,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszak wyglądało to na wypadek.Wszyscy pozostali byli co do tego zgodni.Ale Vanyel nie wierzył, nie potrafił uwierzyć, że to prawda.Jednakże wszystko, na czym mógł się oprzeć, to nie sprecyzowane, niejasne przeczucia.Nie wiedział nic konkretnego, nawet tyle, aby mógł to zaakceptować herold.Zatem podziękował Trevenowi - ku nie skrywanej pocieszę Stefena - i powrócił, stąpając po skrzypiącym śniegu, do ciepła i światła w Skrzydle Heroldów.Był właśnie przy drzwiach, kiedy dosięgnęła go myśl Yfandes.- Van - przemówiła strapionym głosem.- Znaleźliśmy Towarzysza Kilchasa, Rohana.Nie żyje.Był daleko na zachodnim krańcu Łąki.- I co? - dopytywał się Van.- I mnie się to nie podoba.Nic nie wskazuje na to, że coś jest nie tak, ale mnie się to nie podoba.Przecież my nie.padamy, ot tak sobie.Jeśli nie giniemy w bitwie albo jakimś wypadku, to jesteśmy wzywane i mamy zwykle czas na pożegnanie się z przyjaciółmi przed naszym odejściem.- A czy szok wywołany śmiercią Wybranego mógł zabić Rohana? - spytał Van.- Może - odparła Yfandes niepewnie.- Większość Towarzyszy myśli, że właśnie taki był powód.- Ale ty nie jesteś o tym przekonana.- Świadomość, że Yfandes dzieliła jego wątpliwości, na swój sposób przynosiła mu pocieszenie.- Masz rację.Czuję, że coś jest nie w porządku.Nie potrafię wskazać dlaczego, ale coś tu nie gra.- Van, masz zamiar sterczeć tutaj całą noc? - zniecierpliwił się Stefen, przytrzymując drzwi, cały rozdygotany z zimna.- Przepraszam, ashke - powiedział Vanyel, dając sobie w myśli lekkiego kuksańca.- Rozmawiałem z Yfandes.Znalazły Towarzysza Kilchasa.Martwego.Yfandes powiada, że według niej coś tu nie gra.Uderzenie ciepła z korytarza wzbudziło w nim nagle nieodpartą chęć położenia się, tak jak stał, na miejscu.Stłumił w sobie tę nagłą potrzebę i towarzyszący jej przypływ słabości.Stefen popatrzył na niego z zakłopotaniem.- Myślałem, że Towarzysze nie żyją dłużej od swych Wybranych - powiedział.- I vice versa.Więc co ma tu nie grać?- Yfandes po prostu nie podoba się sposób, w jaki wszystko przebiegło.Rohan był zupełnie sam w najdalszym zakątku Łąki i żaden z Towarzyszy nie wiedział o jego śmierci, dopóki go nie znalazły.Stefen wyglądał na zaniepokojonego.- Nie tak to się powinno odbyć - powiedział powoli.- Przynajmniej tak mi się wydaje na podstawie tego, co o nich słyszałem.Uważam, że oboje macie rację.Jest w tym coś dziwnego.Vanyel pierwszy doszedł do drzwi swego pokoju i otworzył je przed bardem.- Może to wpływ nowego zaklęcia sieci - stwierdził, zamknąwszy za sobą drzwi, po czym zdjął płaszcz i rzucił go na fotel.- Ono ma nas wszystkich ze sobą wiązać, ale jakaś jego część może wyciekać gdzieś nieprzewidzianymi ścieżkami, na przykład na Towarzyszy.Stefen ułożył swój płaszcz na okryciu Vanyela.- Proszę - zaproponował.- Pozwól, że pomogę ci wydostać się z tej tuniki i położyć się.Możemy porozmawiać o tym, kiedy będę ci robił masaż, i to znacznie lepszy od tego, który nam przerwano.Będę udawał twojego przeciwnika i wynajdywał logiczne wyjaśnienia wszystkiego, co ty uznasz za nieprawidłowe.- Stef, jestem kompletnie wyczerpany - ostrzegł go Vanyel, rozwiązując tunikę i pozwalając Stefenowi ją zdjąć.- Jeśli naprawdę uda ci się mnie rozluźnić, to najpewniej zaraz usnę w środku rozmowy.A jak usnę, nie dobudzisz mnie nawet trzęsieniem ziemi.- Jeśli tego ci trzeba, to nic innego nie powinieneś teraz zrobić - odparł bard, lekkim pchnięciem sadzając go, a raczej przewracając na łóżko.- Tymczasem pozwól, że rozmasuję ci napięte mięśnie, a ty mów.Może byś włączył w to Yfandes? Skoro się tak zamartwia, to pewnie powinieneś to uwzględnić, a poza tym ona może dostrzec luki w moich argumentach.- Yfandes? - zawołał Van.- Jestem.- Masz ochotą się temu przysłuchiwać? Chcemy sprawdzić, czy moja ostra reakcja na śmierć Kilchasa nie jest wynikiem wyczerpania.- Ładnie to ująłeś, mnie też może to dotyczyć.Zaczynajcie.Będę się przysłuchiwała.- Sprawiała wrażenie, jakby odczuła ulgę.Vanyel poddał się życzeniom Stefena i na brzuchu wyciągnął się na łóżku.Stefen usiadł na nim okrakiem i sięgnął do górnej szuflady małego nocnego stolika.- Co.- zaczął Vanyel, odwróciwszy głowę, żeby zobaczyć, co robi Stef.Po chwili widząc, jak ten wyjmuje mały flakonik czegoś, co niezaprzeczalnie było pachnącym olejkiem, zapytał zaskoczony: - Jak to się tu znalazło?- Włożyłem to tutaj - odparł krótko Stef.- Połóż głowę i relaksuj się.- Po kilku chwilach dłonie Stefena wędrowały już wzdłuż jego pleców od krzyża w górę.Vanyel westchnął i poddał się odprężeniu.- Co w takim razie nam się nie zgadza w śmierci Kilchasa? - spytał Stef.- Tylko się nie stresuj.Możesz myśleć i odprężać się jednocześnie.- Kilchas ma tam na górze mały, odgrodzony kącik - powiedział Vanyel powoli, zastanawiając się.- Dach jest przeszklony.Jeśli Kilchas nie ma ochoty, nie musi wychodzić na mróz.Nie rozumiem, dlaczego miałby wyjść na zewnątrz, zwłaszcza że nie był stosownie ubrany.- A jeśli szyba była pokryta lodem albo śniegiem? - kontrował Stef.- Wiesz, że pewnie była.- Zgadzam się - wtrąciła, choć niechętnie, Yfandes.- Wszystko było oblodzone.- Słuszna uwaga.Ale dlaczego miał na nogach kapcie, a nie buty z cholewami?Stefen, zastanawiając się, przeciągnął knykciami dłoni wzdłuż kręgosłupa Vanyela.- Bo nie wiedział, że szkło będzie oszronione, dopóki nie wdrapał się na dach, i za daleko było mu jeszcze raz schodzić i wchodzić na górę tylko z powodu butów.Koniec końców był starszym człowiekiem, a jego kwatera jest tutaj na parterze.Van aż jęknął, kiedy Stef dotarł do szczególnie bolesnego miejsca.- Zgoda, mogę to uznać.Ale przecież miał to obserwatorium od lat.Zawsze wie.wiedział.jak się tam poruszać.Dlaczego nagle miałby źle stąpnąć?- Dlatego, że wcale tego nie zrobił - natychmiast odparł Stef.- Zabrał się do czegoś, czego nie robił nigdy dotąd.Czyścił szkło w dachu swojej malutkiej budki, usiłując zeskrobać lód.Stracił równowagę albo się poślizgnął.- To by do niego pasowało.Stary uparciuch.Vanyel bronił się, jak mógł, przed bólem, kiedy Stefen przystąpił do rozmasowywania następnego zbitego mięśnia.- Dlaczego nie kazał tego zrobić komuś ze służby?- Nie było czasu? - zaryzykował Stef.Ogień na kominku wystrzelił i buchnął.- To, co chciał oglądać, może właśnie się zbliżało i stwierdził, że gdyby miał szukać służącego, a potem jeszcze czekać, aż ten skończy robotę, to umknęłaby mu część obserwacji.Albo to, albo nie był pewny, czy służący zrobiłby wszystko, jak trzeba.A może i to, i to.- To też w jego stylu.Powietrze nasyciła delikatna woń drzewa sandałowego.Vanyel poczuł ogarniającą go senność, ale przezwyciężył ją.- Skoro tak po prostu spadł.- powiedział z wolna - to dlaczego czując, jak umiera, odebrałem tylko ból? Dlaczego nie czułem, że spada?- Nie wiem - przyznał Stefen, zastygając z dłońmi na łopatkach Vanyela.- Nie mam pojęcia, jak te wasze dary powinny działać.Ale Kilchas był starym człowiekiem, Van.A jeśli w chwili upadku już nie żył? Jeśli jego serce nie wytrzymało? To chyba dość bolesna sprawa.I jeżeli jego serce nagle przestało pracować, to czy nie mogło w ten sposób sprawić, że z sercem jego Towarzysza stało się to samo? Może dlatego znaleziono go w takich, a nie innych okolicznościach [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|