, Hogan James P Giganci T 2 Powrot gigantow 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale co się stało z ganimedami i dlaczego – profesor znów rozłożył bezradnie ręce – to niestety pozostaje zagadką.Och.snujemy oczywiście różne przypuszczenia, czy też raczej prawdopodobne wytłumaczenia tych faktów.Najbardziej rozpowszechniona hipoteza głosi, że wzrost ilości toksyn w atmosferze, głównie dwutlenku węgla, okazał się zabójczy dla form rodzimych, a jednocześnie nie szkodził organizmom przywiezionym z Ziemi.Ale, szczerze mówiąc, niewiele jest dowodów na prawdziwość tej teorii.Wczoraj rozmawiałem na statku z naukowcami, specjalizującymi się w biologii molekularnej; niektóre ich badania zachwiały moją wiarę w tę teorię, choć skłaniałem się ku niej jeszcze dwa, trzy miesiące temu.Shannon był rozczarowany, lecz przyjął zawód z filozoficznym spokojem.Nim jednak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, do stolika zbliżył się steward w białej marynarce i zajął się zbieraniem pustych filiżanek, opróżnianiem popielniczek i zmiataniem okruchów chleba z obrusa.Odchylili się w fotelach, by ułatwić mu pracę.– Dzień dobry, Henry – zwrócił się do niego jowialnym tonem Shannon.– Czy dobrze traktują cię na statku?– Nie mogę narzekać, proszę pana.Pracowałem już w gorszych firmach – odparł pogodnie steward.Hunt zdziwił się, słysząc, że mówi akcentem ze wschodniej dzielnicy Londynu.Tymczasem steward zauważył filozoficznie:– Każda zmiana jest dobra, zawsze to mówię.– A co robiłeś przedtem? – spytał Hunt.– Byłem stewardem osobistym w liniach lotniczych.Po tym wyjaśnieniu zabrał się do sprzątania sąsiedniego stolika.Na pytające spojrzenia obu uczonych Shannon powiedział, zniżając głos i wskazując ruchem głowy stewarda:– Ciekawy człowiek.Zetknęliście się z nim panowie w trakcie podróży z Ziemi? – a gdy naukowcy potrząsnęli głowami, dodał: – Jest obecnie mistrzem szachowym na Jowiszu Pięć.– Boże drogi! – zdumiał się Hunt, przyglądając się z zainteresowaniem kelnerowi.– Naprawdę?– Nauczył się grać w szachy, gdy miał sześć lat – mówił Shannon.– Ma do tego zdolności.Mógłby zarobić masę pieniędzy, gdyby zaczął uprawiać grę zawodowo, ale woli traktować ją jak hobby.Pierwszy nawigator dzień i noc studiuje książki fachowe, chcąc mu odebrać tytuł.Ale między nami mówiąc, musiałby mieć dużo szczęścia, a to jedyna gra, w której nie można liczyć na szczęście, prawda?– Tak – przyznał Danchekker.– Święta prawda.Dyrektor spojrzał na zegar ścienny i oparł się dłońmi o końce biurka, dając gościom do zrozumienia, że wizyta skończona.– Moi panowie – powiedział – miło mi było was poznać.Dziękuję za niezwykle interesującą rozmowę.Powinniśmy się spotykać regularnie.Teraz jestem niestety umówiony, ale nie zapomniałem o obietnicy pokazania wam centrum dowodzenia.Jeśli panowie nie mają nic przeciwko temu, zaprowadzę was tam i przedstawię kapitanowi Hayterowi.On pokaże panom statek, gdyż ja niestety będę musiał się pożegnać.Piętnaście minut później poruszającą się w jednym z tuneli komunikacyjnych kapsułą dotarli do innej części pojazdu.Znaleźli się w pomieszczeniu, w którym z trzech stron otaczał ich gąszcz konsol oprzyrządowania, stacji kontrolnych i monitorów na mostku kapitańskim; poniżej rozciągała się jaskrawo oświetlona panorama centrum dowodzenia Jowisza Pięć.Zespoły stacji operacyjnych, pochyłe pulpity z jarzącymi się niszami, szeregi tablic z instrumentami – oto ośrodek, gdzie zbiegały się wszystkie nerwy statku, gdzie odbywał się stały nadzór nad wszystkimi poczynaniami misji i funkcjonowaniem samego pojazdu.Stała łączność laserowa z Ziemią; kanały przekazywania danych na powierzchnię Ganimedesa i do rozproszonej floty SKONZ, myszkującej wokół Jowisza; systemy nawigacyjne, napędowe oraz kontroli lotu statku; systemy grzewcze, chłodzenia, oświetlenia oraz podtrzymywania życia, a także dodatkowe komputery i urządzenia, jak też tysiące różnych procesów – wszystko to podlegało kontroli tego ośrodka, mającego niewyobrażalne możliwości techniczne.Kapitan Ronald Hayter stał za plecami obu uczonych i czekał, aż nasycą wzrok zapierającym dech w piersiach widokiem.Zgodnie z organizacją misji oraz hierarchią jej dowodzenia władzę najwyższą sprawował Wydział Cywilny Sił Kosmicznych; zwierzchnikiem misji był Shannon.Wiele ważnych odcinków działalności SKONZ, jak na przykład obsługa statków kosmicznych, zapewnienie bezpieczeństwa i efektywności działań w nieznanym środowisku – wymagało odpowiedniego treningu i dyscypliny, jakie mogła zapewnić tylko paramilitarna organizacja i struktura dowodzenia.By sprostać tym wymaganiom, utworzono Wydział Mundurowy Sił Kosmicznych; nieprzypadkowo inicjatywa ta, okrężną drogą i w sposób pokojowy, zaspokajała pragnienie przygody młodszej generacji, dla której istnienie wielkich armii było zmorą przeszłości, o jakiej należało jak najszybciej zapomnieć.Hayter miał pod swymi rozkazami wszystkich umundurowanych członków załogi, a odpowiadał bezpośrednio przed Shannonem.– W tej chwili panuje tu względny spokój – odezwał się wreszcie kapitan, stając obok nich.– Jak panowie widzą, część stanowisk w kompleksie dowodzenia jest teraz nie obsadzona; po prostu, w czasie orbitowania wiele funkcji jest wyłączonych, inne zaś znajdują się pod automatycznym nadzorem.Poza tym tylko część załogi przebywa obecnie na pokładzie.– Coś się tam dzieje – zauważył Hunt, wskazując na zajętych przy konsolach operatorów, którzy śledzili pilnie obraz na monitorach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl