, Andrew Lane Młody Sherlock Holmes Czerwona pijawka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy dowiedziałeś się tego, czego chciałeś? - zapytał Matty, kiedy wsiedli na konie.- Chyba tak - powiedział z namysłem Sherlock.- W domu jest czterech mężczyzn,wszyscy są Amerykanami.W każdym razie trzech z nich - nie słyszałem głosu tegoostatniego.Jeden z nich jest słaby na umyśle, a drugi to lekarz, który się nim opiekuje.Dwajpozostali chyba pilnują, żeby nie uciekł.Postawili pewnie jednego na straży, kiedy dwóch znich wyszło - może po jedzenie albo coś innego, a wtedy ten wariat, który nazywa się JohnWilkes Booth, go ogłuszył.Uznał, że biorę udział w jakimś spisku przeciwko niemu i dlategowciągnął mnie do domu.- Ale przede wszystkim co oni robią w Anglii? - dociekał Matty.- Nie wiem, ale coś tu się dzieje.To nie jest tylko sanatorium dla szalonychzamachowców.- Szalonych zamachowców?- Opowiem ci o wszystkim, gdy dojedziemy do dworu Holmesów.Jazda z powrotem do Farnham zajęła im ponad godzinę, a Sherlock z każdą milą corazbardziej upadał na duchu.Jak ma wytłumaczyć Mycroftowi i Amyusowi Crowebwi, że wrezultacie jego dyskretnej wyprawy na przeszpiegi czterech mężczyzn w tamtym domuzostało ostrzeżonych, że ktoś wie o ich niecnych zamiarach? Gdyby wcześniej się lepiej nadtym zastanowił, w ogóle by się tam nie zbliżał.Kiedy dotarli do dworu Holmesów, powóz Mycrofta wciąż stał przed wejściem.- Cóż - powiedział Matty - powodzenia.- Jak to: powodzenia? Nie wejdziesz ze mną?- Chyba żartujesz.Pan Crowe mnie przeraża, a twój brat jeszcze bardziej.Wracam nabarkę.Jutro opowiesz mi o wszystkim.- Z tymi słowami Matty zawrócił konia i oddalił siękłusem w stronę stajni. Wziąwszy głęboki oddech, Sherlock wkroczył do hallu, podszedł do biblioteki izapukał do drzwi.- Proszę wejść - zadudnił głos jego brata.Mycroft i Amyus Crowe siedzieli razem przy długim stole do czytania z boku pokoju.Przed nimi piętrzył się ogromny stos książek - historycznych, geograficznych, filozoficznych- oraz trzy wielkie atlasy, otwarte, jak się wydawało Sherlockowi, na mapach obu Ameryk.Mycroft zmierzył brata krytycznym spojrzeniem.- Ktoś na ciebie napadł - powiedział - i to nie ktoś w twoim wieku.- Ani z tego kraju - zahuczał Amyus Crowe.- Właściwie - zauważył Mycroft, zerkając na buty Sherlocka - napastników byłodwóch.Jeden z nich był w jakiś sposób niezrównoważony.- A obaj uzbrojeni w pistolety - dodał Crowe.- Skąd wiecie? - zapytał zdumiony Sherlock.- To nieistotne.- Mycroft machnął lekceważąco dłonią.- Szkoda czasu nawyjaśnienia.Ważniejsze jest to, gdzie się podziewałeś i dlaczego ktoś na ciebie napad.Sherlock niechętnie opowiedział im o wszystkim, co się stało, a na koniec uświadomiłsobie, że wciąż ma pistolet Ivesa wetknięty za pasek spodni.Wyciągnął go i położył na biurkuprzed Mycroftem i Croweem.- To model Colt Army - zauważył łagodnie Crowe.- Kaliber czterdzieści cztery,sześciostrzałowy.Czternaście cali* od kurka do końca lufy.Zastąpił colta Dragoon jakoulubioną broń armii Stanów Zjednoczonych.Celność do stu jardów.- Walnął pięścią w stół,że pistolet aż podskoczył.- Coś ty, na miłość boską, sobie myślał, jadąc do tamtego domu?! -ryknął.- Ostrzegłeś Bootha i jego opiekunów, że ktoś ma ich na oku.Zmyją się stamtąd, anisię obejrzymy.* Pozostawiam miary angielskie, z nadzieją, że pozwolą czytelnikowi lepiej wczuć sięw klimat miejsca i epoki.Dla ułatwienia: 1 cal = 0,25 cm = 1/12 stopy.1 jard = 3 stopy, a 1stopa = 0,3 metra.Mila to 1760 jardów, czyli 1,6 kilometra.Sherlock przygryzł wargę, starając się powstrzymać od odpowiedzi.- Chciałem się tylko rozejrzeć - wyznał w końcu.- Sądziłem, że mógłbym pomóc.- Nie pomogłeś, a wręcz zaszkodziłeś! - wybuchnął Crowe.- To jest sprawa dladorosłych.Nie masz ani umiejętności, ani wiedzy, żeby zrobić to jak należy.Część umysłu Sherlocka - ta beznamiętna, zdystansowana - zauważyła, że Crowe,kiedy się złości, zaczyna mówić z silniejszym akcentem, ale reszta aż skręcała się na myśl, żezawiódł dwóch spośród trzech mężczyzn, na których opinii zależało mu najbardziej na świecie.Otworzył usta, żeby powiedzieć  przepraszam , ale tak zaschło mu w gardle, że niemógł wydobyć z siebie żadnego dzwięku.Mina Mycrofta wyrażała raczej rozczarowanie niż gniew.- Idz do swojego pokoju, Sherlocku - rzekł.- Zawołamy cię, kiedy - zerknął naCrowea - będziemy pewni, że możemy porozmawiać spokojniej.A teraz idz.Z policzkami palącymi ze wstydu Sherlock odwrócił się i wyszedł z biblioteki.Popołudniowy upał sprawiał, że w hallu było duszno.Przystanął na moment,zwieszając głowę, i czekał, aż emocje nieco z niego opadną i poczuje się na siłach podjąćdługą wspinaczkę do swojego pokoju.Bolała go głowa.- Czyżbyśmy wypadli z łask? - odezwał się z półmroku jakiś głos.Sherlock podniósł wzrok, gdy pani Eglantine wysunęła się z kąta pod schodami.Uśmiechała się złośliwie.Jej czarne spódnice poruszały się sztywno wokół niej, a ich szelestna podłodze przypominał szept w odległym pokoju.- Jakim cudem wciąż pracuje pani w tym domu, choć jest pani taka nieuprzejma dlawszystkich? - zapytał, nie mając nic do stracenia.Dziś nie mogło się już zdarzyć nicgorszego.- Gdyby to ode mnie zależało, już dawno bym panią zwolnił.Zaskoczył ją tymi słowami.Uśmiech zniknął z jej twarzy.- Nie masz w tym domu nic do gadania! - warknęła.- To ja tu rządzę.- Tylko dopóki żyje stryj Sherrinford - zauważył Sherlock.- Ani on, ani stryjenkaAnna nie mają dzieci, więc po jego śmierci dom przejdzie na własność rodziny mojego ojca.A wtedy zalecałbym pani ostrożność, pani Eglantine.Zanim odpowiedziała, ruszył schodami do swojego pokoju.Gdy spojrzał w dół zpierwszego piętra, wciąż stała w hallu.Położył się na łóżku, zasłaniając oczy ramieniem, i poddał się myślom kłębiącym musię w głowie.Co on sobie wyobrażał? Mycroft i Crowe ostrzegali go, żeby nie próbowałpomagać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl