, Chmielewska Joanna Wielki diament t.1 (SCAN dal 85 (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziura w nim rzucała się w oczy.Pan Simon utwierdził się w swoich poglądach i mógł się wresz­cie uspokoić.Notatki o całej sprawie pozostawił w swoich prywatnych dokumentach.Znalazłszy się w Anglii, w warunkach zbliżonych do tych, które stały się udziałem pomocnika jubile­ra, Justyna nie straciła głowy, mimo iż w sercu czuła miłe pikanie.Różnica sytuacji, jej i tępawego mło­dzieńca, leżała w tym, że pieniędzy miała dosyć na dojazd do Londynu i nie musiała iść piechotą.Póź­nym wieczorem, o godzinie absolutnie nieprzyzwoitej, dotarła do pana Broomstera, rodzinnego radcy prawnego.Nie dysponowała nawet wizytówkami, ale tkwiły w niej całe stulecia tak zwanej błękitnej krwi.Lokaj pana Broomstera, oblatany w zawodzie, bez jednej sekundy wahania poszedł zaanonsować młodą damę, której nie można nie przyjąć nawet o czwartej nad ranem, nie mówiąc o jedenastej trzydzieści wieczo­rem.Pan Broomster ostatni raz widział Justynę, kiedy miała szesnaście lat, jednakże ją poznał.Reszta stano­wiła samą przyjemność.Zakwaterowana, na własne życzenie, w najlepszym hotelu, już nazajutrz Justyna rozpoczęła ożywioną działalność, dwukierunkową, rzecz jasna z przewagą kierunku uczuciowego.Bez żadnego trudu wmówiła w pana Broomstera, iż lord Jack Blackhill ma ścisły związek z tajemnicą rodzinną, która przygnała ją tu w tak osobliwych okolicznościach.W cztery godziny później Jack Black­hill, wnuk Arabelli, ze spontanicznością odziedziczo­ną po babce, chwycił młodą damę w objęcia.O tajemnicy rodzinnej raczej nie było mowy, ja­koś tak wypadło, że inne tematy wysunęły się na pierwszy plan.Kolejny telegram do Klementyny za­wierał informację, że Jack Blackhill jednak zdołał się oświadczyć i został przyjęty.W Nicei mamusia nie miała nic przeciwko temu, więc może i teraz wyrazi aprobatę.Co babcia na to? W kwestii poszukiwa­nego indywiduum nie ma nowin, wygląda na to, że w Anglii nikt o nim nic nie wie, a upragniony przed­miot nie ujrzał światła dziennego.Co teraz?Klementyna wieści potraktowała pobłażliwie, pa­miętała doskonale własną młodość.Nieco inna ona była, ta młodość, ale uczucia zmianom historycz­nym nie ulegają i można je rozumieć zawsze jed­nakowo.Na wszystkie strony rozesłała listy, bo te­legramy jej nie zadowalały, i wręcz z przyjemnością pogodziła się z faktem, że jej wnuczka, za pełną zgodą rodziców, poślubi lorda Jacka Blackhilla, po­tomka tych jakichś ludzi, którzy już dawno temu wmieszani byli w tajemniczą historię Wielkiego Diamentu, nie wiadomo skąd i jakim sposobem im przypisanego.Co z tego wyniknie, nie była w stanie przewidzieć.Diamentu jednakże, w obecnej sytuacji, nie za­mierzała się tak beztrosko wyrzekać.Wyszło na jaw, że należał do rodziny i miała do niego prawo, sta­nowił poza tym wielką wartość, która w obliczu de­likatnego upadku majątkowego zaczynała się liczyć.Zdając sobie sprawę, że zakochana wnuczka jest chwilowo nie do użytku i pociechy z niej nie będzie, pojechała do Paryża osobiście.Nazywało się, że dla wzięcia udziału w pogrzebie młodego kuzyna.Pod pozorem uzyskania szczegółów jego dramatycznego zejścia ściągnęła do siebie na rozmowę pomocnika jubilera.Pomocnik jubilera, jeszcze nieco zaspany i otępia­ły po trzech dobach intensywnego wypoczynku, bał się hrabiny znacznie bardziej niż wszelkich policji świata.Był zdania, że policja da się oszukać, nato­miast hrabina — wykluczone! Nie spróbował nawet.Klęcząc i żebrząc o zachowanie sekretu w tej kwe­stii, wyjawił jej całą prawdę.Żałosnym głosem wy­znał, iż do tej rzeźby, która zleciała, przyłożył się osobiście.Ale nie specjalnie, broń Boże, wyłącznie przypadkiem, chciał być grzeczny i tak okropnie mu to wyszło.Nigdy więcej nie będzie grzeczny! Już i tak swoje odcierpiał, omal się nie utopił w roz­szalałym morzu, stracił wszystko, naraził się narze­czonej, teraz ma same kłopoty, więc błaga o zmiło­wanie!Klementyna nie widziała powodu, żeby mu robić coś złego.— Rozumiem — rzekła spokojnie.— Jeśli o to chodzi, zapewniam cię, że będę milczeć, bo wice­hrabiemu de Pouzac ani to nie pomoże, ani nie za­szkodzi.Jest inna sprawa.Dajmy spokój sztucznym zębom, obydwoje dobrze wiemy, że nie zęby z tej książki wypadły.Gdzie masz diament?Dopiero teraz pomocnik jubilera zdrętwiał rzetel­nie.Omal nie zaczął tłuc głową w podłogę, ale nie usiłował wmawiać w hrabinę, że o żadnym diamen­cie nic nie wie.— Ja wiem, że tego to już mi jaśnie pani nie prze­baczy.Ja go chyba zgubiłem.Miałem go, przyzna­ję, z dywanu podniosłem i sam nie wiem po co, od razu wiedziałem, że źle robię, a potem się okazało, że go nie mam.Na morzu.Sam nie wiem, gdzie i kiedy mi wyleciał, ale na morzu chyba, jak mnie fala zalała.— Ty głupcze — powiedziała Klementyna ze śmiertelnym wstrętem.— A ta twoja narzeczona? Nie zostawiłeś go u niej?Pomocnik był gotów głowę na pniu położyć, że niczego u narzeczonej nie zostawiał.Od pierwszej chwili wydarzenia otumaniły go do tego stopnia, że prawie stracił pamięć.O swoim sakwojażyku zapom­niał doszczętnie, majaczyło mu się, że ogólnie przy sobie coś miał, ale stracił to w burzliwych odmętach.Diamentu u narzeczonej nie wyjmował, wcale go jej nie pokazywał, nie zdążył, ledwo o tragedii powie­dział i już musiał uciekać, gdzie go miał wtedy, sam nie wie.Ale z podłogi podniósł i w ręku ściskał, a potem już nie ściskał, więc chyba gdzieś włożył, możliwe, że do kieszeni.Klementyna pojęła, że ma do czynienia z krety­nem.Wyraźnie było widać, iż kretyn mówi prawdę, bo wymyślenie łgarstwa przekracza jego możliwo­ści.Dała spokój wypytywaniu i zła jak diabli, mach­nęła ręką na stratę.Pomocnik jubilera jednakże wystraszył się ciężko.Dotychczas miał nadzieję, że o diamencie nikt nie wie, teraz wyszło na jaw istnienie jego właścicielki.Orientował się w wartości klejnotu i w głowie mu się nie mieściło, że ktoś mógłby taką stratę darować.Wyraz twarzy starej hrabiny daleki był od aniel­skiej słodyczy, wyobraził sobie zatem, że Klemen­tyna będzie się mścić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl