, Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Idiota  powiedziałem. Dupek  odparował Bobby. Nie mówiłem do ciebie. Prócz nas dwóch nie ma tu nikogo. Nazwałem siebie idiotą.Za to, że jeszcze stąd nie wyszedłem.138  Aha.W takim razie cofam tego dupka.Bobby włączył latarkę, a gasnące już fajerwerki natychmiast odżyły, przybrały nasile.Nie działo się to stopniowo jak poprzednio; światła stały się natychmiast tak inten-sywne jak w momencie największej aktywności. Włącz swoją latarkę  polecił Bobby. Naprawdę jesteśmy tacy głupi, żeby to robić? Znacznie głupsi. To miejsce nie ma nic wspólnego z Jimmym i Orsonem  oświadczyłem sta-nowczo. Skąd wiesz? Bo ich tu nie ma. Ale może coś pomoże nam ich odnalezć. Nie znajdziemy ich, jeśli będziemy martwi. Bądz dobrym idiotą i zaświeć swoją latarkę. To szaleństwo. Niczego się nie obawiaj, bracie.Carpe noctem. Cholera  mruknąłem, schwytany we własne sidła.Włączyłem latarkę. 13Zciany wokół nas wybuchnęły prawdziwą kaskadą świateł.Teraz mogliśmy sobiebez trudu wyobrazić, że znajdujemy się w środku miasta ogarniętego jakąś walką.Dokoła wybuchają bomby i pociski artyleryjskie, żołnierze z miotaczami biegną przedsiebie, ogarnięci płomieniami z własnej broni, cyklony żaru i niepowstrzymanego ogniasuną wzdłuż ulic i alei, zamieniając ich powierzchnie w strumienie lawy, wysokie bu-dynki płoną niepowstrzymanie, pomarańczowy blask bucha z okien, ogarnięte żaremkawałki parapetów i futryn lecą ku ziemi, ciągnąc za sobą pióropusze iskier.A jednocześnie, zmieniając tylko w niewielkim stopniu punkt widzenia, możnabyło postrzegać ten panoramiczny kataklizm nie jako serię oślepiających wybuchów,ale jako przedstawienie teatru cieni.Za każdym koktajlem Mołotowa, za masą pło-nącego napalmu, za jasnymi liniami, które przypominały smugi pocisków świetlnych,kryły się ruchome cienie, równie zagadkowe i inspirujące jak kształty i twarze ukrytew chmurach.Tu i tam pojawiały się ciemne kaptury, wiatr unosił mroczne peleryny,czarne węże skradały się w ciszy, cienie nadlatywały ze wszystkich stron jak rozgnie-wane kruki, stada wielkich ptaków nurkowały i wzbijały się ku górze, armie osmolo-nych szkieletów maszerowały naprzód, stukając ostrymi, czarnym kośćmi, nocne kotyczaiły się i podrywały do skoku, złowieszcze bicze ciemności cięły kule ognia, migotałyostrza z czarnej stali.Otoczony pandemonium światła i cieni, zamknięty w chaosie oślepiających światełi ruchomych cieni, powoli traciłem orientację.Choć stałem nieruchomo, na lekko roz-stawionych nogach, czułem się tak, jakbym był w ciągłym ruchu, jakbym wirował jakbiedna Dorotka na pokładzie ekspresu z Kansas do Krainy Oz.Przód, tył, lewo, prawo,góra i dół  wszystkie te kierunki stały się nagle niezwykle trudne do określenia.I znów kątem oka dojrzałem drzwi.Kiedy spojrzałem na nie bezpośrednio, wcalenie zniknęły, lecz tkwiły na swoim miejscu, wielkie i lśniące. Bobby. Widzę. Nie jest dobrze. To nie są prawdziwe drzwi  skonkludował Bobby.140  Powiedziałeś, że to miejsce nie jest nawiedzone. To tylko miraż.Burza świateł i cieni nabierała prędkości, jakby zmierzała do jakiegoś wielkiego,podniosłego finału.Bałem się, że ten wściekły, niepohamowany ruch, oślepiające wzory na ścianach sązapowiedzią jakiegoś wydarzenia, katastrofy będącej produktem narastającej energii.Taowalna sala była tak dziwna, że nie potrafiłem wyobrazić sobie natury nadciągającegozagrożenia, nie wiedziałem nawet, skąd nadejdzie.Chyba po raz pierwszy w życiu za-wiodła mnie moja hiperaktywna wyobraznia.Zawiasy stalowych drzwi znajdowały się po tej stronie, zatem otwierały się do we-wnątrz.Nie widziałem żadnych uchwytów ani pokrętła, które odsuwałyby ciężkie bolce,tkwiące w otworach przy pokrywie.Oznaczało to, że drzwi można otworzyć tylkoz krótkiego tunelu pomiędzy tym pokojem i śluzą, z drugiej strony.Byliśmy uwięzieni.Nie.Nie uwięzieni.Walcząc z narastającą klaustrofobią, zapewniałem się w duchu, że drzwi nie są real-ne.Bobby miał rację, to tylko halucynacja, iluzja, miraż.Obraz.Nie potrafiłem już wyzbyć się wrażenia, że jajowata sala to nawiedzone miejsce.Zwietliste kształty sunące po ścianach nagle wydały mi się umęczonymi duchami zaklę-tymi w przerażającym tańcu bólu i cierpienia, jakby wszędzie dokoła otwierały się oknaz widokiem na piekło.Serce waliło mi jak szalone, pompując krew z taką siłą, że obawiałem się o całośćtętnic [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl