, Chmielewska Joanna Wielki diament t.2 (SCAN dal 89 (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet w Skarbach króla Salomona pokazywali znacznie mniejsze, nawet Koh-i-noor nie umywał się do niej urodą, aczkolwiek z pewnością był efektowniej oszlifowany.Usiadłyśmy w fotelach z kieliszkami w rękach i ot­wartą butelką szlachetnego wina.Diament leżał na środku stolika i jaśniał olśniewającym blaskiem.Wpatrywałyśmy się w niego, oczu nie mogąc oder­wać, a różne uczucia rosły w nas i rozkwitały w du­żym tempie.- To w środku, co tak świeci, to jest, zdaje się, ta skaza, o której sobie mętnie przypominam - po­wiedziała Krystyna.- Przecinać należałoby akurat w tym miejscu.- Straci połowę uroku - zauważyłam z niesma­kiem.- Nie wiem, czy to w ogóle nie barbarzyńs­two, przecinać coś takiego.- Barbarzyństwo, z pewnością.Ale nie widzę in­nego sposobu, żeby się nim podzielić.- A nawet jeśli się podzielimy, to co? Sprzedasz swój kawałek?- No coś ty, głupia? Ja sama? Przecież te dwie połowy są identyczne! I dopiero to jest cymes, dwie takie idealnie jednakowe kobyły! Czegoś takiego wcale nie ma na świecie.- Znaczy, gdybyśmy miały sprzedawać, to ra­zem? Całość?- A pewnie.Największy zysk.Zastanowiłam się w skupieniu nad tym najwięk­szym zyskiem.- Mnie szkoda - oznajmiłam stanowczo i uczciwie.- Mnie też - przyznała się Krystyna od razu.Wciąż jeszcze byłyśmy nieco oszołomione.Powo­lutku zaczynała docierać do nas wstrząsająca praw­da, odnalazłyśmy Wielki Diament, największy dia­ment świata, który w dodatku legalnie należał do na­szej rodziny i przypadał nam w spadku.Był nasz.Mogłyśmy to udowodnić na piśmie.- Słuchaj, uszczypnij mnie - poprosiła moja siostra, odstawiając pusty kieliszek.- Mam obawy, że mi się to tylko śni.- Szczypać nie lubię nikogo, nawet ciebie.Mogę cię dziubnąć.- Dziubnij.Użyłam w tym celu korkociąga, który leżał pod rę­ką.Krystyna drgnęła silnie.- Poczułam.Nie pożałowaś mi, mam wrażenie.Ale wynika z tego, że nie śpię? On jest?- Możesz go dotknąć - pozwoliłam łaskawie.Wzięła diament do ręki, obmacała go, podrzuciła do góry i polizała.Przyglądałam się temu z ciekawoś­cią, coraz bardziej roztkliwiona tym szczęściem, ja­kie nas spotkało.Nie do wiary.Znaleźć skarb familij­ny, w dzisiejszych czasach, prawie we własnym do­mu, i to wtedy, kiedy był tak straszliwie potrzebny!-Teraz ty! - zarządziłam, odbierając jej kamień.- Dziubnij mnie, bo też nie wierzę.- Chętnie, proszę cię bardzo.Dziurę zrobiła mi w udzie tym korkociągiem bez mała do kości, ale przynajmniej przekonałam się, że też nie śpię.Na takie dziubnięcie poderwałabym się z letargu.Odłożyłam bryłę, która znów zaczęła lśnić na środ­ku stolika.- No dobrze, zejdźmy z tej drogi do ciężkiego kalectwa.To co robimy?- Nic - zadecydowała Krystyna stanowczo.- Przyglądamy się.W życiu więcej czegoś takiego nie zobaczysz, trzeba napaść.czy napasać.?.oczy widokiem.Z chwili na chwilę on mi się wydaje pięk­niejszy i nawet nie będę mrugać, żeby nic nie stracić.Siedziałyśmy przy stole, popijając wino i wpatru­jąc się w roziskrzony diament.Coraz trudniej było oderwać od niego wzrok.Od czasu do czasu to jed­na, to druga z nas wyciągała rękę, żeby go pomacać.- Ejże, a kluczyk? - spytała nagle Krystyna z wyraźnym oburzeniem.Zdziwiłam się.- Jaki kluczyk?- Kłódeczka, ściśle biorąc.Ta z sepecika.Miałyś­my odrzynać co popadnie i co?Zdziwiłam się bardziej.- I tego odrzynania tak ci brakuje? Proszę bar­dzo, możesz oderżnąć cokolwiek byle gdzie, nie wi­dzę przeszkód.- Idiotka.Mnie się tu coś nie zgadza, wyszło nieprawidłowo.Taka kłódeczka z kluczykiem po­winna coś znaczyć i do czegoś służyć.Zamknięta kasetka, a diament w środku, na przykład.Po cho­lerę w takim razie ten cymbał nosił przy sobie kłó­deczkę i po cholerę Antosia tak ją starannie prze­chowała?- Tego nie zgadnę do końca życia - powie­działam po długim namyśle.- Z diamentem, jak widać, nie miało to nic wspólnego i całe szczęście, że w ogóle o kłódeczce z kluczykiem zapomnia­łam, bo kto wie czy nie zaczęłybyśmy rzeczywiście odrzynać wszystkich skobli zewsząd.Tak właśnie wyglądają mylące poszlaki.Może w ogóle ten cały sakwojażyk był na to zamykany i on go właśnie otworzył, bo sięgał ręką, a kłódeczkę schował do środka, żeby jej nie zgubić.Najprostsze wyjaśnie­nie.- Jednak czuję niedosyt.Rzeczywistość nie speł­niła swego zadania.- Mało ci jeszcze? - spytałam ze zgorszeniem, wskazując stół.- Moim zdaniem, pobiła własne rekordy daleko na wyrost.Opanuj wymagania, bo będzie jak ze złotą rybką.- No dobrze.Może masz trochę racji.Siedziałyśmy nadal, wpatrzone w kamień, płoną­cy żywym ogniem i niemożliwy do uwierzenia.***Obudziwszy się koło południa, usilnie zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami ubiegłej nocy.Je­zus Mario, zdaje się, że znalazłyśmy wreszcie ten cholerny diament.? Czy możliwe, żeby to było praw­dą? Może się po prostu upiłam, chociaż nie, pół butelki wina, nawet na głodno, nie spowoduje chy­ba przerwy w życiorysie.? Znalazłyśmy go zatem, gapiłyśmy się na niego prawie do wschodu słońca, okazał się cudownie piękny, możemy pogapić się dłu­żej, do zachodu.Gdzie on jest? No właśnie, gdzie on jest.? Nie został przecież na środku stolika, gdzieś go ukryłyśmy.Która z nas, Krystyna czy ja.? I gdzie?! Pomysły miałyśmy rozmaite, to sobie mogłam przy­pomnieć, przez chwilę nawet nawzajem wyrywałyś­my go sobie z ręki, na czym w końcu stanęło.?Usiadłam na łóżku, opuściłam nogi na podłogę i podparłam dłońmi brodę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl