, Czerwone i czarne t.2 Stendhal 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie odezwał się doń ani słowem od uroczystości w Bray-le-Haut.Zdziwione jego spojrzenie zakłopotało i podrażniło Juliana. Cóż, u licha!  myślał. Czy zawsze to, że kogoś znam, będzie mi się obracało na złe? Wszyscy ci wielcy pano-wie, których nigdy nie widziałem, nie onieśmielają mnie wcale, natomiast spojrzenie tegobiskupiątka mrozi mnie.Trzeba przyznać, że ze mnie jest bardzo dziwaczna i nieszczęśliwafigura.Niebawem wszedł z hałasem mały, bardzo czarny człowiek i zaczął mówić od samychdrzwi; miał żółtą cerę i minę narwańca.Z przybyciem tego niezmordowanego gaduły po-tworzyły się grupy, wyraznie w tym celu, aby uniknąć jego nudnych wywodów.Oddalając się od kominka rozmawiający zbliżyli się do samego końca stołu, gdzie byłJulian.Pozycja jego stawała się coraz kłopotliwsza; ostatecznie, mimo wysiłków, nie mógłnie słyszeć.Mimo swego niedoświadczenia rozumiał całą wagę rzeczy, o których mówionobez osłonek; a jak bardzo musiało owym osobom zależeć na tym, aby te rzeczy zostały ta-jemnicą!Już, czyniąc to, jak mógł najwolniej, Julian zaciął ze dwa tuziny piór; niebawem uciecz-ka ta miała się wyczerpać.Próżno szukał jakiegoś rozkazu w oczach pana de la Mole; mar-grabia zapomniał o nim. To śmieszne, co ja robię  myślał Julian zacinając pióra  ale ci ludzie wyglądający namiernoty, a dzwigający z własnej lub cudzej woli tak wielkie sprawy, muszą być bardzopodejrzliwi.Moje nieszczęśliwe spojrzenie ma w sobie coś pytającego, coś nie dość pełne-go szacunku, co by ich niezawodnie dotknęło.Jeśli spuszczę oczy, będzie wyglądało, jak-bym nasłuchiwał.Był niezmiernie zakłopotany, słyszał osobliwe rzeczy.92 LII.DYSKUSJARepublika! Na jednego, który poświęciłbywszystko dla sprawy, są dziś tysiącei miliony znające jedynie własne przyjemności,własną próżność.W Paryżu o szacunkudla człowieka rozstrzyga jego powóz,nie jego cnota.N a p o l e o n, PamiętnikNagle wpadł lokaj wołając: Książę de ***! Milcz, durniu  rzekł książę wchodząc.Powiedział to tak dobrze, z takim majestatem,że Julian pomyślał, że umieć się zgniewać na lokaja stanowi całą umiejętność tej wielkiejfigury.Julian podniósł oczy i spuścił je natychmiast.Tak dobrze odgadł rolę nowo przyby-łego, że drżał, aby spojrzenie nie było niedyskrecją.Książę był to mężczyzna pięćdziesięcioletni, wytwornie ubrany, poruszający się jak nasprężynach.Miał wąską głowę, duży nos, twarz martwą i wydatną; trudno o połączenieszlachetniejszej i bardziej nie znaczącej zarazem fizjonomii.Przybycie jego dało hasło dootwarcia posiedzenia.Obserwacje Juliana przerwał nagle głos pana de la Mole. Przedstawiam panom księdza Sorel  rzekł margrabia  obdarzony jest zdumiewającąpamięcią; przed godziną wspomniałem mu o misji, którą może być zaszczycony, i aby daćdowód pamięci, nauczył się na pamięć pierwszej stronicy Quotidienne. Hehe! zagraniczne nowinki tego poczciwego N. rzekł gospodarz domu.Wziął żywo dziennik, popatrzył na Juliana z miną tak ważną, że przez to aż komiczną, irzekł: Mów pan!Zapanowało milczenie, wszystkie oczy zwróciły się na Juliana; recytował tak płynnie, żepo dwudziestu wierszach książę rzekł: Wystarczy.Mały człowiek ze wzrokiem odyńca usiadł.Był snadz przewodniczącym zebrania, za-jąwszy bowiem miejsce dal znak Julianowi, aby przysunął stolik karciany stojący opodal.Julian usiadł zaopatrzywszy się w przybór do pisania.Policzył osoby siedzące dokoła zie-lonego sukna; było ich dwanaście. Panie Sorel  rzekł książę  przejdz pan do sąsiedniego pokoju, zawołamy pana.Pan domu przybrał niespokojną minę. Okiennice nie zamknięte  szepnął do sąsiada. Nie ma potrzeby wyglądać oknem!  krzyknął ktoś głupio za Julianem. Ot, wpakowałem się co najmniej w spisek  pomyślał Julian. Szczęściem, nie jest onz tych, które prowadzą na rusztowanie.Gdyby zresztą i było niebezpieczeństwo, winien tojestem, i więcej jeszcze, margrabiemu.Szczęśliwy byłbym, gdyby mi dane było odkupićwszystkie strapienia, jakie mogą mu sprawić moje szaleństwa!93 Wciąż myśląc o swoich szaleństwach i o swym nieszczęściu rozglądał się tak, aby niezapomnieć żadnego szczegółu.Przypomniał sobie dopiero wówczas, że nie wołano nawsiadanym nazwy ulicy i że margrabia przybył tu dorożką, co mu się nigdy nie zdarzało.Długo zostawiono Juliana jego dumaniem.Salon, w którym się znalazł, obity był czer-wonym aksamitem z szeroką taśmą złotej lamy.Na konsoli stał duży krucyfiks z kości sło-niowej, na kominku książka pana de Maistre O papieżu, wspaniale oprawna, ze złoconymibrzegami.Julian otworzył ją, aby się nie wydawało, że podsłuchuje.Od czasu do czasumówiono w sąsiednim pokoju bardzo głośno.Wreszcie drzwi się otwarły; zawołano go. Pomnijcie, panowie  rzekł przewodniczący  że od tej chwili mówimy w obecnościksięcia ***.Ten pan  rzekł wskazując na Juliana  to młody lewita oddany świętej spra-wie; dzięki swej zadziwiającej pamięci potrafi oddać najdrobniejsze słowo dyskusji. Pan ma głos  rzekł wskazując jegomościa z ojcowską miną i w kilku kamizelkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl