, Harrison Harry Rebelia w czasie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- powiedział.- Resztę musimy wysadzić i pomyśleć o wydostaniu się stąd.- Zawahał się, patrząc na Shawa.- Musimy być daleko, nim zacznie świtać.Bunt jest skazany na niepowodzenie.Próbowałem o tym powiedzieć Johnowi Brownowi, ale nie chciał mnie słuchać.Każdy biorący udział w tym ataku, każdy kto nie uciekł, zostanie zabity.Jestem tego absolutnie pewien.- Skąd o tym wiesz?- Nie mogę ci tego powiedzieć.Proszę cię, Robbie, uwierz mi na słowo.Musimy uciekać.Weźmiemy łódź, gdyż budynek od strony lądu na pewno będzie obserwowany.Usłyszeli pojedyncze strzały; oznaczało to, że nie mogą się wycofać tą samą drogą, którą przybyli.- Zgoda, zróbmy tak, jak mówisz.W przeciwieństwie do naszego przyjaciela Browna nie mam zamiaru ginąć jak bohater.Ostrożnie, by nie spowodować przedwczesnego wybuchu, wycofywali się z pomieszczenia, pozostawiając za sobą kilka usypanych z prochu ścieżek, które łączyły się ze sobą przy wyjściu.Pozostawało im tylko położyć na pół opróżnione beczki z prochem na skrzynie z pistoletami, których nie zdążyli wrzucić do rzeki.Kiedy Troy postawił lampę na ziemi, zobaczył na tle nieba kontury budynku.- Zaczynamy.Za tą ścianą powinniśmy być bezpieczni w chwili wybuchu.Gdy tylko upewnimy się, że magazyn płonie, wycofujemy się do łodzi.Weźmy to ze sobą.- Włożył torby i naładowanego Stena do łodzi.- Ta broń daje nam równe szansę, jeśli musielibyśmy się bronić.Gdyby nas nie zaatakowali, zrobimy z nim to samo co z resztą pistoletów.Nasze pistolety powinny nam wystarczyć.Jesteś gotów?- Tak, zaczynaj.Troy rozbił szklany klosz lampy i rzucił płonący knot na podsypkę prochu.Mocno przylgnęli do ściany.Trzaskający płomień powoli zbliżał się do drzwi budynku, po czym zniknął wewnątrz.Chwilę później kilka eksplozji wstrząsnęło ścianą, przy której stali.Z rozbitych okien zaczęły wydostawać się płomienie i czerwonawy dym, który oznaczał, że ogień dotarł już do beczek z prochem.- Udało się! - wrzasnął Troy, starając się przekrzyczeć szalejący żywioł.Pobiegli do brzegu, odepchnęli łódź i wskoczyli do niej.Troy chwycił wiosło i z całych sił rozgarniając nim wodę, kierował łódź na środek rzeki.Mimo iż na brzegu nie zauważyli nikogo, nie zwolnił tempa wiosłowania, aż znaleźli się w bezpiecznej odległości od wyspy.W półmroku trudno byłoby ich teraz dostrzec.Troy, dysząc ciężko z wysiłku, z ulgą oddał wiosło Shawowi i od tej chwili wiosłowali na zmianę, aż dostrzegli ciemny zarys drugiego brzegu.Za nimi płonęła fabryka broni.Przed nimi z pierwszych szarych promieni świtu wynurzał się ląd.- Czy widzisz coś na brzegu? - spytał Shaw.- Nie.Wygląda na to, że są tam same łąki, ale do drogi nie jest daleko.- Jeśli ktoś by tam był, zdążyłby nas już zauważyć.Było cicho i plusk wiosła uderzającego o wodę był jedynym dźwiękiem, jaki słyszeli, zbliżając się do brzegu.Po chwili dno łodzi otarło się o piasek.Nie słychać było niczego oprócz żałosnego kwilenia ptaka.Siedzący na rufie Shaw odpychał mocno wiosłem łódź, a Troy wyskoczył, by wyciągnąć ją na brzeg.- Dobra - powiedział.- Ja przywiążę linę, a ty.- Przerwał nagle, widząc rozszerzone przerażeniem oczy Shawa.Rozległ się strzał.Shaw przycisnął dłonie do zalanej krwią twarzy i upadł.Troy odwrócił się, chwytając rewolwer wetknięty za pas, ale nie zdążył go już wyjąć.- Jeśli wyciągniesz tę spluwę, będziesz równie martwy jak ten twój miłujący czarnuchów przyjaciel!Troy powoli poniósł ręce do góry i spojrzał na stojącego na brzegu mężczyznę, który mierzył z rewolweru w jego głowę.To był pułkownik McCulloch.- Dostał to, na co zasłużył.Robbie Shaw przyjął gościnność mego domu, by wydać mnie tobie.Dziesięciokrotnie zasłużył na śmierć - wycedził lodowatym, wściekłym głosem McCulloch.- Nie musiałeś go zabijać! - krzyknął równie wściekły Troy.- Nie było takiej potrzeby! Za późno, by nas powstrzymać.Widzisz ogień? To płonie Hall's Rifle Works.Wszystkie twoje pistolety, cała amunicja, wszystko stoi teraz w płomieniach.- Tak, widzę ogień.Widziałem go z drogi.Widziałem płomienie i was na ich tle.Właśnie dlatego tutaj jestem i dlatego cię zabiję, czarnuchu.- Nazywam się Harmon, sierżant Troy Harmon.Chcę, byś o tym pamiętał, pułkowniku.Chcę, byś pamiętał o czarnym, który poszedł za tobą, cofnął się o ponad sto lat, by zniweczyć twój szalony plan.- Nie jest on aż tak szalony, Harmon - powiedział McCulloch, z trudem panując nad wściekłością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl