, Jefremow Iwan Mglawica Andromedy (SCAN dal 11 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vedzie było niewygodnie: siedzenia opadały do tyłu w zadartym do góry kadłubie.Zadźwięczał gong sygnałowy i potężna sprężyna podrzuciła samolot prawie prostopadle wzwyż.Veda miała wrażenie, że jej ciało zanurzyło się nie w fotel, lecz w gęstą ciecz.Dar Wiatr z wysiłkiem obrócił głowę, żeby się do niej uśmiechnąć i dodać jej odwagi.Lotnik włączył silnik.Ryk, uczucie gniotącego ciężaru w całym ciele - i przypominający kroplę samolot pomknął opisując parabolę na wysokości dwudziestu trzech tysięcy metrów.Zdawało się, że minęło zaledwie kilka minut, a już podróżni, czując słabość w kolanach, wychodzili z aparatu przed swoim przenośnym domkiem w podałtajskich stepach.Lotnik dawał im znaki ręką, by odeszli jak najdalej.Dar Wiatr zrozumiał, że silnik będzie włączony tym razem na ziemi.Nie było tu katapulty jak w bazie.Ciągnąc za sobą Vedę pomknął ku biegnącej na ich spotkanie Miiko Eygoro.Kobiety rzuciły się w sobie w objęcia jak po długiej rozłące.5.Koń na dnie morskimCiepłe i przezroczyste morze lekko kołysało swoje zadziwiająco jaskrawe, zielonobłękitne fale.Dar Wiatr z wolna wszedł w wodę sięgającą mu po szyję i rozpostarł ręce starając się utrzymać na pochyłym dnie.Wpatrując się migotliwą dal, czuł się jedną z niezliczonych cząstek tego nieogarnionego żywiołu.Tu, do morza, przyniósł swój od dawna nurtujący go smutek.Był to smutek rozłąki z porywającą wielkością kosmosu, z bezgranicznym oceanem poznania i myśli, z surową samotnością każdego dnia życia.Jego istota uległa teraz całkowitej przemianie.Wzmagająca się miłość do Vedy upiększała dni pracy, do której nie był przyzwyczajony, i była osłodą wśród smutnych rozmyślań.Z entuzjazmem ucznia poświęcił się badaniom historycznym.Rzeka czasu odzwierciedlająca się w jego umyśle pomogła mu zrozumieć przemiany życia.Był wdzięczny Vedzie Kong za to, że z właściwą sobie subtelnością zorganizowała podróż po kraju przeobrażonym pracą człowieka.Wobec ogromu morza i w porównaniu z wielkością dokonanych na ziemi prac, własne straty malały.Dar Wiatr zaczynał się godzić z tym, co było już nieodwołalne, choć mu to bardzo trudno przychodziło.Usłyszał, że nawołuje go jakiś cichy, na pół dziecinny głos.Poznał Miiko, pomachał do niej rękami i położył się na plecach, czekając na malutką dziewczynę.Rzuciła się gwałtownie w wodę.Z jej sztywnych, czarnych jak smoła włosów staczały się grube krople, a żółtawe, smagłe ciało pod cienką warstwą wody przybierało zieloną barwę.Popłynęli obok siebie pod słońce, w kierunku samotnej, pustynnej wysepki wznoszącej się czarnym wzgórkiem w odległości kilometra od brzegu.Wszystkie dzieci ery Pierścienia wychowywały się nad morzem i stawały się doskonałymi pływakami, a Dar Wiatr odznaczał się jeszcze wrodzonymi zdolnościami w tym kierunku.Początkowo płynął wolno z obawy, że Miiko się zmęczy, ale dziewczyna sunęła obok niego lekko i beztrosko.Dar Wiatr przyspieszył tempo, zdziwiony nieco pływacką sztuką Miiko.Pomknął więc ze wszystkich sił, Miiko jednak nie pozostawała w tyle, a jej miła, nieruchoma twarzyczka zachowywała nadal zupełny spokój.Od przeciwległej strony wyspy dał się słyszeć głuchy plusk fal.Dar Wiatr położył się na plecy, a rozpędzona dziewczyna opisała krąg i wróciła znów na miejsce.- Miiko, pani pływa wspaniale! - z zachwytem zawołał Dar Wiatr.Nabrał w płuca powietrza i wstrzymał oddech.- Pływam gorzej niż nurkuję - powiedziała dziewczyna i Dar Wiatr zdziwił się ponownie.- Moimi przodkami byli Japończycy - ciągnęła Miiko.- Niegdyś istniało całe plemię, którego kobiety, wszystkie kobiety, były nurkami, wyławiały perły, poszukiwały jadalnych wodorostów.Nabrały niebywałej wprawy, bo w ciągu tysiąclecia zawód ten przechodził z pokolenia w pokolenie.Przypadkowo wyszło to teraz i u mnie na jaw.- Nigdy bym nie przypuszczał.- Że potomek nurkujących kobiet zostanie historykiem? W naszej rodzinie istniała kiedyś legenda.Ponad tysiąc lat temu żył malarz japoński - Yanagihara Eygoro.- Eygoro? To przecie pani imię?- Rzadki wypadek w naszych czasach, w których zwykle nadaje się imiona zestawiając wedle upodobania różne dźwięki.Zresztą wszyscy starają się dobierać zgłoski z języka narodów, z których pochodzą.Pańskie imię i nazwisko, jeśli się nie mylę, mają rdzenie zapożyczone z języka rosyjskiego?- Tak jest.Nawet nie rdzenie, lecz całe słowa.Pierwsze oznacza podarunek, a drugie wiatr, wicher.- Nie wiem, co oznacza moje imię.Ale malarz istniał rzeczywiście.Mój pradziadek odnalazł jego obraz w jakimś skarbcu.Duże płótno, może je pan u mnie obejrzeć, dla historyka powinno być bardzo zajmujące.Bardzo wyraziście odtwarza surowe, pełne wyrzeczeń życie ludu.Płyniemy dalej!- Jeszcze chwilę, Miiko! Jakże było z tymi kobietami-nurkami?- Malarz zakochał się w kobiecie-nurku i osiadł na zawsze wśród jej plemienia.Córki jego także zostały nurkami, także uprawiały podwodne łowy przez całe życie.Proszę spojrzeć, co za okrągła, dziwaczna wyspa, jak zbiornik lub niska wieża dla produkcji cukru.- Cukru! - Dar Wiatr odruchowo prychnął.- Dla mnie w dzieciństwie takie puste wyspy stanowiły przynętę.Stoją samotne, otoczone morzem.Skały i zarośla kryją przedziwne tajemnice.Na takiej wyspie można znaleźć wszystko, czego się zapragnie w marzeniach.Dziewczyna nagrodziła go dźwięcznym śmiechem.Miiko, zazwyczaj milcząca i jakby smutna, zmieniła się teraz nie do poznania.Wesoło i odważnie płynąc naprzód, ku ciężko przewalającym się falom, po dawnemu stanowiła dla Wiatra zagadkę.Różniła się od przezroczystej jak szkło Vedy, której odwaga wynikała raczej z ufności do życia.Między wielkimi zwałami głazów przy samym brzegu widniały głębokie, prześwietlone słonecznym blaskiem korytarze podwodne.Zasłane ciemnymi wzgórkami gąbek, obramowane frędzlami wodorostów, te podwodne galerie wiodły w kierunku wschodniej strony wysepki, dokąd sięgała niezbadana ciemna głębia.Dar Wiatr żałował, że nie wziął od Vedy dokładnej mapy wybrzeża.Tratwy należące do wyprawy połyskiwały w słońcu przy zachodniej mierzei w odległości kilku kilometrów.Plaża, na której znajdowała się teraz Veda z kolegami, była widoczna.Dziś wymieniano w maszynach akumulatory i cała ekspedycja wypoczywała.A jego opanowała dziecinna namiętność badacza wysp bezludnych!Nad pływakami zwisało groźne urwisko skał andezytowych.Załomy kamiennych brył były świeże - niedawne trzęsienie ziemi zwaliło zwietrzałą część brzegu.Od strony morza uderzał silny przybój.Przez czas pewien płynęli wzdłuż ciemnej wody przy wschodnim brzegu, póki nie znaleźli płaskiego występu kamiennego, na który Dar Wiatr podsadził Miiko.Spłoszone mewy latały tam i z powrotem, fale biły o skały powodując wstrząsy andezytu.Na wyspie nie było nic prócz nagich kamieni i kłujących zarośli.Ani śladu zwierzęcia lub człowieka.Pływacy wdrapali się na szczyt wysepki, spojrzeli na kłębiące się fale i zeszli niżej.Od krzaków rosnących w szczelinach gór szedł cierpki zapach.Dar Wiatr wyciągnął się na ciepłym kamieniu, leniwie spoglądając na wodę.Miiko kucnęła przy samym skraju skały i usiłowała dojrzeć coś w dole.Nie było tu mielizny przybrzeżnej ani odłamków kamieni.Urwisko iskrzyło się w promieniach słońca oślepiającym blaskiem.Tam, gdzie odcięte przez skałę światło prostopadle padało w wodę, można było dostrzec równe dno pokryte jasnym piaskiem.- Co pani tam widzi, Miiko?Zamyślona dziewczyna odwróciła się dopiero po chwili.- Nic.Pana pociągają wyspy bezludne, a mnie dno morza.Wydaje mi się, że można tam zawsze znaleźć coś ciekawego, dokonać odkrycia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl