, Zelazny Roger Dilvish Przeklety 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wracam do wieży.Ruszył do drzwi, przez które właśnie wyniesiono Dilvisha.Reena pochyliła głowę.- Powodzenia - powiedziała cicho.Ridley opuścił majestatycznie komnatę.Milczący słudzy nieśli Dilvisha słabo oświetlonym korytarzem.Kiedy dotarli do wgłębienia w ścianie, stanęli i położyli go na podłodze.Jeden z nich wszedł do niszy i podniósł drzwi zapadowe.Wracając do bezwładnego ciała, pomógł je podnieść.Spuścili go, stopami do przodu, w ciemny otwór, który się pojawił.Poleciał w dół i zniknął z widoku.Jeden z nich zatrzasnął drzwi.Ruszyli z powrotem korytarzem.Dilvish czuł, że zjeżdża po pochyłej powierzchni.Przez moment oczyma wyobraźni ujrzał Blacka zsuwającego się ze wzgórza.Teraz on zsuwał się z Lodowej Wieży, a kiedy uderzył o coś twardego.Otworzył oczy.Cierpiał na klaustrofobię.Pomknął przez mrok.Kiedy skręcał, poczuł obok siebie mur.Gdyby wyciągnął ręce, skóra zostałaby zdarta do żywego.Rękawice! przecież wsadził je za pas.Sięgnął po nie, wyciągnął i zaczął je naciągać.Pochylił się do przodu.Wydało mu się, że widzi przed sobą nikłe światełko.Wyciągnął w obie strony ręce i nogi.Prawa pięta, podobnie jak dłonie, natrafiły na przesuwającą się ścianę.Teraz lewa.Pulsowały mu skronie.Wzmocnił nacisk na wszystkie cztery miejsca.Dłonie rozgrzały się od tarcia, ale powoli zwalniał.Pchnął jeszcze mocniej, zaparł się piętami.Zwalniał.Wykorzystał całą swą moc.Na rękawicach pojawiły się dziury.Lewa rozdarła się zupełnie.Dłoń zaczęła palić.Szary kwadrat przed nim powiększył się.Zdał sobie sprawę, że nie będzie w stanie się zatrzymać, póki do niego nie dotrze.Nacisnął raz jeszcze.Poczuł zapach zgniłej słomy, a w chwilę potem na niej wylądował.Upadł na obie nogi, ale natychmiast osunął się na ziemię.Piekący ból w lewej ręce powstrzymywał go przed zemdleniem.Wciągał głęboko cuchnące powietrze.Nadal był oszołomiony.Piekielnie bolała go potylica.Nie mógł sobie przypomnieć, co się stało.Leżał na ziemi z trudem chwytając powietrze, aż serce zwolniło swój rytm.Podłoga pod nim była zimna.Skrawek po skrawku, wracała mu pamięć.Przypomniał sobie wspinaczkę na zamek, wejście.Kobieta o imieniu Reena.Rozmawiali.Ogarnęła go wściekłość.Oszukała go.Przedłużała rozmowę, czekając na pomoc.Ale jej opowieść była tak przemyślana, pełna niepotrzebnych szczegółów.Zastanowił się.Czy było to coś więcej niż pospolita zdrada?Westchnął.Nie mógł jeszcze myśleć.Gdzie był?Ze słomy dobiegły go ciche głosy.Może to jakaś cela? Czy był tu jeszcze jakiś lokator?Coś przebiegło mu po plecach.Wyprostował się gwałtownie, ale poczuł, że znów upada.Przekręcił się na drugą stronę.W przyćmionym świetle ujrzał małe, ciemne kształty.Szczury.To one.Zlustrował połowę celi.Nie dostrzegł niczego.Przewracając się na drugi bok, zauważył wyłamane drzwi.Usiadł, o wiele ostrożniej niż poprzednio.Potarł głowę i zmrużył oczy na widok światła.Szczur uciekł przestraszony nagłym ruchem.Wstał i otrzepał ubranie.Poszukał swej broni i - nie zdziwił go jej brak.Nachodziły go fale zawrotów głowy.Zbliżył się do wyłamanych drzwi, dotknął ich.Opierając się o ościeżnicę zajrzał do środka ogromnej komnaty o oszronionych ścianach.Po obu ich stronach migotały pochodnie.Naprzeciw niego stały otwarte drzwi; poza nimi była tylko ciemność.Przeszedł przez nie, rozglądając się wokół.Nie słyszał żadnych innych głosów prócz cichego pisku szczurów i kapiącej wody.Zerknął na pochodnie.Ta po lewej stronie była nieco większa.Podszedł do niej i wyciągnął ją z uchwytu.Po chwili skierował się ku ciemnemu przejściu.Kiedy tamtędy przechodził, zimny powiew wiatru wzniecił płomienie.Był teraz w drugiej komnacie, mniejszej od tej, którą właśnie opuścił.Przed sobą ujrzał schody.Podszedł i zaczął się wspinać w górę.Kiedy wchodził, schody zmieniły kierunek.Na szczycie napotkał pustą ścianę po prawej stronie i szeroki, niski korytarz po lewej.Skręcił w korytarz.Minęło pół minuty i zauważył coś, co wyglądało na podest, balustradę wysuniętą z tylnej ściany.Zbliżył się i zobaczył, że jest tam też otwór, z którego wychodziła balustrada.Cichutko wszedł na podest i nasłuchując, wyjrzał zza rogu.Nic.Nikogo.Tylko długie, ciemne schody prowadzące w górę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl