,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet w Skarbach króla Salomona pokazywali znacznie mniejsze, nawet Koh-i-noor nie umywał się do niej urodą, aczkolwiek z pewnością był efektowniej oszlifowany.Usiadłyśmy w fotelach z kieliszkami w rękach i otwartą butelką szlachetnego wina.Diament leżał na środku stolika i jaśniał olśniewającym blaskiem.Wpatrywałyśmy się w niego, oczu nie mogąc oderwać, a różne uczucia rosły w nas i rozkwitały w dużym tempie.- To w środku, co tak świeci, to jest, zdaje się, ta skaza, o której sobie mętnie przypominam - powiedziała Krystyna.- Przecinać należałoby akurat w tym miejscu.- Straci połowę uroku - zauważyłam z niesmakiem.- Nie wiem, czy to w ogóle nie barbarzyństwo, przecinać coś takiego.- Barbarzyństwo, z pewnością.Ale nie widzę innego sposobu, żeby się nim podzielić.- A nawet jeśli się podzielimy, to co? Sprzedasz swój kawałek?- No coś ty, głupia? Ja sama? Przecież te dwie połowy są identyczne! I dopiero to jest cymes, dwie takie idealnie jednakowe kobyły! Czegoś takiego wcale nie ma na świecie.- Znaczy, gdybyśmy miały sprzedawać, to razem? Całość?- A pewnie.Największy zysk.Zastanowiłam się w skupieniu nad tym największym zyskiem.- Mnie szkoda - oznajmiłam stanowczo i uczciwie.- Mnie też - przyznała się Krystyna od razu.Wciąż jeszcze byłyśmy nieco oszołomione.Powolutku zaczynała docierać do nas wstrząsająca prawda, odnalazłyśmy Wielki Diament, największy diament świata, który w dodatku legalnie należał do naszej rodziny i przypadał nam w spadku.Był nasz.Mogłyśmy to udowodnić na piśmie.- Słuchaj, uszczypnij mnie - poprosiła moja siostra, odstawiając pusty kieliszek.- Mam obawy, że mi się to tylko śni.- Szczypać nie lubię nikogo, nawet ciebie.Mogę cię dziubnąć.- Dziubnij.Użyłam w tym celu korkociąga, który leżał pod ręką.Krystyna drgnęła silnie.- Poczułam.Nie pożałowaś mi, mam wrażenie.Ale wynika z tego, że nie śpię? On jest?- Możesz go dotknąć - pozwoliłam łaskawie.Wzięła diament do ręki, obmacała go, podrzuciła do góry i polizała.Przyglądałam się temu z ciekawością, coraz bardziej roztkliwiona tym szczęściem, jakie nas spotkało.Nie do wiary.Znaleźć skarb familijny, w dzisiejszych czasach, prawie we własnym domu, i to wtedy, kiedy był tak straszliwie potrzebny!-Teraz ty! - zarządziłam, odbierając jej kamień.- Dziubnij mnie, bo też nie wierzę.- Chętnie, proszę cię bardzo.Dziurę zrobiła mi w udzie tym korkociągiem bez mała do kości, ale przynajmniej przekonałam się, że też nie śpię.Na takie dziubnięcie poderwałabym się z letargu.Odłożyłam bryłę, która znów zaczęła lśnić na środku stolika.- No dobrze, zejdźmy z tej drogi do ciężkiego kalectwa.To co robimy?- Nic - zadecydowała Krystyna stanowczo.- Przyglądamy się.W życiu więcej czegoś takiego nie zobaczysz, trzeba napaść.czy napasać.?.oczy widokiem.Z chwili na chwilę on mi się wydaje piękniejszy i nawet nie będę mrugać, żeby nic nie stracić.Siedziałyśmy przy stole, popijając wino i wpatrując się w roziskrzony diament.Coraz trudniej było oderwać od niego wzrok.Od czasu do czasu to jedna, to druga z nas wyciągała rękę, żeby go pomacać.- Ejże, a kluczyk? - spytała nagle Krystyna z wyraźnym oburzeniem.Zdziwiłam się.- Jaki kluczyk?- Kłódeczka, ściśle biorąc.Ta z sepecika.Miałyśmy odrzynać co popadnie i co?Zdziwiłam się bardziej.- I tego odrzynania tak ci brakuje? Proszę bardzo, możesz oderżnąć cokolwiek byle gdzie, nie widzę przeszkód.- Idiotka.Mnie się tu coś nie zgadza, wyszło nieprawidłowo.Taka kłódeczka z kluczykiem powinna coś znaczyć i do czegoś służyć.Zamknięta kasetka, a diament w środku, na przykład.Po cholerę w takim razie ten cymbał nosił przy sobie kłódeczkę i po cholerę Antosia tak ją starannie przechowała?- Tego nie zgadnę do końca życia - powiedziałam po długim namyśle.- Z diamentem, jak widać, nie miało to nic wspólnego i całe szczęście, że w ogóle o kłódeczce z kluczykiem zapomniałam, bo kto wie czy nie zaczęłybyśmy rzeczywiście odrzynać wszystkich skobli zewsząd.Tak właśnie wyglądają mylące poszlaki.Może w ogóle ten cały sakwojażyk był na to zamykany i on go właśnie otworzył, bo sięgał ręką, a kłódeczkę schował do środka, żeby jej nie zgubić.Najprostsze wyjaśnienie.- Jednak czuję niedosyt.Rzeczywistość nie spełniła swego zadania.- Mało ci jeszcze? - spytałam ze zgorszeniem, wskazując stół.- Moim zdaniem, pobiła własne rekordy daleko na wyrost.Opanuj wymagania, bo będzie jak ze złotą rybką.- No dobrze.Może masz trochę racji.Siedziałyśmy nadal, wpatrzone w kamień, płonący żywym ogniem i niemożliwy do uwierzenia.***Obudziwszy się koło południa, usilnie zaczęłam się zastanawiać nad wydarzeniami ubiegłej nocy.Jezus Mario, zdaje się, że znalazłyśmy wreszcie ten cholerny diament.? Czy możliwe, żeby to było prawdą? Może się po prostu upiłam, chociaż nie, pół butelki wina, nawet na głodno, nie spowoduje chyba przerwy w życiorysie.? Znalazłyśmy go zatem, gapiłyśmy się na niego prawie do wschodu słońca, okazał się cudownie piękny, możemy pogapić się dłużej, do zachodu.Gdzie on jest? No właśnie, gdzie on jest.? Nie został przecież na środku stolika, gdzieś go ukryłyśmy.Która z nas, Krystyna czy ja.? I gdzie?! Pomysły miałyśmy rozmaite, to sobie mogłam przypomnieć, przez chwilę nawet nawzajem wyrywałyśmy go sobie z ręki, na czym w końcu stanęło.?Usiadłam na łóżku, opuściłam nogi na podłogę i podparłam dłońmi brodę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|