,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednakże nasłuchiwałam pilnie, oczekując z niecierpliwością na wyjście naszej mat-ki od siostry Teresy; widocznie sprawa ta była trudna do załatwienia, gdyż przełożona spę-dziła u niej prawie całą noc.Jakże jej żałowałam! była tylko w koszuli, nieomal naga, prze-niknięta na wskroś chłodem i zagniewana.Rano miałam wielką ochotę skorzystać z danego mi pozwolenia i zostać w łóżku; jednakprzyszło mi do głowy, że nie należy tego robić.Ubrałam się bardzo szybko i znalazłam siępierwsza w prezbiterium, gdzie przełożona i Teresa nie zjawiły się wcale, co sprawiło miwielką przyjemność; po pierwsze, ponieważ byłoby mi trudno znieść obecność tej siostry bezzakłopotania; po drugie, że skoro jej pozwolono nie być na nabożeństwie, to widocznie uzy-skała przebaczenie, którego przełożona mogła jej udzielić tylko na pewnych warunkach, copowinno było mnie uspokoić.Zgadłam.Zaledwie nabożeństwo dobiegło końca, przełożonaposłała po mnie.Poszłam do niej: leżała jeszcze w łóżku, miała minę zgnębioną; powiedziałami: Cierpiałam, zupełnie nie zmrużyłam oka, Teresa jest wariatka; jeżeli ją raz jeszcze to na-padnie, zamknę ją w ciemnicy. Ach! droga matko powiedziałam nie rób tego nigdy. To będzie zależało od jej sprawowania: przyrzekła mi poprawę; i liczę na to.A ty, drogaZuzanno, jak się czujesz? Dobrze, droga matko.78 Czyś spała trochę? Bardzo mało. Powiedziano mi, żeś była w prezbiterium; dlaczego nie zostałaś w łóżku? Czułabym się zle; a prócz tego sądziłam, że lepiej będzie. Nie, nie byłoby w tym nic niewłaściwego, gdybyś została u siebie.Ale mam ochotę sięzdrzemnąć; radzę ci iść do siebie i zrobić to samo, chyba że wolałabyś położyć się obok mnie. Droga matko, jestem ci bardzo obowiązana, lecz przywykłam sypiać sama i nie potrafi-łabym inaczej. Więc idz.Nie zejdę do refektarza na obiad; podadzą mi tutaj: być może, nie wstanę przezcały dzień.Przyjdziesz do mnie wraz z kilkoma siostrami, które wezwę. A czy siostra Teresa będzie między nimi? spytałam. Nie odpowiedziała mi. Jestem z tego rada. Dlaczegoż to? Nie wiem: jakoś obawiam się spotkania z nią. Uspokój się, moje dziecko; zapewniam cię, że ona bardziej obawia się ciebie, niż ty po-winnaś jej się obawiać.Pożegnałam ją i poszłam odpocząć trochę.Po południu udałam się do celi przełożonej,gdzie zastałam dość licznie zebrane najmłodsze i najładniejsze zakonnice; inne mniszki od-wiedziły przełożoną i wyszły.Pan zna się na malarstwie, panie markizie.Zapewniam pana, że to był dość miły obraz.Proszę sobie wyobrazić pracownię, a w niej około tuzina dziewcząt, z których najmłodszamogła mieć lat piętnaście, a najstarsza nie miała dwudziestu trzech; przełożona, kobieta okołoczterdziestki, leżała, wsparta połową ciała na poduszkach, biała, świeża, tęga, z podbródkiem,który nosiła z pewnym wdziękiem; ramiona jak utoczone, palce cienkie, usiane dołeczkami,oczy czarne, duże, żywe, o tkliwym wyrazie, prawie zawsze przymknięte, jakby otworzenieich sprawiało jej pewien trud; wargi różane, zęby białe jak mleko, policzki o bardzo pięknymowalu, głowa zgrabna wtulona w puszystą i miękką poduszkę; ręce swobodnie wyciągniętewzdłuż ciała, z dwiema poduszeczkami podtrzymującymi łokcie.Siedziałam na brzegu jej łóżka bezczynnie; inna mniszka umieściwszy się na fotelu trzy-mała na kolanach krosienka do haftowania; jeszcze inne w pobliżu okien robiły koronki; nie-które ulokowały się na podłodze, na poduszkach zdjętych z krzeseł szyły, haftowały, strzę-piły jakąś tkaninę lub przędły na małych kołowrotkach.Były tam blondynki i brunetki; anijedna nie podobna do drugiej, chociaż wszystkie piękne.Ich usposobienia różniły się tak sa-mo jak fizjonomie: jedne były pogodne, inne wesołe, jeszcze inne poważne, melancholijnelub smutne.Wszystkie pracowały oprócz mnie, jak to już panu powiedziałam.Bez trudu roz-różniało się w tym gronie przyjaciółki, obojętne lub wrogo do siebie nastrojone; przyjaciółkiumieściły się bądz obok siebie, bądz naprzeciw i przy robótkach rozmawiały, naradzały się,zerkały na siebie, ściskały jedna drugiej palce pod pretekstem, że podają sobie szpilki, igły,nożyczki.Przełożona przebiegała po nich spojrzeniem; jednej zarzucała nadmierną pilność,drugiej próżniactwo, tej obojętność, tamtej smutek; kazała sobie przynosić robotę, chwaliła jąlub ganiła; poprawiała jednej z mniszek strój głowy. Ten welon zbytnio opada na przód [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|