, Grob Nieczui t.1 Kraszewski 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dostaje się tam pewnie niejednowspomnienie i Chojnackiemu, o którym do.dziś dnia nie masz ni jednej wieści.kiedy wtem,jakby czarnoksięskim przywołany zaklęciem, zjawia się żywy i cały Chojnacki na rynku.Wtej podróży towarzyszy mu pan Adam Cieszanowski, łowczyc podobno sieradzki, ale także zziemi sanockiej, który z ran odniesionych w jednym z ostatnich bojów goił się tam.gdzieś nadDunajcem czy Wisłą i odtąd nieodstępnym jest przyjacielem Edmunda.Poznawszy szlachta swego ulubionego Chojnackiego, nie może się posiąść z radości.Szałjakiś osobliwy napada wszystkich.Porywają go na ręce i niosą do gospody w tryumfie.Dogospody, zbiega jaka pięćdziesiątka ciekawych.Długo w noc trwa gawęda, ożywiona zapew-nię niejednym wiwatem na cześć przybyłego.Wszakże nie koniec na tym.Nazajutrz ranowszyscy Sanoczanie wybierają się razem w podróż do domu.Biorą pomiędzy siebie Chojnac-kiego i wiozą go jakby jakiego zbawcę lub naczelnika nowej konfederacji.Po drodze gęstowstępują do dworów i zapraszają się sami jakby z kuligiem w gościnę.Współziemianie ichprzyjmują z zwykłą sobie ochotą i podejmują u.siebie wedle możności.Dosyć że robi się ztego jakiś rodzaj tryumfalnego obchodu, który zapewne w rzeczy uczcić miał pamięć samejkonfederacji, lecz że jej wyobrazicielem najlepszym i ostatnim jej losów ostatnich zwiastu-nem był tutaj Chojnacki, więc wszystkie wieńce tego tryumfu dostają się Chojnackiemu i stąddo tego już dawniej tak czczonego bohatera teraz jeszcze nowa przywiązuje się chwała i calenowym otacza go blaskiem.Cały też oświecony promieniami tej chwały i blasku, osiada onznowu w Strwiążyku i po staremu, lubo teraz o wiele już cichszy i spokojniejszy, używa czci imiłości braterskiej po całej ziemi.Jednak niestety! głośny ten tryumf jest już ostatnim echem jego głośnego życia.Nieodrod-ny syn swego czasu, kiedy ten czas się spełnił do ostatniej godziny, nie ma już także w sobiewarunków życia.Nad uwieńczoną głową bohatera swojego czasu wisi już wtedy straszliwywyrok nieodwołalnych przeznaczeń, który bądz co bądz musi się spełnić koniecznie.Jakożspełnia on się w istocie  i Chojnacki niebawem wypełnia dni swoje tak samo, jak ten duch,który go zrodził i utrzymywał przy życiu.Na jego śmierć wprawdzie składają się całkiem pro-ste wypadki, ale wszystko to dziwnie Boża prowadzi ręka, tak dziwnie, że nie zostawia namnic jak pokorne milczenie.Owoż tedy Chojnacki, zasiadłszy na powrót w Strwiążyku, używa czci i miłości całej tejziemi jak dawniej.Cześć ta jest nawet teraz jeszcze daleko większa, bo krom nowego blaskujest on dziś poważniejszy, doświadczeńszy i tak w znajomość ludzi, jak wiadomości bogatszy.Pomimo to jego stosunek do ojca jest taki sam, jak dawniej, a nawet w rzeczy jeszcze cokol-wiek gorszy.Pogorszyły go bowiem różnice politycznych opinij, które, dawniej różne tylko wzarodzie, dziś wyszły na jaw w najrzeczywistszej praktyce.Edmund, jeden z najgorliwszychstronników konfederacji barskiej  a jego ojciec, lubo może nie całkiem stronnik StanisławaAugusta, ale wraz z wojewodą stronnik spokoju i dawnego porządku.Im zaś więcej się dająuczuwać skutki panowania nowego króla, które stolnik wraz z zgodnymi ze sobą w opiniinazywa wprost skutkami konfederacji barskiej, im przez to więcej się wzmaga jego niechęćku dawnym konfederatom tym jego serce jeszcze więcej się burzy przeciw swemu konfede-rackimu synowi i stosunek ten wreszcie przybiera aż tak wyrazne formy, że Edmund, czującto, jak dalece niemiłym jest ojcu, wcale nie bywa u niego.Zachodzą wszakże wtedy cale noweokoliczności.31 Oto klucz seredeński, należący do państwa leskiego, a wcale niedaleko od Zagórza odległy,trzyma prawem zastawu alboli też dzierżawy imć pani Salomea Strzelecka, skarbnikowa go-styńska.Jest to młoda, nie więcej jak dwudziestodwuletnia wdowa, nie tylko znamienita nie-zwykłą pięknością, ale przy tym i znamienicie bogata, posiadająca prócz rozległego i zasob-nego gospodarstwa jeszcze i znaczne sumy gotowe, pozostałe i zapisane jej testamentem pomężu.Na świętą Katarzynę tegoż samego roku jest dany wielki bal na zamku leskim, na któryzaproszona jest nie tylko prawie cała szlachta okoliczna, ale zjeżdżają się także i znakomitsipanowie, jako Józef Potocki, krajczy koronny, i Józef Mniszech, chorąży wielki koronny astarosta sanocki obadwa starający się o córki wojewody Ossolińskiego.Pomiędzy zaproszo-nymi liczy się także i pani Salomea Strzelecka.Przybywa ona wcześnie, ażeby znalezć gospo-dę dla siebie i znachodzi ją u jednego z mieszczan tutejszych, który na pomieszczenie się irozłożenie toalety balowej odstępuje jej swoich obudwóch izb, sam się wynosząc czy do szo-py odległej, czy też do którego z sąsiadów.Ludzie pani Strzeleckiej umieszczają się w stajni,a ona sama tylko ze swoją służebną, zakwaterowawszy się w izbach, zaczyna zabierać się doubierania.Pod ową porę, upatrzywszy ją wprzódy zapewne, wchodzi do tych izb jakiś czło-wiek pijany, wrzekomo niegdyś przez nią nie zaspokojony a oddalony sługa, i upomina siętytułem zatrzymanej zapłaty o jakąś sumę, tak znaczną, że pani Strzelecka, pomimo całegoprzestrachu, widzi się być zmuszoną stanowczo mu jej odmówić.Napastnik wszakże nie my-śli wcale odstąpić i po gwałtownym swarze rzuca się na wystraszone niewiasty.Powstaje stądkrzyk, płacz i hałas, który przez nie domknięte okna rozchodzi się po ulicy.Na ten bal zamkowy do Leska przyjechał także i Edmund.A czy to mając jeszcze dośćczasu do swego pojedynczego ubrania, czy może dla jakiej innej sprawy istotnej, wychodziwieczór w miasto i w ową porę właśnie znajduje się pod oknami owego domku, do któregozajechała pani Strzelecka.Słysząc jakiś krzyk i płacz kobiet, i wyrazny przy tym glos napada-jącego na nie mężczyzny, nie namyśla się ani chwili i wpada w tym momencie do izby.Oba-czywszy zaś na własne oczy, co się tam dzieje, porywa owego napastnika w swoje żelazneręce i nie pytając wcale, kto, co i tam dalej, rzuca nim z taką siłą do okna, że ten, strzaskawszysobą ramy i szyby, z głuchym jękiem pada na środek ulicy.Pani Strzelecka, przestraszona może jeszcze więcej takim ratunkiem niżeli samą napaścią,nie umie ani słowa wymówić i opuszczając ku ziemi i przestrachem, i wstydem zapłonioneoblicze, tuli się milcząc do ściany.Pan Edmund także jakoś niewiele więcej ma do mówie-nia, a widząc się już tu wcale niepotrzebnym, kłania się pięknie i równie milcząc odchodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl