, Terry Pratchett 00 Dysk (Wars (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naturalizowana.- wykrztusiła Kin i opanowała się z wyraźnym trudem.- Przepraszam, to przez drugą parę rąk.- Przydatna.- Przybysz schylił się i spytał z wyraź­nie bagiennym powiewem: - Płaski świat?Usiadł i oboje przyjrzeli się sobie uważnie, szukając dowodów czy innych poszlak na obliczu drugiego.- Skąd wiesz? - spytała w końcu Kin.- Magia.Rozpoznałem cię oczywiście, bo mi się two­ja książka podobała.Wiedziałem, że Kin Arad pracuje dla Kompanii, a nie spodziewałem się tutaj cię znaleźć.Nie wyglądasz, jakbyś się tu dobrze czuła.Przypomnia­łem sobie, że z miesiąc temu byłem na Ehftni i nie mog­łem znaleźć statku, żeby stamtąd odlecieć.byłem dopie­ro trzecim z najlepszych dalekodystansowych pilotów w okolicy.wtedy podszedł do mnie pewien mężczyzna, który.- Chyba wiem, o kogo chodzi.- Opowiedział mi co nieco i złożył pewne propozycje.Co tobie zaoferował?- Między innymi płaszcz-niewidkę.Kung wytrzeszczył oczy, co było denerwującym prze­życiem dla oglądającego.- Mnie zaoferował niewielki mieszek ze zwierzęcej skóry, który zrobił między innymi to tu - i wyłożył na blat asortyment walut.Były wśród nich banknoty stu- i tysiąc dniowe, cera­miczny ehftnicki walec o nominale stu czterdziestu czterech pjumów, gruby plik kredytów, kilkaset tokenów Gwiezdnej Jaskini i karta komputerowa.- Niektóre natychmiast spieniężyłem w ehftnickim kantorze.Przyjęli je bez wahania, co najlepiej dowodzi ich prawdziwości.Wiesz o tym, jeśli kiedykolwiek robi­łaś z nimi jakiekolwiek interesy.Karta jest najprawdo­podobniej kluczem do autobanku, chyba na Ehftni.By­ły jeszcze ehftnickie dolary, ale potrzebowałem dość gwałtownie gotówki - dodał wyjaśniająco.Kin trąciła paznokciem walec i obserwowała, jak to­czy się po stole.- I to wszystko wyprodukowała skórzana torba? - spytała cicho.- Raczej torebka, bo mieściła się w dłoni.Myślałem, że on też jest z Kompanii.Chciał kupić moje usługi.- Jako pilota?- Mogę pilotować wszystko, co lata, i to nawet bez taśmy z matrycą.Jestem najlepszy.a ci czego chcą?Do stołu zbliżył się barman, niechętnie ciągnąc za so­bą duży, kudłaty dzwon podskakujący na jedynej no­dze.Na górze dzwon miał przypiętą skrzyneczkę autotłumacza.- To Zielony-przechodzący-w-indygo - przedstawił go barman.- Jest ehftem i głównym specjalistą sanitarnym stacji.- Miło poznać - odparła Kin.Ehft wyciągnął skądś przezroczyste pudło i podsunął jej pod nos, czemu towarzyszyło podejrzliwe syknięcie Marca.- Voila! Regardez! - zawył głośnik autotłumacza.- Ziemski! Myślący! Pytanie!Siedzący w pudle czarny ptak przyjrzał się kaprawo Kin i wrócił do czyszczenia piór.- Uległo się wczoraj nie wiadomo skąd - wyjaśnił kung-barman.- Powiedziałem mu, że to zwierzę z Zie­mi.Ptak.Tylko że on gada.Sprawdziliśmy w Atlasie is­tot rozumnych, ale tam był tylko jeden latający i na pew­no nie on.- To wygląda jak przerośnięty kruk.- Kin wzięła pudło i przyjrzała mu się z namysłem.- Rozumiem, w czym problem: chcecie wiedzieć, czy go aresztować, czy zniszczyć.Tak w ogóle to skąd on się tu wziął?- Puzzle!- Nie wiemy.Powiedziałem, że się ulągł.Kierowana impulsem otworzyła pudło.Kruk wsko­czył na brzeg ścieżki i przyjrzał się jej przychylniej.- Jest niegroźny - oceniła.- To pewnie czyjaś mas­kotka.- Ma.co?- Mentalny symbiont - warknął Marco.- Ludzie to wariaci.Ehfb przysunął się niepewnie ku Kin i nieśmiało wy­ciągnął ku niej mackę z grubym zwojem dziwnie i kun­sztownie powiązanego sznurka.Zrezygnowana rozpo­znała ehftnicką książkę dotykową.- Jak mu powiedziałem, kim jesteś, to poszedł aż do swojej kapsuły po twoją książkę - wyjaśnił z zadowole­niem właściciela barman.- Chce żebyś.Kin już zawiązywała osobisty węzeł na początku zwoju.- Rozumieć! Nie! Się! - pisnął autotłumacz.- Dla! Szczeniak! Należeć! Krewny!- On mówi.- Zrozumiałam - przerwała mu zniechęcona.- Jalo! - krzyknął niespodziewanie kruk.- Zabierz to.- Barman wcisnął pudło w objęcia dwóch ramion Marca.- Może go nakarmić albo zjeść, albo się z nim kochać czy nauczyć go śpiewać.Obojętne, co tam ludzie wyczyniają z makatkami.- Maskotkami - poprawił go Marco, biorąc klatkę-pudło; wyglądało, że nie ma alternatywy.I oboje poszli w stronę terminalu pionowego.- Wariat? - zaproponował spoglądający w ślad za nim ehft.- Ludzie teraz rządzą wszechświatem- stwierdził ponuro kung.- Jeśli to wariactwo, to chciałbym go trochę.Zauważyłeś, jak ludzie chodzą? Jakby wszech­świat do nich należał.Ehft zastanowił się głęboko - porównywanie metody przemieszczania się nie wymagającej macek z własną zawsze strasznie go męczyło.- Nie! - odparł w końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl