, Lackey Mercedes Burza 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za­klęcie ochronne, które wykorzystywało pomoc vrondi przeby­wających w Valdemarze, odstraszało prawdziwych magów od granic państwa, a swego czasu wystarczało ono do ochrony kraju przed wizytami podejrzanych czarodziejów.Uczucie ciągłej ob­serwacji przez setki, tysiące niewidzialnych oczu za każdym razem, kiedy rzucało się zaklęcie, wystarczało, by nawet najbar­dziej odważnych doprowadzić niemal do szaleństwa.Ale tak było dawniej.Teraz wszystko się zmieniło - osłony na granicy załamały się, w Valdemarze zaś przebywali magowie z czterech czy pięciu krajów.Chociaż magia nie stała się ważniejsza od darów heroldów, magowie heroldów odgrywali wśród nich jedną z ważniejszych ról.Jednak niechęć do przebywania w tej komnacie musiała być nadal silna, gdyż kiedy Śpiew Ognia tu przychodził, nigdy nie znalazł śladów choćby dotknięcia na pół ukrytych drzwi.Być może Elspeth przychodziła tu czasami, ale i to wątpliwe.Nie musiała tu przychodzić, by czuć moc kamienia.Krążyła ona w jej żyłach silniej niż w jego krwi, choć również jemu szumiała i śpiewała na dnie umysłu.Był zbyt przyzwyczajony do mocy, by dać się jej oszołomić.Może ta pieśń mocy odstraszała innych.Jeśli chodzi o Śpiew Ognia, był z tego zadowolony, gdyż w ten sposób zyskał miejsce do pracy i rozmyślań bez obawy, iż ktoś mu przeszkodzi.Od kiedy An'desha zaczął się oddalać, Śpiew Ognia zaczął szukać wspomnień dotyczących duchowej kryjówki Zmory So­kołów i drogi, którą przebył przez próżnię, by ją odnaleźć.Miał do An'deshy wiele pytań dotyczących tej metody przetrwania, ale zamiast go pytać, wolał sam poszukać odpowiedzi.Kiedy był niemal pewny, że wie, dokąd iść i czego szukać, wystrzelił w swej duchowej postaci w próżnię w poszukiwaniu miej­sca, w którym kiedyś znajdowała się kryjówka Zmory Sokołów.Nie spodziewał się znaleźć niczego oprócz wskazówek.W końcu tylko nieliczne dzieła magii przeżyły śmierć swych twórców, nie mówiąc o ich całkowitym zniszczeniu.Poza tym, czy w samej próżni - niezmiennej, a jednak ciągle innej - coś tak obcego mogłoby pozostać po otwarciu na oścież?A jednak kiedy zapadł w trans i zbliżył się do okolicy, którą, jak sądził, rozpoznawał, znalazł kryjówkę nie tylko otwartą, lecz także nie tkniętą - oprócz zniszczeń dokonanych przez niego samego! Jednakże i te szkody się naprawiały, jakby kryjówka żyła i umiała sama się uzdrawiać.Mógł obejrzeć ją dokładnie i bez pośpiechu.Najdziwniejsze było to, że, jak zauważył, magiczne burze przebiegające próżnię niemal jej nie naruszyły.Znalazł nieco powierzchownych zakłó­ceń, ale sama tkanka pozostała nie zmieniona.Zastanawiał się nad tym, kiedy usiadł na ławce w komnacie kamienia-serca.“Kryjówka jest niezwykle solidna, przypomina ziemię, nad którą przechodzi seria gwałtownych burz.Nawet jeśli wywołają one obsunięcia gruntu albo powodzie, poza prze­sunięciami powierzchniowych warstw gleby krajobraz i zarys lądu pozostaje nie zmieniony.”Do tej pory ślad przejścia niemal się zatarł; Śpiew Ognia zostawił po sobie smugę mocy łączącą jego ciało z kryjówką.Pomiędzy łopoczącymi, wielobarwnymi nićmi energii, migoczą­cymi iskrami mocy, miejscami wzburzonymi po przejściu tak wielu magicznych burz, ślad jego przejścia pozostał niezmienny i równy, choć słaby.Wtedy dotarł do otwartego wejścia, ukrytego pod wirującymi prądami energii, a na powierzchni skrzącymi się wiecznie zmiennymi barwami.Usadowił się w wygodnej niszy kryjówki; samo istnienie śladu wywołało kolejne myśli i spostrzeżenia.Patrząc w dziki chaos próżni, przesycony prądami mocy, zauważył dwie smugi wiodące do jego ciała.Jedna to ścieżka, którą przebył, ślad wszystkich podróży, migocząca złotymi iskrami mocy, jak po­sypana brokatem ścieżka wiodąca do kamienia-serca.Druga, silniejsza, podobna do liny srebrna wiązka mocy wiązała go z własnym ciałem.Zauważył to już poprzednio.Ale teraz nagle dostrzegł, że obie nitki tworzyły całkowicie jednorodne rodzaje energii.Oczy­wiście, nie było w tym nic niezwykłego, gdyż była to jego energia; nawet moc kamienia musiała być przez niego przyswo­jona, zanim mógł z niej korzystać.Jednak energie kryjówki nie były jednorodne.Widział je teraz przecinające się jak wątek i osnowa setek, tysięcy nici mocy.Na niektórych rozpoznawał piętno Ma'ara, ciemnoczer­wone energie jak zastygła krew albo bure jak błoto - ślady krwawej magii.Ale inne były całkiem czyste i jasne, choć cienkie.Jak się tu znalazły? Nie miały nic wspólnego z Ma'arem ani żadnym z jego wcieleń.W końcu znalazł rozwiązanie, kiedy dostrzegł, że każda z tych czystych nitek wiedzie do ciemnych wiązek energii Ma'ara.Wtedy odsłoniła się przed nim cała tajemnica konstrukcji kry­jówki i jej obecnego życia jako odrębnej istoty.Więź pomiędzy żywym stworzeniem, podobna do tej łączącej Śpiew Ognia z jego ciałem, może zostać stworzona sztucznie albo narzucona na inną.Kiedy zaś niczego nieświadome ofiary umierały, ich życiowa energia w dużej części wracała dzięki tej więzi tam, dokąd ona prowadziła.Pomiędzy ciałem maga zaś a kryjówką można było stworzyć silniejsze połączenie i napiąć je jak strunę harfy.Nawet jeśli śmierć nastąpiła nagle, uniemoż­liwiając Ma'arowi to, co zrobił Zmora Sokołów - świadomą ucieczkę do schronienia - uwolnienie jednego końca więzi wyzwalało taką ilość energii, że duch był niemal wystrzelony do kryjówki, a mag czasami nawet mógł nie zdawać sobie sprawy z tego, co się stało.Zatem to była odpowiedź na wszystkie jego pytania.Umie­szczając w tym miejscu energię wielu swych następców - dobrowolnych i nie, świadomych i nie - Ma'ar stworzył azyl, który przetrwa wszystko.Stwarzając przez wieki coraz więcej połączeń ze swymi poddanymi, Ma'ar umocnił swoje dzieło tak, że stało się ono właściwie stałym ogniskiem energii.Łącząc się z nim ścisłą, mocną więzią, zapewnił sobie możliwość powrotu do “domu” w momencie śmierci.Skutek był przerażający, ale sam pomysł intrygujący.“To fascynujące.” Oczywiście wszyscy wiedzieli, iż pozbawiony skrupułów mag potrafi czerpać energię życiową żywych istot, uwalniając ją poprzez gwałtowną śmierć.Taka śmierć często stwarzała więź ze światem fizycznym; uwalniająca się moc po­łączona z wolą życia ofiary zatrzymywała ducha na ziemi nawet po zgonie.Tak właśnie powstawały zjawy; prawdopodobnie w ten sposób duchy Vanyela, Yfandes i Stefena mogły przetrwać w lesie na północy Valdemaru.Vanyel zrobił - pod kontrolą i świadomie - to, co inni czynili pod wpływem paniki i przez przypadek.Nie, bez wątpienia zabicie kogoś po to, by wykorzystać jego energię było złe, szatańskie.Ale jeśli po prostu stworzyło się kanał, przez który energia przepływała po ich naturalnej śmierci? Czy to byłoby złe? Poprzedni właściciel nie potrzebowałby ener­gii, która i tak rozproszyłaby się w tkance mocy oplatającej wszelkie żywe istoty.To dlatego zapewne wiele nici wiodących do kryjówki było czystych i jasnych - nie była to moc skradzio­na i wyrwana przemocą, po prostu zabrano ją wtedy, kiedy właściciel już jej nie potrzebował [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl