, Diderot Denis Zakonnica 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwałtowna bójka dorożkarza z mnichem.Przybywam do Paryża.Pojazd zatrzymuje się w zaułku, przy wąskich drzwiach wiodącychdo ciemnej i brudnej, długiej sieni.Gospodyni domu wychodzi na moje spotkanie i umieszczamnie na najwyższym piętrze w izdebce, gdzie znajduję najkonieczniejsze sprzęty.Odwiedzamnie kobieta, która zajmuje pierwsze piętro. Jest pani młoda, musi się pani nudzić.Niechpani zejdzie do mnie, znajdzie tam pani towarzystwo złożone z mężczyzn i kobiet; niewszystkie są takie miłe, ale prawie równie młode jak pani.Rozmawia się, gra i śpiewa, tań-czy; łączymy ze sobą wszystkie rodzaje rozrywek.Jeśli pani zawróci głowę wszystkim na-szym kawalerom, przysięgam, nasze panie nie będą o to zazdrosne ani nie będą się gniewały.Niech pani przyjdzie..Ta, która mi to mówiła, była już niemłoda; oczy miała czułe, głos przymilny, a słowa bar-dzo ujmujące.Spędziłam ze dwa tygodnie w tym domu, narażona na wszelkie nalegania ze strony megozdradzieckiego uwodziciela i na wszelkie awantury w tym podejrzanym miejscu  upatrującwciąż sposobności do ucieczki.Pewnego dnia wreszcie ją znalazłam; była już pózna noc  gdybym była w pobliżu megoklasztoru, wróciłabym tam.Lecę nie wiedząc dokąd.Zatrzymują mnie jacyś mężczyzni;ogarnia mnie trwoga.Padam ze zmęczenia i mdleję na progu sklepu handlarza świec; ratująmnie; gdy przyszłam do siebie, zobaczyłam, że leżę na barłogu, który otacza kilka osób.Py-tają się, kim jestem; nie wiem, co odpowiedziałam.Dano mi sługę tego domu, żeby mnie od-prowadziła; biorę ją pod rękę; idziemy.Uszłyśmy już szmat drogi, gdy ta dziewczyna mówimi: Panienka prawdopodobnie wie, dokąd idziemy? Nie, moje dziecko, myślę, że do przytułku.97  Do przytułku! czyżby panienka była bezdomna? Niestety, tak! Co takiego panienka zrobiła, że ją wypędzono o tej porze? Ale oto jesteśmy przy bramieZwiętej Katarzyny, zobaczymy, czy nas wpuszczą; w każdym razie niech się panienka nic nieboi, nie zostanie na ulicy, prześpi się ze mną.Wracam do handlarza świec.Przerażenie służącej, gdy widzi zdartą skórę na moich nogachwskutek upadku przy ucieczce z klasztoru.Tam spędzam noc.Nazajutrz wieczorem wracamdo schroniska Zwiętej Katarzyny  przebywam tam trzy dni, po czym oświadczają mi, żetrzeba albo udać się do miejskiego przytułku18 albo przyjąć pierwsze zajęcie, jakie się nawi-nie.Niebezpieczeństwo, jakie mi groziło u Zwiętej Katarzyny ze strony mężczyzn i kobiet; tambowiem, jak mi pózniej powiedziano, rozpustnicy i rajfurki miejskie przychodzą zaopatrywaćsię w  żywy towar.Oczekiwanie nędzy nie dało do mnie żadnego przystępu grubiańskimzalotom, na które tu byłam wystawiona.Sprzedaję swoje manatki i wybieram sobie ubraniestosowniejsze do mojego obecnego położenia.Idę na służbę do pewnej praczki, u której jestem obecnie.Przyjmuję bieliznę i prasuję ją;praca moja jest ciężka; mam zły wikt, złe mieszkanie, złe spanie, natomiast jestem po ludzkutraktowana.Mąż praczki jest dorożkarzem; żona jego jest nieco opryskliwa, zresztą dobrakobieta.Byłabym dość zadowolona ze swego losu, gdybym mogła spodziewać się, że wolnomi będzie żyć w spokoju.Dowiedziałam się, że policja schwytała mego uwodziciela i oddała go w ręce jegozwierzchników.Biedny człowiek! jest bardziej ode mnie godny litości; jego zamach narobiłhałasu; a pan nie zna okrucieństwa, z jakim mnisi karzą głośne przewinienia: loch będzie jegomieszkaniem do końca życia: i to jest los, który mnie również czeka, jeżeli mnie schwytają;ale on nie będzie tam żył dłużej, niż ja bym żyła.Ból z powodu mojego upadku daje mi się we znaki; nogi mam spuchnięte i nie mogę zro-bić kroku swobodnie  pracuję siedząc, gdyż trudno by mi było stać.Jednak boję się chwili wyzdrowienia; jakiż wówczas miałabym pretekst, aby nie wycho-dzić z domu? a na jakież niebezpieczeństwo narazi mnie pokazywanie się na ulicy? Na szczę-ście mam jeszcze przed sobą czas.Moi krewni, którzy nie mogą wątpić, że jestem w Paryżu, zpewnością czynią wszelkie poszukiwania, jakie można sobie wyobrazić.Postanowiłam we-zwać pana Manouri na mój strych, zasięgnąć a posłuchać jego rad; ale już nie żył.%7łyję w ustawicznej trwodze; na najmniejszy hałas, który słyszę w domu, na schodach, naulicy; ogarnia mnie przerażenie, drżę jak liść, kolana uginają się pode mną i robota wypadami z rąk.Spędzam prawie wszystkie noce nie zmrużając powiek; jeżeli śpię, to snem przery-wanym; mówię, wołam, krzyczę; nie pojmuję, jak moje otoczenie jeszcze się niczego nie do-myśliło.Zdaje mi się, że moja ucieczka z klasztoru jest powszechnie znana; tego się spodziewałam.Jedna z mych towarzyszek w pralni mówiła mi o tym wczoraj, dodając ohydne szczegóły iuwagi, które musiały mi sprawić wielką przykrość.Na szczęście wieszała wtedy na sznurachmokrą bieliznę  odwrócona do lampy tyłem, nie mogła widzieć mojego zmieszania; ale mojachlebodawczyni, zauważywszy, że płakałam, powiedziała: Co ci jest, Mario? Nic  odpowiedziałam. Cóż znowu  dorzuciła  czy jesteś taka głupia, żeby się litować nad złą zakonnicą, nie-moralną i bezbożną, która zadurza się w niegodziwym zakonniku i razem z nim ucieka zeswego klasztoru? Widocznie masz dla niej więcej współczucia, niż należy.Nie potrzebowała18Przytułek miejski był miejscem przymusowego pobytu m.in.bezdomnych kobiet traktowanych tam z regułyjako prostytutki, bez przydziału do domów publicznych.Wszystkie paryskie szpitale, przytułki, schroniska byłypod zarządem miejskiej Assistance Publique  ówczesnej Opieki Społecznej.98 nic robić, tylko pić, jeść, modlić się i spać; dobrze jej się żyło tam, gdzie była, czemu się tegomiejsca nie trzymała? Gdyby tak była bodaj trzy, cztery razy z bielizną nad rzeką w taką po-godę jak teraz, to by ją pogodziło z jej położeniem.Odpowiedziałam na to, że nie wiemy, co przecierpiała; byłabym lepiej zrobiła, gdybymmilczała, gdyż ona nie dodałaby: Daj spokój, to jest łajdaczka, którą Bóg skarze.Na te słowa schyliłam się nad stołem i tak siedziałam bez ruchu, póki gospodyni nie po-wiedziała mi: Nad czym ty tak medytujesz, Mario? Ty tu śpisz, a robota czeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl