,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanurzył dłonie w wodzie, wycierał nimi spoconą twarz.Nagle zwrócił się do Bukowego:- Jak dotąd, wszystko idzie dobrze.Plan pierwszego przejścia obmyślili razem z inżynierem Boreckim, o którym wspominał Wichniewicz w czasie rozmowy w "Astorii".Borecki miał ich skontaktować z Palinkasem.Zaręczał, że jest to idealny przewodnik; mieszka niedaleko granicy, zna wszystkie przejścia, zna ludzi, a przede wszystkim mówi po węgiersku równie dobrze jak po Słowacku.Palinkas miał ich nocą przeprowadzić przez granicę, a potem, już po słowackiej stronie, oddać pod opiekę pewnego karczmarza, który powinien im ułatwić znalezienie taksówki lub samochodu.Postanowili bowiem przejechać przez Słowację, żeby niepotrzebnie nie narażać się na spotkanie z żandarmerią lub, co gorsza, z Hlinkową Gardą.Wydawało im się, że plan jest najodpowiedniejszy i najlepiej dostosowany do sytuacji.Tymczasem Borecki zbliżał się do domu Palinkasa.Dom stał pod lasem, ukryty pod trzema pięknymi wiązami, osnuty tajemniczym mrokiem.Było zupełnie cicho.Nawet pies nie zaszczekał.Borecki zbliżył się ostrożnie.Zatrzymał się przy drewnianej bramce.Coś go tknęło boleśnie.Zobaczył bowiem ślepe okna zasłonięte okiennicami.Stał chwilę w tej nabrzmiałej ciszy, nie wiedząc, co robić.Wreszcie pchnął furtkę.Zaskrzypiały zardzewiałe zawiasy i znowu zapanowała cisza.Okrążył obejście.Wszędzie panowała martwota, jak gdyby powiew strachu wymiótł życie z całej zagrody.Ogarnął go lęk, chciał się wycofać.Podszedł jednak do drzwi i załomotał pięścią.- Jest tam kto? - zapytał zdławionym głosem.Nikt mu nie odpowiedział.Tylko z dachu zerwał się nagle dziki gołąb.Zafurkotał w powietrzu skrzydłami, kolistym lotem zginął w konarach wiązów.Borecki nasłuchiwał jeszcze chwilę."Co się mogło stać? Co się mogło stać" - powtarzał w myśli.Uniósł nagle dłoń do czoła.Pod palcami poczuł zimne kropelki potu.Otarł je pośpiesznie, zaczął się wycofywać, a kiedy mijał trzy wiązy, przy furtce zobaczył nagle sylwetkę mężczyzny.Poznał Palinkasa.- To wy, Palinkas? - rzucił niedorzeczne pytanie.- Ja - odezwał się w mroku spokojny głos.- Co tu się dzieje? - wykrzyknął Borecki.zbliżając się do wyłaniającego z mroku mężczyzny.- A nic, panie inżynierze - odparł tamten szeptem.- Są ci Polacy?- Są.Czekają w lesie.Ale co u was?- Chodźmy stąd - powiedział tamten tonem, w którym można było wyczuć ostrzeżenie.Skinął na inżyniera i zamiast ku drodze, skierował się prosto do lasu.Kiedy oddalili się kilkaset metrów, Palinkas zatrzymał się nagle.- Niech się pan nie boi, panie inżynierze - rzucił nieco zaczepnie.- Wszystko będzie w porządku.Borecki spojrzał z niedowierzaniem.- Coś się musiało stać.Gdzie wasza żona? Gdzie dzieci?- Żona wyjechała z dziećmi do Rożnawy, do swego brata.- Dlaczego?- A.mieliśmy tu małą rewizję – Palinkas uśmiechnął się cierpko, trąc dłonią policzek.- Ale niech się pan nie boi.Ja zrobię, co do mnie należy.- Rewizję? - w głosie Boreckiego zabrzmiała nuta zdumienia.- No.nic takiego.Przyszli żandarmi i szukali.Przetrząsnęli cały dom.- Czego szukali?- Nie mówiłem panu? - zapytał kpiąco Palinkas.- Nie.- Przecież pan wie, że jestem przemytnikiem.- Domyślałem się tylko.Palinkas ujął go pod ramię, jakby go chciał uspokoić.- Myślałem, że pan wie.I niech pan będzie spokojny.Powiedziałem, że przeprowadzę, to przeprowadzę.Pan mnie zna.Słowo, to słowo.- A was nie szukali?- Miałem szczęście.Nie było mnie w domu.*Wichniewicz spojrzał na zegarek.- Już czterdzieści minut na niego czekamy.Bukowy wzruszył spokojnie ramionami.- Możemy jeszcze trochę poczekać.- Zeszedł do potoku, ściągnął buty i z ogromną ulgą zanurzył nogę w lodowatej wodzie.Spod kamienia, na którym usiadł, wyrwał się nagle mały pstrąg i zygzakami smyrgnął pod prąd.Bukowy powiedział do Wichniewicza:- Pstrągi są w tym potoku.Tamten syknął zniecierpliwiony.- Cholerny świat.Co się mogło stać?- Co się tak denerwujesz? Może coś mają do załatwienia.- Toby nas uprzedził.Wyobrażasz sobie, co by to było, gdyby.Bukowy roześmiał się.- Jeszcześmy nie ruszyli, a ty.- nie dokończył.Splunął do wody.- Idziemy, idziemy, drózecki nie wimy, ale ludzie wiedzą, to nam dopowiedzą.- zanucił cicho z góralska.Potem dodał głośniej: - Tak, bracie, trzeba być przygotowanym na wszystko.W najgorszym razie pójdziemy sami.Kiedy kończył te słowa, nad potokiem zagrzechotał żwir, a po chwili z krzaków wyłonili się Borecki z Palinkasem.- Co się z tobą stało? - przywitał ich zniecierpliwiony Wichniewicz.Borecki był blady i zasępiony.Podszedł bliżej do Wichniewicza.- Słuchaj - powiedział niepewnie - sytuacja trochę się pogmatwała.Ty musisz sam decydować [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|