, Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce hobbici mogli już rozróżnić zarysy krajobrazu na kilka mil wkoło.Parów,dzielący graniczny łańcuch od pasma Morgai, wspinał się coraz wyżej i stopniowozacieśniał, aż wreszcie wewnętrzny grzbiet górski przeobraził się w półkę skal-ną na stromym zboczu Efel Duathu; od wschodu opadał jednak ku płaszczyznieGorgoroth niemal prostopadłą ścianą.Aożysko potoku kończyło się w górze podspękanymi stopniami skalnymi, tu bowiem od głównego masywu gór wysoka, na-ga ostroga wybiegała niby mur obronny ku wschodowi.Szary zamglony łańcuchpółnocny, Ered Lithui, wyciągał na jej spotkanie długie, potężne ramię tak, że po-zostawał między nimi tylko wąski przesmyk  Karach Angren, %7łelazna Paszcza;za tą bramą skalną leżała głęboka Dolina Udun.Tutaj, za Morannonem, kryłysię podziemne zbrojownie, przygotowane przez służalców Mordoru dla obronyCzarnej Bramy, otwierającej dostęp do ich kraju.Tutaj też Czarny Władca gro-madził obecnie w pośpiechu wielkie siły, by odeprzeć najazd wodzów Zachodu.Na wysuniętych ostrogach górskich wzniesiono forty i wieże, rozpalono ogniestrażnicze, a przesmyk zagrodzono wałem ziemnym i przepaścistą fosą, nad którąprzerzucono jeden tylko most.O parę mil dalej na północ, w załomie, gdzie od głównego łańcucha odgałę-ziała się zachodnia ostroga, stał wysoko wśród szczytów dawny zamek Durthang,zamieniony teraz na jedną z trzech twierdz strzegących Doliny Udun.Z miejsca,na którym znalezli się hobbici, widać już było w potęgującym się świetle porankadrogę wijącą się od zamku w dół; o jakąś milę lub dwie stąd droga ta skręcałana wschód i biegła po wykutej w zboczu ostrogi półce, zniżając się stopniowo ku195 równinie, a potem przez nią zmierzając do %7łelaznej Paszczy.Hobbici, rozglądając się z ukrycia, musieli dojść do wniosku, że całą tę uciąż-liwą wędrówkę na północ odbyli daremnie.Dolina, rozścielająca się na prawood nich, była mroczna i zadymiona, nie dostrzegali w niej obozów ani też ruchuwojsk, lecz górująca nad nią forteca Karach Angren dobrze jej strzegła. Zabłądziliśmy w ślepą uliczkę, Samie  rzekł Frodo. Jeśli pójdziemydalej pod górę, trafimy prosto do twierdzy orków; w dół nie można zejść inaczejniż drogą, która spod tej twierdzy biegnie.Nie pozostaje nam nic, tylko zawrócić,skąd przyszliśmy.Stąd nie zdołamy wspiąć się na zachodni grzbiet ani też zejśćz wschodniego. W takim razie trzeba iść drogą  odparł Sam. Musimy zaryzykowaći liczyć na szczęście, jeśli w Mordorze szczęście w ogóle mieszka! Nie sposóbbłąkać się dłużej ani też próbować odwrotu; to już lepiej byłoby od razu się pod-dać.Prowiant nam się kończy.Skoro innej rady nie ma, idziemy naprzód, i tobiegiem! Zgoda, Samie  rzekł Frodo. Prowadz! Dopóki masz bodaj odrobinęnadziei.Mnie już jej zabrakło.Ale biec naprawdę nie mogę.Będę się w najlep-szym razie wlókł za tobą. Nawet żeby się wlec, potrzeba panu najpierw trochę snu i jedzenia.Sko-rzystamy z jednego i drugiego w miarę możności.Oddał Frodowi manierkę z wodą i dodatkowy kawałek chleba elfów, a potemzwinął swój płaszcz i wsunął go pod głowę ukochanemu panu.Frodo był zanadtozmęczony, żeby protestować; zresztą nie zorientował się, że wypił ostatnią kroplęwody i zjadł, prócz swojej, porcję wiernego giermka.Gdy Frodo usnął, Sam po-chylony nad nim wsłuchiwał się w jego oddech i wpatrywał w jego twarz; mimowychudzenia i głębokich bruzd wydała mu się pogodna i nieustraszona. Ano, niema rady, mój panie!  szepnął w duchu Sam. Muszę cię na chwilkę opuścići spróbować szczęścia.Bez wody nie zajdziemy nigdzie.Wymknął się i skacząc z kamienia na kamień z ostrożnością nawet dla hob-bita niezwykłą, zbiegł w dół ku wyschłemu łożysku strumienia, potem zaś zacząłwspinać się jego brzegiem na północ, aż pod stopnie skalne, po których niewąt-pliwie musiała ongi spływać kaskadą tryskająca ze zródła woda.Teraz miejsce tozdawało się suche i martwe.Sam jednak nie dając za wygraną schylił się i przy-tknął niemal ucho do skał; ku swej wielkiej radości usłyszał nikły szmer kropel.Wdrapał się jeszcze trochę wyżej i trafił na wąską strużkę ciemnej wody ścieka-jącą ze zbocza do małego zagłębienia, skąd rozlewała się znowu ginąc pod ka-mieniami.Sam skosztował wody.Wydała mu się wcale niezła.Napił się do sytai napełnił manierkę, lecz w momencie, gdy odwracał się od zródła, mignęła muwśród skał opodal kryjówki Froda jakaś czarna postać czy może cień.Stłumiłokrzyk, który mu się rwał na usta, jednym susem znalazł się u stóp skalnego pro-gu i sadząc w skokach przez kamienie pomknął ile sił w nogach.Stwór był czujny,196 krył się zręcznie, ale Sam rozpoznał go niemal na pewno i ręce go świerzbiły, żebyje zacisnąć na gardle zdrajcy.Tamten jednak usłyszał kroki hobbita i wyśliznął sięzręcznie.Sam miał wrażenie, że raz jeszcze dostrzegł wytkniętą nad krawędziąwschodniej przepaści głowę, która natychmiast znikła. Ano, szczęście mnie nie opuściło  mruknął Sam  ale mało brakowało!Nie dość, że tysiące orków mamy na karku, jeszcze ten śmierdziel przyszedł tutajwęszyć.%7łe też łajdaka jeszcze ziemia nosi!Usiadł obok Froda, lecz nie zaalarmował go od razu.Bał się jednak usnąć,a kiedy w końcu zrozumiał, że dłużej się od snu nie obroni, bo oczy same siękleją, zbudził łagodnie przyjaciela. Gollum się znowu koło nas kręci, proszę pana  rzekł. A jeśli to nie on,to widać ma sobowtóra.Poszedłem szukać wody i na mgnienie oka dostrzegłemodwracając się od zródła, jak się czaił i podglądał nas.Uważam, że nie byłobybezpiecznie, gdybyśmy obaj spali, a z przeproszeniem pańskim oczy mi się jużkleją okropnie. Samie kochany! Połóż się i prześpij, należy ci się to od dawna  odparłFrodo. Z dwojga złego wolę Golluma niż orków.Bądz co bądz on teraz niewyda nas w ich łapy, chyba żeby sam w nie wpadł. Ale własną łapą może się dopuścić grabieży, a nawet morderstwa  mruk-nął Sam. Niech pan ma oczy otwarte! Proszę, tu jest manierka pełna wody.Może pan pić śmiało.Zanim stąd ruszymy, napełnię ją na nowo.I z tymi słowy Sam zasnął.Kiedy się zbudził, zapadał znowu mrok.Frodo siedział oparty plecami o ska-łę i spał.Manierka była pusta.Gollum się nie pokazał.Ciemności Mordoru po-wróciły, tylko ognie strażnicze na szczytach świeciły jaskrawą czerwienią, gdyhobbici rozpoczynali ostatni, najgrozniejszy etap wędrówki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl