, Cronin AJ Trzy milosci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szło to powoli.Wszędzie pełno było ludzi, roześmianych, wesołych, nie spieszyli się, stali w grupkach tamując jej przejście.Tu i ówdzie ktoś na nią spojrzał z zaciekawieniem - tak się jej zdawało - badawczo obrzucił ją od stóp do głów, szybko odwracając oczy.Nie chciała przeciskać się koło tych ludzi, a jednak pragnęła wydostać się z sali.Przyrzekła Piotrowi, że będzie na niego czekać w kolumnadzie.Nareszcie dotarła do umówionego miejsca, lecz nie znalazła upragnionej ciszy.Zgromadziło się tu sporo zaproszonych gości żywo rozmawiając.Zdała sobie sprawę, że nie było to miejsce dla niej, w karykaturalnej sukni wyglądającej jak worek zupełnie nie pasowała do tego otoczenia.Ale co ją to obchodzi? Niedługo to wszystko będzie należeć do przeszłości: będzie się ubierać w atłasy, a nie w takie łachy! A teraz czeka na syna.Wyjdą stąd razem.Stała oparłszy się plecami o jakąś kolumnę, z obojętną miną patrząc na ożywioną scenerię.Nagle tłum się rozstąpił i ujrzała Piotra.Oczy jej rozjaśniły się uśmiechem.Nagle drgnęła i zesztywniała.Zacisnęła pięści, brwi jej ściągnęły się gniewnie, wzrok stał się martwy, nieruchomy.Oto stał jej syn, z gołą głową, w todze swobodnie spływającej mu z ramion, rozmawiał, śmiał się, był punktem centralnym grupy go otaczającej.Gdy zdumiona przyjrzała się tej grupie, usta jej ściągnęły się jakby pod wpływem wstrętu.Przesunęła ręką po oczach, powoli, nieprzytomnie.Nie, to nieprawda, nawet we śnie podobna myśl nie powstałaby jej w głowie.Tak jednak było.Znaleźli się tu wszyscy - wszyscy jej krewni, wszyscy ci, którzy sprzysięgli się na jej zgubę - Ryszard z Werą, z Karolem, no i oczywiście z Ewą, był także Edward i wreszcie Joe w towarzystwie swej siostry Polly.Pierwszy zobaczył ją Joe i swą ogromną łapą wykonał niezręczny gest powitalny.Wszystkie spojrzenia skierowały się ku niej.Przez długą chwilę stała bez ruchu, następnie powoli, jak we śnie, podeszła do nich.- Pozwól Łucjo, że pogratuluję i tobie - od razu rzekł Ryszard z serdecznością, która wydała się jej wstrętnym fałszem - pięknego osiągnięcia twego syna.Ujęła jego rękę sztywno, machinalnie, wciąż jeszcze oszołomiona wstrząsem, jakiego doznała na ich widok.- I bardzo odpowiednia chwila do familijnego zebrania - powiedział uprzejmie Edward.Wskazał na Joego i Polly.- Gdy Piotr mi napisał, postanowiłem, że się tu spotkamy.Wszyscy jesteśmy dumnie z niego.- Oczywiście, przyjechaliśmy aż nazbyt chętnie - wyrwał się Joe w przystępie wylewnej serdeczności.- A ja funduję kolację dla całego towarzystwa w Grosvenor.- Jakby to wyglądało, gdybyśmy nie przyjechali oklaskiwać cię - uprzejmie zauważyła ciotka Ewa klepiąc Piotra po ramieniu.- Byłoby to bardzo brzydko z naszej strony.- Uśmiechnęła się do Łucji spod eleganckiego kapelusza o opadającym rondzie i skinąwszy urękawiczoną dłonią na gromadkę młodzieży stojącej za nią - dla Łucji była to jedynie barwna plama - dodała słodko: - Zabraliśmy paru przyjaciół Piotra z kortu tenisowego, by pomogli nam klaskać.Bąknęła niewyraźnie kilka słów, przedstawiając ich Łucji, która wciąż jeszcze patrzyła w osłupieniu na młodych, nie słysząc wymienianych nazwisk.Nie chciała ich słyszeć.Stopniowo wzbierał w niej gwałtowny gniew, uczucie wrogości napędzające fale krwi do jej bladych policzków.Jakim prawem ludzie ci przyszli tutaj, by pod pozorem fałszywej przyjaźni zbliżyć się do jej syna? Co łączy ich z nim - a także z nią? Co ich upoważnia i ośmiela do tego, by w tej przełomowej chwili uczestniczyć w jej zwycięstwie odniesionym z takim trudem? Ona walczyła, ona dźwigała sztandar bojowy, a oto przychodzą tamci, by bezprawnie dzielić jej triumf.Ignorowali ją, lekceważyli, zostawili zdaną na własne siły.Wspomnienie tej walki - goryczy, lęku i ostatecznej nędzy - szybko odżyło w duszy Łucji.Zacisnęła zęby, za wszelką cenę chciała powstrzymać strugę gorzkich łez.Zebranie familijne, a to doskonałe.O Boże! Chyba tego nie zniesie!- Zdaje mi się, że mocno spóźnione jest to wasze zebranie - usłyszała swój własny głos.Brzmiał lodowato, gdy mówiła te słowa do Edwarda.- Nigdy nie jest za późno na poprawę - rzekła Ewa ze śmiechem.Ta niezbyt mądra uwaga rozładowała napięcie, wywołując ogólną wesołość.- Mamo, dajże spokój - trwożnie szepnął jej do ucha Piotr - nie bądź taka dziwna, zwłaszcza dziś.Przecież wszyscy mają wobec nas najlepsze chęci.Rzuciła mu gniewne spojrzenie.- A co z kolacją? - szybko wtrącił Joe wpadając w ton Ewy.- Ginę z głodu.Będziemy mieć wspaniałą ucztę w Grosvenor.McKillop jest moim dobrym przyjacielem, da nam osobny pokój.A do picia fundniemy sobie szampana, całe morze szampana.- Zwrócił się niezręcznie do Łucji:- Jesteśmy znów w przyjaźni, prawda? Biedny jest człowiek, który nie potrafi nigdy się cieszyć.Wśród ogólnego śmiechu zaczęto iść w kierunku podwórka - Łucja została pociągnięta wraz z całą grupką.Oczy jej patrzyły twardo, w piersiach czuła dziwny ból.- Byliśmy zachwyceni usłyszawszy o nowej godności waszej wielebności - rzekła Ewa, kokieteryjnym, pełnym uznania spojrzeniem obrzucając książęcą purpurę kanonika.- Gdy w diecezji potrzeba nam będzie kiedyś nowego arcybiskupa.- urwała znacząco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl