, Potocki Jan Rekopis znaleziony w Saragossie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla rozerwania jej zacząłem zwykłą rozmowę o uczuciachmiłosnych; natenczas podniosła na mnie omdlewające spojrzenie i rze-kła: Doświadczyłeś kiedy tych uczuć, które tak wybornie umiesz ma-lować? Bez wątpienia  zawołałem  stokroć nawet żywszych, stokroćbardziej tkliwych, i to właśnie dla osoby, o której nadzwyczajnej pięk-ności pani wspomniałem.Zaledwie domówiłem tych słów, gdy twarz margrabiny pokryła sięśmiertelną bladością; padła na ziemię, jak gdyby bez duszy.Nigdy do-tąd nic zdarzyło mi się widzieć kobiety w podobnym stanie i sam niewiedziałem, co począć; szczęściem.spostrzegłem dwie służące na dru-gim końcu ogrodu, pobiegłem wice i przysłałem je na ratunek ich pani.Następnie wyszedłem z ogrodu, rozmyślając nad tym, co mi sięprzydarzyło, podziwiając nade wszystko potęgę miłości i to, że jednaiskierka, padając na serce, może w nim spowodować nieopisane.spustoszenie.%7łal mi było margrabiny, wyrzucałem.sobie, że stałemsię powodem jej cierpień, wszelako nie wyobrażałem sobie, abymmógł, tak dla Włoszki jak dla jakiejkolwiek innej kobiety w świeciezapomnieć o Elwirze.Nazajutrz poszedłem do willi, ale mnie nie przyjęto.Pani Padulibyła mocno cierpiąca; następnego dnia w Rzymie głośno mówiono ojej chorobie, lękano się o jej życie, ja zaś znowu dręczyłem się myślą,że stałem się przyczyną jej nieszczęścia.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG422Piątego dnia po tym wypadku weszła do mnie młoda dziewczynaosłonięta mantylą, która jej całą twarz zakrywała.Nieznajoma rzekłami tajemniczym głosem. Signor forestiero, pewna umierająca kobieta pragnie konieczniecię widzieć, pójdz za mną.Domyśliłem się, że chodzi o panią Paduli, nic śmiałem jednak opie-rać się życzeniom konającej.Powóz czekał na mnie na końcu ulicy,wsiadłem doń i przybyliśmy do willi.Tylnym wejściem dostaliśmy się do ogrodu, weszliśmy w jakąściemną aleję, stamtąd zaś przez długi korytarz i kilka równie ciemnychpokojów przybyliśmy do komnaty margrabiny.Pani Paduli leżała włóżku, podała mi śnieżną rękę, powiodła po mnie łzawymi oczyma idrżącym głosem przemówiła kilka słów, których z początku dosłyszećnawet nie mogłem.Spojrzałem na nią.Jakże jej pięknie było z tą bla-dością.Wewnętrzne cierpienia konwulsyjnie łamany jej rysy.na ustachjednak błąkał się anielski uśmiech.Ta sama kobieta, przed kilku dniamitak zdrowa i wesoła, dziś chyliła się już do grobu.Ja więc byłem owymniegodziwcem, który podciął ten kwiat w samym rozkwicie, ja miałemwtrącić w przepaść tyle wdzięków.Na tę myśl serce ścisnęło mi sięlodem, niewypowiedziany żal mnie ogarnął, pomyślałem, że może kil-koma wyrazami mogę jej życie ocalić padłem więc przed nią na kolanai przycisnąłem jej rękę do moich ust.Jej palce pałały: sądziłem, że to z gorączki.Podniosłem oczy nachorą i ujrzałem, że leży na wpół naga.Aż do owej chwili nigdy nicwidziałem, żeby kobieta miała odsłonięte coś więcej niż twarz i ręce.Wzrok mój zmieszał się i kolana zadrżały.Stałem się niewierny Elwi-rze, sam nie wiedząc, jak do tego doszło. Boże miłości  zawołała Włoszka  zdziałałeś cud! Ten, któregokocham, przywraca mi życie.Ze stanu całkowitej niewinności wpadłem w odmęt najbardziej wy-rafinowanych rozkoszy.Uszczęśliwiony nadzieją powrotu margrabinydo zdrowia, już sam nie wiem, co mówiłem; duma z wszechmocnościmoich uczuć ogarnęła całą moją istotę, jedne oświadczenia ścigały dru-gie, odpowiadałem nie pytany i pytałem nie czekając odpowiedzi.Margrabina widocznie odzyskiwała siły.Tak minęło cztery godziny, nakoniec służąca przyszła nam dać znać, że czas się rozłączyć.Szedłem do powozu z pewnym trudem, zmuszony oprzeć się naramieniu dziewczyny, która rzucała na mnie równie jak jej pani pło-mienne spojrzenia.Byłem przekonany, że dobra dziewczyna tym spo-NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG423sobem wyraża mi swoją wdzięczność za przywrócenie zdrowia jej pani,i uszczęśliwiony moim powodzeniem uściskałem ją z całego serca.Wistocie, wdzięczność młodej dziewczyny musiała być bez granic, gdyżoddała mi równie serdeczny uścisk, mówiąc: I na mnie przyjdzie kolej.Zaledwie jednak wsiadłem do powozu, gdy myśl, że zdradzam El-wirę, zaczęła mnie niewypowiedzianie dręczyć. Elwiro  zawołałem  moja luba Elwiro, zdradziłem cię!.Nie je-stem ciebie godny! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl