, Koontz Dean R Zimny ogien 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za datę jejzgonu uznałeś dzień, w którym w końcu się z tym pogodziłeś.Od razu wiedział, że trafiła w dziesiątkę, jednak to wyjaśnienie nie poprawiło mu sa-mopoczucia. Ależ na Boga, Holly, to właśnie jest szaleństwo. Nie  zaprzeczyła spokojnie. To samoobrona, część tego samego mechanizmu,za pomocą którego broniłeś się w wieku dziesięciu lat. Ona. ze zdumieniem skonstatował, że nie może sobie przypomnieć, na coumarła Lena Ironheart.Jeszcze jedno mgliste, puste miejsce. Nie wiem. Myślę, że umarła w wiatraku.Oderwał wzrok od grobowca, spojrzał na Holly.Poczuł, jak trwoga spina mu ciało,choć nie znał jej przyczyny. W wiatraku? Jak? Co się stało? Skąd wiesz? Ze snu, który ci opowiadałam.Wchodzę po schodach, patrzę na staw w dole i wi-dzę twarz innej kobiety, odbitą w szybie.Twarz twojej babki. To tylko sen. Nie, sądzę, że to był obraz z pamięci, twojej pamięci.Dokonałeś projekcji w mojąpamięć.Dlaczego serce tak panicznie mu łomotało? Ale jak to mogło stanowić część mojej pamięci, skoro nic o tym nie wiem? Wiesz. Nie.Nie mam pojęcia. Zamknąłeś to na samym dnie podświadomości, tam gdzie masz dostęp tylko pod-czas snu, ale to tam tkwi z pewnością.Gdyby mu powiedziała, że cały cmentarz zmontowano na karuzeli, która powoli ob-raca się pod posępnym niebem koloru rewolwerowej stali, łatwiej by to zaakceptowałniż wspomnienia, ku którym go wiodła.Czuł się tak, jakby kręcili się poprzez światłoi ciemność, światło i ciemność, strach i furię. Ale w twoim śnie. słowa z trudem wydobywały mu się z gardła  byłemw wyższej izbie i babcia tam przyszła. Tak. A jeżeli tam umarła. Byłeś świadkiem jej śmierci. Nie. Uparcie potrząsnął głową. Na Boga, pamiętałbym to, nie sądzisz? Nie.Sądzę, że potrzebowałeś dziewiętnastu lat, żeby przyznać przed samym sobą,że umarła.Sądzę, że widziałeś jej śmierć i przeżyłeś szok, który wtrącił cię w długo-trwałą amnezję i wypełniałeś ją coraz nowymi, fantazjami i tylko fantazjami.263 Podniósł się lekki wietrzyk i coś zatrzeszczało mu pod stopami.Był przekonany, żekoścista ręka jego babki wychyla się z ziemi, żeby go dosięgnąć, ale kiedy spojrzał w dół,zobaczył jedynie zeschłe liście, które wiatr z szelestem przeganiał po trawie.Serce waliło mu teraz jak pięść uderzająca w worek treningowy.Odwrócił się odgrobu, chcąc jak najszybciej znalezć się przy wozie.Holly położyła mu dłoń na ramieniu. Zaczekaj.Wyrwał się, prawie ją odepchnął.Spojrzał z furią i powiedział: Chcę się stąd wydostać.Niezrażona, złapała go, zatrzymała. Jim, gdzie jest twój dziadek? Gdzie go pochowano?Jim wskazał na kwaterę, w której spoczywała babka. Jest tu oczywiście, razem z nią.Wtedy spojrzał na lewą część grobowca.Był tak mocno skupiony na prawej, na nie-prawdopodobnej dacie zgonu babki, że nie spostrzegł pewnego braku z lewej strony.Wyryto tu jak należy, prawdopodobnie jednocześnie z napisem poświęconym babce dane o dziadku: HENRY JAMES IRONHEART.I data urodzenia.Ale to wszystko.Nakamieniu nie wyżłobiono daty jego śmierci.Stalowe niebo opadało coraz niżej.Drzewa zbliżały się, pochylone. Nie mówiłeś przypadkiem, że zmarł osiem miesięcy po Lenie?  spytała Holly.W ustach mu zaschło.Ledwo starczyło mu śliny, żeby przemówić, i słowa były bezdz-więcznym szeptem jak szelest piasku rzucanego wiatrem o pustynną skałę. Czego, do diabła, chcesz ode mnie? Powiedziałem ci.osiem miesięcy.dwudzie-stego czwartego maja, następnego roku. Na co umarł? Nie.nie.nie pamiętam. Chorował?Zamknij się, zamknij się! Nie wiem. Wypadek? Tak.mi się tylko.wydaje.wydaje mi się, że miał atak.Ogromne fragmenty przeszłości kłębiły się niby nieprzeniknione mgielne opary.Uświadomił sobie teraz, że rzadko wspominał przeszłość, całkowicie pochłonięty teraz-niejszością.W jego pamięci znajdowały się wielkie dziury i nie zdawał sobie sprawy, żeprzyczyna tego była prosta: nigdy przedtem nie próbował sobie niczego przypominać. Czy nie byłeś najbliższym krewnym swojego dziadka?  spytała Holly. Tak.264  Czy nie doglądałeś pogrzebu?Zawahał się, zamyślił. Chyba.tak. Więc zapomniałeś po prostu polecić dopisanie daty śmierci na nagrobku?Wpatrywał się w puste miejsce na kawałku granitu, gorączkowo grzebiąc w równiepustym miejscu we własnej pamięci, niezdolny udzielić odpowiedzi.Zbierało mu się nawymioty.Marzył, żeby zwinąć się w kłębek, zamknąć oczy, zasnąć i nigdy się nie obu-dzić; niech ten, kto się obudzi, będzie kim innym, nie nim. A może pochowałeś go gdzie indziej?  spytała.Poprzez spopielałe niebo znów przewinęły się skrzeczące kosy, tnąc skrzydłami nachmurach wymyślne znaki, tak samo trudne do odcyfrowania jak nieuchwytne wspo-mnienia, sunące przez głębokie pokłady umysłu Jima.Holly poprowadziła samochód do Ogrodów Tivoli.Kiedy wracali z apteki, Jim chciał pojechać na cmentarz.Z jednej strony obawiał siętego, co go tam czeka, ale z drugiej pragnął sięgnąć w zapomnianą przeszłość i porów-nać wspomnienia z prawdą.Jednak wydarzenia na cmentarzu wstrząsnęły nim i obec-nie przestało mu się spieszyć do oczekujących go kolejnych niespodzianek.Był zadowo-lony, że Holly siadła za kierownicą.Podejrzewała, że byłby jeszcze szczęśliwszy, gdybywyjechała z miasteczka, skręciła na południe i nigdy więcej nie rozmawiała z nimo Svenborgu.Park był mały, nie prowadziła przez niego żadna droga.Zostawili samochód przyulicy.Holly uznała, że park był jeszcze mniej zachęcający z bliska niż oglądany wczorajz przejeżdżającego samochodu.Robił ponure wrażenie i nie można było winić za to je-dynie zachmurzonego nieba.Trawa była na wpół zeschnięta; słońce dopiekało tu rów-nie mocno jak w każdej innej dolinie centralnej Kalifornii.Nieprzycinane korzenie różwyłaziły spod ziemi, parę nędznych pąków opadało i gubiło płatki na kolczastym krze-wie.Inne kwiaty wyglądały na zeschłe, a dwie ławki prosiły się o malowanie.Jedynie wiatrak był zadbany.Większy i bardziej imponujący niż jego krewniak nafarmie, sześć metrów wyższy, a w jednej trzeciej wysokości budowlę obiegał balkon. Dlaczego tu jesteśmy?  spytała. Nie pytaj mnie.To ty chciałaś tu przyjechać. Nie bądz zgryzliwy, kochanie.Wiedziała, że naciskanie go przypominało kopanie wiązki dynamitu, ale nie miaławyboru.Wybuchnie i tak, wcześniej czy pózniej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl