubrany.- A jeśli szyba była pokryta lodem albo śniegiem? - kontrował Stef.- Wiesz, że pewnie była.- Zgadzam się - wtrąciła, choć niechętnie, Yfandes.- Wszystko było oblodzone.- Słuszna uwaga.Ale dlaczego miał na nogach kapcie, a nie buty z cholewami?Stefen, zastanawiając się, przeciągnął knykciami dłoni wzdłuż kręgosłupa Vanyela.- Bo nie wiedział, że szkło będzie oszronione, dopóki nie wdrapał się na dach, i za daleko było mu jeszcze raz schodzić i wchodzić na górę tylko z powodu butów.Koniec końców był starszym człowiekiem, a jego kwatera jest tutaj na parterze.Van aż jęknął, kiedy Stef dotarł do szczególnie bolesne­go miejsca.- Zgoda, mogę to uznać.Ale przecież miał to obser­watorium od lat.Zawsze wie.wiedział.jak się tam poru­szać.Dlaczego nagle miałby źle stąpnąć?- Dlatego, że wcale tego nie zrobił - natychmiast od­parł Stef.- Zabrał się do czegoś, czego nie robił nigdy dotąd.Czyścił szkło w dachu swojej malutkiej budki, usi­łując zeskrobać lód.Stracił równowagę albo się poślizgnął.- To by do niego pasowało.Stary uparciuch.Vanyel bronił się, jak mógł, przed bólem, kiedy Stefen przystąpił do rozmasowywania następnego zbitego mięśnia.- Dlaczego nie kazał tego zrobić komuś ze służby?- Nie było czasu? - zaryzykował Stef.Ogień na ko­minku wystrzelił i buchnął.- To, co chciał oglądać, mo­że właśnie się zbliżało i stwierdził, że gdyby miał szukać służącego, a potem jeszcze czekać, aż ten skończy robotę, to umknęłaby mu część obserwacji.Albo to, albo nie był pewny, czy służący zrobiłby wszystko, jak trzeba.A może i to, i to.- To też w jego stylu.Powietrze nasyciła delikatna woń drzewa sandałowego.Vanyel poczuł ogarniającą go senność, ale przezwycię­żył ją.- Skoro tak po prostu spadł.- powiedział z wolna - to dlaczego czując, jak umiera, odebrałem tylko ból? Dlaczego nie czułem, że spada?- Nie wiem - przyznał Stefen, zastygając z dłońmi na łopatkach Vanyela.- Nie mam pojęcia, jak te wasze dary powinny działać.Ale Kilchas był starym człowiekiem, Van.A jeśli w chwili upadku już nie żył? Jeśli jego serce nie wytrzymało? To chyba dość bolesna sprawa.I jeżeli jego serce nagle przestało pracować, to czy nie mogło w ten sposób sprawić, że z sercem jego Towarzysza stało się to samo? Może dlatego znaleziono go w takich, a nie innych okolicznościach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl