, Vina Jackson 03 Osiemdziesišt Dni Czerwonych 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeniósł spojrzenie na półki z tyłu, potem na mały stosikkamyczków, starych samochodzików i porcelanowych lalek, aż w końcu zobaczył smyczek stojącysamotnie w kącie.Zrobił krok naprzód, żeby po niego sięgnąć.I w tej samej sekundzie usłyszał za sobą cichy syk, jak gdyby czyjeś potężne płucawypuściły właśnie powietrze.Odwrócił się, usiłując zlokalizować zródło dzwięku.To były drzwisejfu.Właśnie się zamykały.Gdy uświadomił sobie, co się dzieje, rzucił się naprzód, upuszczającsmyczek, sięgnął rękoma przed siebie, żeby przytrzymać drzwi, zanim zniknie błyskawiczniezmniejszająca się szpara dzieląca skrzydło od framugi. Spóznił się o ułamek sekundy. Kurwa!W panice szarpnął za klamkę.Nie drgnęła.Był w pułapce. Niech to jasny szlag. Przeklinał szeptem z czystej wściekłości.Jak mógł być takigłupi? Powinien był zablokować czymś drzwi.Kretyn, idiota.Pieprzony amator i tyle.Po wewnętrznej stronie drzwi nie było klawiatury, na której mógłby wpisać hasło alboprzynajmniej spróbować wymyślić jakiś kod, który odemknąłby zamek.Jego umysł pracował gorączkowo, rozpaczliwie szukając jakiejkolwiek myśli, którejmógłby się uchwycić, ale znajdował tylko rozpaczliwy chaos i szaleństwo.Poza tym w tej sytuacjitrudno było o proste rozwiązanie.Wyciągnął telefon, ale zgodnie z jego oczekiwaniami, wpodziemiach posiadłości i za ciężkimi metalowymi drzwiami nie miał zasięgu żadnej sieci.Kiedyjuż się uspokoił i zaczął myśleć bardziej racjonalnie, zrozumiał, że nie ma takiego cudu, którymmógłby się wyratować.Musiał po prostu cierpliwie czekać, aż ktoś inny zechce odwiedzić piwnicęposiadłości.Prawdopodobnie tą osobą byłby Viggo.Naturalnie Dominika czekało teraz sporowstydu, a pewnie także i aresztowanie.Już widział te nagłówki w brukowcach  oczywiście nadrugiej stronie, taki żałosny incydent nie zasłużyłby na wzmiankę na pierwszej. Pisarz przyłapanyna kradzieży w domu gwiazdy rocka ,  Pan profesor złodziej.Jakkolwiek to sformułują, czeka gomnóstwo upokorzeń.Jedyna dobra strona całej sytuacji to ta, że mógł powiedzieć Summer, gdzie są jej skrzypce.O ile tylko zdołałby się z nią skontaktować.Ale wtedy oczywiście Viggo przeniósłby je w inne,bardziej bezpieczne miejsce.Co za koszmar!Dominik wciąż jeszcze pochłonięty był różnymi mętnymi wizjami, gdy zauważył, żeneonowe światło w pokoju zaczyna przygasać.Z każdą sekundą dawało mniej światła.Zaklął.Automat uruchamiał się wraz z otwarciem lub zamknięciem drzwi.Już niebawem Dominik miałzostać pogrążony w mroku.Gdy uświadomił sobie ten fakt, nagle wykiełkował w nim nowy lęk.A co z powietrzem, coz tlenem? Czy on także powoli znikał? Gdy światło jeszcze działało, Dominik nie zauważył nic, cowskazywałoby na to, że w sejfie jest jakaś wentylacja lub klimatyzacja.Sytuacja nagle stała się o wiele poważniejsza, niż mu się wcześniej wydawało.Ile zostało mu powietrza?Viggo zdjął skórzaną kurtkę, okrył mi ramiona i wyprowadził mnie z sali wystawowej.Poszliśmy do baru, który powstał po to, by zaoferować szczególnie ważnym gościom przekąski idrinki.Wewnątrz ludzie w milczeniu wybierali sobie napoje, które potem zanosili z powrotem dosali.Przy barze stał samotnie mężczyzna w garniturze, który wyglądał, jak gdyby przyszedł prosto zpracy.Popijał coś z niskiej szklanki przez grubą słomkę  pewnie dżin z tonikiem.Obdarzył nasciekawskim spojrzeniem, może dlatego, że rozpoznał Vigga, a może zastanawiał się, czemu jestemtaka wytrącona z równowagi, po chwili jednak znów zajął się swoim drinkiem.Dwie kobiety wkoktajlowych sukienkach zajmowały wysoki stolik w rogu i co jakiś czas zerkały na mężczyznę wgarniturze, pewnie zastanawiając się, czy nie jest zajęty i czy powinny podejść, by sprawdzić.Jednabyła ubrana na różowo, druga na żółto.Razem wyglądały jak para jaskrawo upierzonych ptaków.Co chwila przestępowały z nogi na nogę, by przenieść ciężar ciała i złagodzić ból, którywywoływało stanie na wysokich obcasach.Viggo posadził mnie na ławie w najciemniejszym kącie pomieszczenia, a sam wybrał się dobaru.Chwilę pózniej wrócił z dwiema szklaneczkami do whisky do połowy wypełnionymibursztynowym płynem i filiżanką pełną lodu. Wypij, dobrze ci zrobi  powiedział.Pociągnęłam łyk i omal natychmiast go nie wyplułam.Alkohol rozpalił mi gardło, aposmak, który zostawił sam w sobie, był jak łyk nieco słabszego drinka.Jednak po kilku sekundachpoczułam przyjemne ciepło i mogłam w końcu się rozluznić, z dala od wystawy i zdjęć.Viggo pochylił się, musnął kciukiem przestrzeń pod moim okiem, potem pod drugim i delikatnie otarł miresztę łez.Gdy to robił, popatrzyłam na jego zegarek.Minęła ponad godzina od naszego przybycia, aja wciąż nie miałam kontaktu z Dominikiem.Obiecał, że po wypełnieniu  lub porzuceniu misji wyśle mi wiadomość.W ten sposób miałam się upewnić, że jest bezpieczny i nie wylądowałw areszcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl