, Cortazar Julio Gra w klasy (SCAN dal 1110) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Puisque la terre est ronde.Mon amour t'en fait pas.Mon amour t'en fait pas.Horacio gwiżdże to wieczorem, kiedy pisze albo rysuje.Podobałoby ci się to.Na pewno by ci się podobało, lubi to nawet Perico; Perico to ten pan, który nic ci nie przyniósł zeszłym razem, ale dużo mówił o dzieciach i ich odżywianiu.Wiele umie i kiedyś będziesz go bardzo szano­wał, a będziesz głuptas, jak go będziesz szanował, jeżeli go będziesz szanował, Rocamadour.Rocamadour, madame Irčne jest niezadowolona, że jesteś taki ładny, taki wesoły, taki krzykacz i taki siusiacz.Mówi, że wszystko dobrze i że jesteś przemiłe dziecko, ale kiedy rozmawia ze mną, to chowa ręce do kieszeni fartucha, tak jak niektóre złośliwe stworzenia, a ja się tego boję.Kiedy to powiedziałam do Horacia, to mnie wyśmiał, on nie rozumie, że ja to czuję i że chociaż nie istnieje takie zwierzę, które by chowało ręce, ja czuję.no nie wiem co, ale coś czuję, nie umiem tego wytłumaczyć.Rocamadour, gdybym mogła zo­baczyć w twoich oczkach, co się z tobą działo przez te dwa tygodnie? Chyba poszukam ci nowej piastunki, chociaż Ho­racio się wścieknie i będzie mówił, że.ale co ciebie to obchodzi, co on do mnie mówi.Więc innej piastunki, która by mniej gadała, niechby nawet powiedziała, że jesteś niedo­bry, że płaczesz w nocy, że nie chcesz jeść, byłoby mi wszystko jedno, gdybym czuła, że nie jest złośliwa, i że nie zrobi ci krzywdy.Wszystko jest takie dziwne, Rocamadour, na przykład to, że tak lubię wymawiać twoje imię, a nawet je pisać, mam wtedy uczucie, że cię dotykam w sam czubek noska, a ty się śmiejesz.Madame Irčne nigdy nie nazywa cię twoim imieniem, mówi l'enfant, popatrz tylko, nawet nie mówi le gosse.Mówi l'enfant, tak jakby do tego wkładała gumowe rękawiczki, może zresztą i ma je na sobie i dlatego pcha ręce do kieszeni wtedy, kiedy mi opowiada, że jesteś taki miły i ładny.Istnieje coś, co się nazywa czas, Rocamadour, to jest taki robaczek, który chodzi i chodzi.Nie umiem ci tego wy­tłumaczyć, bo jesteś za mały, ale chcę przez to powiedzieć, że Horacio zaraz przyjdzie.Pokazać mu ten list, żeby ci coś od siebie dopisał? Nie, ja też nie lubiłabym, żeby ktoś czytał listy przeznaczone dla mnie.To będzie nasz sekret, Rocamadour.Już nie płaczę, zadowolona jestem, ale strasznie trudno jest cokolwiek zrozumieć, mnie potrzeba tyle czasu, żeby zrozumieć to, co Horacio i inni rozumieją w ciągu sekundy! Ale oni nie rozumieją ani ciebie, ani mnie, nie rozumieją, że nie mogę mieć cię ze sobą, karmić cię, przewijać, usypiać i bawić.Nie rozumieją i w gruncie rzeczy nic ich to nie obchodzi.A ja wiem tylko to jedno, właśnie to, że nie mogę mieć cię ze sobą i że to niedobrze dla nas obojga, i że muszę być sama z Horaciem, żyć z Horaciem i pomagać mu, aby znalazł to, czego szuka, czego i ty będziesz szukał.Kiedy będziesz mężczyzną, także będziesz tego szukał i szukał.Tak to jest, Rocamadour: jesteśmy jak grzyby w tym Paryżu, rośniemy na poręczach schodów, w ciemnych pach­nących łojem pokojach, w których ludzie cały czas robią to, co się nazywa „miłość”, a potem smażą jajka i słuchają płyt Vivaldiego i palą papierosy, i gadają jak Horacio i Gregoro-vius, i Wong, i ja, i jak Perico, i jak Ronald, i jak Babs, tak Rocamadour, wszyscy „robimy miłość”, i smażymy jajka i palimy, och, nie masz pojęcia, ile my palimy, ile robimy tej miłości, na stojąco, na leżąco, na klęczkach, rękami, ustami, śpiewając i płacząc, a za oknami jest tyle rzeczy, powietrze, wróble i rynny, tylko dużo tu pada, Rocamadour, dużo więcej niż na wsi, wszystko rdzewieje, przewody i nóżki gołębi, i druty, z których Horacio robi swoje rzeźby.Prawie nie mamy rzeczy, zadowalamy się byle czym, jednym płasz­czem, jedną parą butów, jesteśmy brudni, wszyscy są w Pary­żu równocześnie brudni i cudowni, Rocamadour, łóżka pachną nocą i ciężkim snem, pod nimi pełno jest śmieci i książek, kiedy Horacio zasypia, książka wypada mu z rąk i spada na ziemię, a potem jest awantura, bo nie może jej znaleźć i myśli, że mu ją buchnął Osip, aż nagle któregoś dnia książka objawia się i wszyscy się śmiejemy, bo właściwie na nic nie ma miejsca, nawet na drugą parę butów; żeby postawić na podłodze miskę, trzeba uprzątnąć adapter, ale nie ma gdzie go postawić, bo na stole jest pełno książek.Nie mogłabym mieć cię tutaj, chociaż jesteś taki malutki, nie zmieściłbyś się nigdzie, uderzałbyś się o ściany.Jak o tym pomyślę, zaraz zaczynam płakać, Horacio nic nie rozumie, uważa, że jestem niedobra, że źle robię, nie przywożąc ciebie, a ja przecież wiem, że on długo by tu z tobą nie wytrzymał.Tutaj z nikim nie można długo wytrzymać, nawet nie wiem, czy my wytrzymalibyśmy ze sobą, ty i ja, wszędzie trzeba przepychać się siłą, takie jest prawo, Rocamadour, i tylko tak można żyć, ale to boli, Rocamadour, jest brudne i gorzkie, i nie dla ciebie, bo ty oglądasz sobie na wsi owieczki albo słuchasz ptaków, kiedy przysiadają na dachu.Horacio oskar­ża mnie o sentymentalizm, wymyśla mi od materialistek, od takich i siakich dlatego, że akurat chcę cię przywieźć albo dlatego, że rezygnuję, albo dlatego, że chcę cię odwiedzić, albo dlatego, że właśnie nie chcę cię odwiedzić, bo w jakimś quartier, którego nie znam, grają Potiomkina i muszę to zobaczyć, nawet żebym miała godzinę maszerować po desz­czu, nawet żeby świat miał się zapaść, bo właściwie świat staje się obojętny Rocamadour, jeżeli człowiek nie ma dość sił, aby wybrać sobie coś prawdziwego i iść za tym, a tylko wszystko w sobie układa niby w szufladzie komody: ty z jednej strony, niedziele z drugiej, macierzyńska miłość, nowa zabawka, Gare Montparnasse, pociąg, odwiedzanie ciebie.Dziś nie chce mi się jechać, ale ty wiesz, że to nic nie znaczy, więc się nie martwisz.Horacio ma rację, że czasami nic mnie nie obchodzisz; myślę, że któregoś dnia będziesz mi za to wdzięczny, któregoś dnia zrozumiesz, że może było warto, żebym była taka, jaka jestem.Ale mimo wszyst­ko beczę, Rocamadour, i piszę do ciebie, bo nic już me wiem, bo może się mylę, bo może jestem niedobra albo chora, albo przygłupia, nie taka zupełnie głupia, ale trochę, to też jest okropne, na samą myśl o tym dostaję boleści i tak kurczę palce od nóg, że mi pękną pantofle, jeżeli ich nie zdejmę, i tak strasznie cię kocham, Rocamadour, mój synku, jak ząbeczek czosnku, tak strasznie cię kocham, nosku z cukru, krzaczku, mały pluszowy koniku.(132)33„Naumyślnie zostawił mnie samego - pomyślał Oliveira otwierając i zamykając szufladkę nocnego stolika.- Uprzejmość albo świństwo, zależy jak na to spojrzeć.Niewykluczone, że jest na schodach i podsłuchuje, niedopieczony sadysta, oczekując wielkiego kryzysu ŕ la Karamazow, ataków w stylu Céline'a.A może po prostu hercegowiński balecik: przy drugim kieliszku kirszu u Béber-ta układa w pamięci pasjanse z uroczystości projektowanych na przywitanie Adgalle.Tortura oczekiwania; Montevideo, Sekwana, Lukka.Warianty: Marna, Perugia.Ale w takim razie, ty.”Zapalając od niedopałka nowego gauloise'a, znowu zajrzał do szufladki, wyjął książkę, luźno zastanawiając się nad inną tezą - litością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl