, Prus Lalka II 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wokulski zamyślił się.- Cóż by to było złego ożenić się? - rzekł półgłosem.- Dajże mi pan spokój!.Ubogiej żony nie wykarmię, bogata wciągnęłaby mnie w sybarytyzm, a każdabyłaby grobem moich planów.Dla mnie trzeba jakiejś dziwnej kobiety, która by razem ze mnąpracowała w laboratorium; a gdzież znajdę taką?.Ochocki zdawał się być mocno rozstrojony i zabrał się do wyjścia.- Więc, kochany panie - mówił żegnając się z nim Wokulski sprawę pańskiego kapitału obgadamy.Jagotów jestem spłacić pana.- Jak pan chce.Nie proszę o to, ale byłbym bardzo wdzięczny.- Kiedy pan wyjeżdżasz do Zasławka?- Jutro, właśnie przyszedłem pożegnać pana.- A więc interes gotów - zakończył ściskając go Wokulski.- W pazdzierniku możesz pan mieć pieniądze.Po.wyjściu Ochockiego Wokulski położył się spać.Doznał dziś tylu silnych i sprzecznych wrażeń, że nieumiał ich uporządkować.Zdawało mu się, że od chwili zerwania z panną Izabelą wchodził na jakąśstraszną wysokość, otoczoną przepaściami, i dopiero dziś dosięgnął jej szczytów, a nawet zeszedł nadrugi skłon, gdzie ujrzał jeszcze niewyrazne, lecz całkiem nowe horyzonty.Jakiś czas snuły mu się przed oczyma roje kobiet, a między nimi najczęściej pani Wąsowska; to znowuwidział gromady parobków i robotników, którzy zapytywali go, co im dal w zamian za swoje dochody.Nareszcie twardo zasnął.Obudził się o szóstej rano, a pierwszym wrażeniem było uczucie swobody i rześkości.Wprawdzie nie chciało mu się wstawać, lecz nie doznawał żadnego cierpienia i nie myślał o pannieIzabeli.To jest myślał, ale mógł nie myśleć; w każdym razie wspomnienie jej nie nurtowało go w sposób jak dotychczas bolesny.Ten brak cierpień znowu zatrwożył go."Czy to nie przywidzenie?" - pomyślał.Przypomniał sobie historię dnia wczorajszego; pamięć i logika dopisywały mu."Może i wolę odzyskam?" - szepnął.Na próbę postanowił, że wstanie za pięć minut, wykąpie się, ubierze i natychmiast pójdzie na spacer doAazienek.Patrzył na posuwającą się skazówkę zegarka i z niepokojem zapytał: "A może ja się nawet nato nie zdobędę ?."Skazówka dosięgła pięciu minut i Wokulski wstał bez pośpiechu, ale też i bez wahania.Sam nalał sobiewody do wanny, wykąpał się, wytarł, ubrał i już w pół godziny szedł do Aazienek.Uderzyło go, że przez cały ten czas nie myślał o pannie Izabeli, tylko o pani Wąsowskiej.Oczywiście,coś się w nim wczoraj zmieniło: może zaczęły działać jakieś sparaliżowane komórki w mózgu?.Myśl opannie Izabeli straciła nad nim władzę."Co to za dziwna plątanina - mówił.- Tamtą wyrugowała pani Wąsowska, a panią Wąsowską możezastąpić każda inna kobieta.Jestem więc naprawdę uleczony z obłędu."Przeszedł nad stawem i obojętnie przypatrywał się czółnom i łabędziom.Potem skręcił w aleję kuPomarańczarni, na której byli wtedy oboje, i powiedział sobie, że.zje śniadanie z apetytem.Ale gdywracał tą samą drogą, opanował go gniew i z dziką radością złośliwego dzieciaka poprzednie śladywłasnych stóp zacierał nogą."Gdybym mógł wszystko tak zetrzeć.I tamten kamień, i ruiny.Wszystko!."W tej chwili uczuł, że budzi się w nim niepokonany instynkt niszczenia pewnych rzeczy; lecz zarazemzdawał sobie sprawę, że jest to objaw chorobliwy.Wielką też robiło mu satysfakcję, że nie tylkospokojnie może myśleć o pannie Izabeli, ale nawet oddawać jej sprawiedliwość."O co ja się irytowałem? - mówił do siebie.- Gdyby nie ona, nie zdobyłbym majątku.Gdyby nie ona inie Starski, za pierwszym razem nie wyjechałbym do Paryża i nie zbliżyłbym się z Geistem, a podSkierniewicami nie uleczyłbym się z głupoty.Wszakże to moi dobrodzieje ci państwo.Nawetpowinien bym wyswatać tę dobraną parę, a przynajmniej ułatwiać im schadzki.I pomyśleć, że z takiejmierzwy kiedyś wykwitnie metal Geista!."W Ogrodzie Botanicznym było cicho i prawie pusto.Wokulski wyminął studnię i z wolna począłwstępować na ocieniony pagórek, na którym przeszło rok temu po raz pierwszy rozmawiał z Ochockim.Zdawało mu się, że wzgórze jest podwaliną tych ogromnych schodów, na szczycie których ukazywałmu się posąg tajemniczej bogini.Ujrzał ją i teraz i ze wzruszeniem spostrzegł, że chmury otaczające jejgłowę rozsunęły się na chwilę.Zobaczył surową twarz, rozwiane włosy, a pod spiżowym czołem żywe,lwie oczy, które wpatrywały się w niego z wyrazem przygniatającej potęgi.Wytrzymał to spojrzenie inagle uczuł, że rośnie.rośnie.że już przenosi głową najwyższe drzewa parku i sięga prawie doobnażonych stóp bogini.Teraz zrozumiał, że tą czystą i wieczną pięknością jest Sława i że na jej szczytach nie ma innej uciechynad pracę i niebezpieczeństwa.Wrócił do domu smutniejszy, ale wciąż spokojny.Zdawało mu się, że podczas tej przechadzki nawiązałsię jakiś węzeł między jego przyszłością a ową odległą epoką, kiedy jeszcze jako subiekt i studentbudował machiny o wiecznym ruchu albo dające się kierować balony.Kilkanaście zaś ostatnich lat byłytylko przerwą i stratą czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl