, Bahdaj Adam Trzecia granica (SCAN dal 803) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanurzył dłonie w wodzie, wycierał nimi spoconą twarz.Nagle zwrócił się do Bukowego:- Jak dotąd, wszystko idzie dobrze.Plan pierwszego przejścia obmyślili razem z inżynierem Boreckim, o którym wspominał Wichniewicz w czasie rozmowy w "Astorii".Bo­recki miał ich skontaktować z Palinkasem.Zarę­czał, że jest to idealny przewodnik; mieszka nie­daleko granicy, zna wszystkie przejścia, zna ludzi, a przede wszystkim mówi po węgiersku równie dobrze jak po Słowacku.Palinkas miał ich nocą przeprowadzić przez granicę, a potem, już po sło­wackiej stronie, oddać pod opiekę pewnego kar­czmarza, który powinien im ułatwić znalezienie taksówki lub samochodu.Postanowili bowiem przejechać przez Słowację, żeby niepotrzebnie nie narażać się na spotkanie z żandarmerią lub, co gorsza, z Hlinkową Gardą.Wydawało im się, że plan jest najodpowiedniejszy i najlepiej dostoso­wany do sytuacji.Tymczasem Borecki zbliżał się do domu Palin­kasa.Dom stał pod lasem, ukryty pod trzema pięknymi wiązami, osnuty tajemniczym mrokiem.Było zupełnie cicho.Nawet pies nie zaszczekał.Borecki zbliżył się ostrożnie.Zatrzymał się przy drewnianej bramce.Coś go tknęło boleśnie.Zoba­czył bowiem ślepe okna zasłonięte okiennicami.Stał chwilę w tej nabrzmiałej ciszy, nie wiedząc, co robić.Wreszcie pchnął furtkę.Zaskrzypiały zardzewiałe zawiasy i znowu zapanowała cisza.Okrążył obejście.Wszędzie panowała martwota, jak gdyby powiew strachu wymiótł życie z całej zagrody.Ogarnął go lęk, chciał się wycofać.Pod­szedł jednak do drzwi i załomotał pięścią.- Jest tam kto? - zapytał zdławionym gło­sem.Nikt mu nie odpowiedział.Tylko z dachu zer­wał się nagle dziki gołąb.Zafurkotał w powietrzu skrzydłami, kolistym lotem zginął w konarach wiązów.Borecki nasłuchiwał jeszcze chwilę."Co się mogło stać? Co się mogło stać" - powtarzał w myśli.Uniósł nagle dłoń do czoła.Pod palcami poczuł zimne kropelki potu.Otarł je pośpiesznie, zaczął się wycofywać, a kiedy mijał trzy wiązy, przy furtce zobaczył nagle sylwetkę mężczyzny.Poznał Palinkasa.- To wy, Palinkas? - rzucił niedorzeczne py­tanie.- Ja - odezwał się w mroku spokojny głos.- Co tu się dzieje? - wykrzyknął Borecki.zbliżając się do wyłaniającego z mroku męż­czyzny.- A nic, panie inżynierze - odparł tamten szeptem.- Są ci Polacy?- Są.Czekają w lesie.Ale co u was?- Chodźmy stąd - powiedział tamten tonem, w którym można było wyczuć ostrzeżenie.Skinął na inżyniera i zamiast ku drodze, skierował się prosto do lasu.Kiedy oddalili się kilkaset metrów, Palinkas zatrzymał się nagle.- Niech się pan nie boi, panie inżynierze - rzucił nieco zaczepnie.- Wszystko będzie w po­rządku.Borecki spojrzał z niedowierzaniem.- Coś się musiało stać.Gdzie wasza żona? Gdzie dzieci?- Żona wyjechała z dziećmi do Rożnawy, do swego brata.- Dlaczego?- A.mieliśmy tu małą rewizję – Palinkas uśmiechnął się cierpko, trąc dłonią policzek.- Ale niech się pan nie boi.Ja zrobię, co do mnie należy.- Rewizję? - w głosie Boreckiego zabrzmiała nuta zdumienia.- No.nic takiego.Przyszli żandarmi i szu­kali.Przetrząsnęli cały dom.- Czego szukali?- Nie mówiłem panu? - zapytał kpiąco Pa­linkas.- Nie.- Przecież pan wie, że jestem przemytnikiem.- Domyślałem się tylko.Palinkas ujął go pod ramię, jakby go chciał uspokoić.- Myślałem, że pan wie.I niech pan będzie spokojny.Powiedziałem, że przeprowadzę, to przeprowadzę.Pan mnie zna.Słowo, to słowo.- A was nie szukali?- Miałem szczęście.Nie było mnie w domu.*Wichniewicz spojrzał na zegarek.- Już czterdzieści minut na niego czekamy.Bukowy wzruszył spokojnie ramionami.- Możemy jeszcze trochę poczekać.- Ze­szedł do potoku, ściągnął buty i z ogromną ulgą zanurzył nogę w lodowatej wodzie.Spod kamie­nia, na którym usiadł, wyrwał się nagle mały pstrąg i zygzakami smyrgnął pod prąd.Bukowy powiedział do Wichniewicza:- Pstrągi są w tym potoku.Tamten syknął zniecierpliwiony.- Cholerny świat.Co się mogło stać?- Co się tak denerwujesz? Może coś mają do załatwienia.- Toby nas uprzedził.Wyobrażasz sobie, co by to było, gdyby.Bukowy roześmiał się.- Jeszcześmy nie ruszyli, a ty.- nie dokoń­czył.Splunął do wody.- Idziemy, idziemy, drózecki nie wimy, ale ludzie wiedzą, to nam dopo­wiedzą.- zanucił cicho z góralska.Potem do­dał głośniej: - Tak, bracie, trzeba być przygoto­wanym na wszystko.W najgorszym razie pój­dziemy sami.Kiedy kończył te słowa, nad potokiem zagrze­chotał żwir, a po chwili z krzaków wyłonili się Borecki z Palinkasem.- Co się z tobą stało? - przywitał ich znie­cierpliwiony Wichniewicz.Borecki był blady i zasępiony.Podszedł bliżej do Wichniewicza.- Słuchaj - powiedział niepewnie - sytuacja trochę się pogmatwała.Ty musisz sam decydo­wać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl