,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A skoro mógł to zrobić raz, to może i drugi”.Może zrobił, mam taką nadzieję.Chciałbym to wiedzieć.Bardzo mnie interesuje ten chłopiec, i to nie tylko z tego jednego powodu.Kiedy mu oddałem tę figurkę kobiety z serialu, uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.Słodkie to było, chociaż miałem wrażenie, że poczułem od niego lekki powiew tego kopalnianego zapachu.zimne ognisko, kawę, mięso.Pożegnaliśmy się „czule” z Chińską Jamą i dowiozłem ich pod biuro, do ich samochodu.Z tego, co widziałem, nikt nie zwrócił na nas uwagi, chociaż jechałem główną ulicą.W niedzielne popołudnie i przy takim upale Desperation przypomina miasto-widmo.Pamiętam, jak stałem przy schodkach przyczepy i machałem im na pożegnanie, a oni odjeżdżali ku temu strasznemu losowi, który ich czekał, jak napisała siostra Garina, na końcu tej podróży - bezsensownej śmierci od strzałów z przejeżdżającego samochodu.Oni mi odmachiwali, wszyscy.z wyjątkiem Setha.Cokolwiek tam było w tej sztolni, sądzę, iż mieliśmy szczęście, żeśmy się wydostali.no a chłopiec miał jeszcze dodatkowe, bo jako jedyny wyszedł cało z tej strzelaniny w San Jose! Całkiem jakby miał, jak to mówią, „zaczarowane życie”, nie mam racji?Jak już wspomniałem, ciągle mi się to śniło w Peru, najczęściej o tych czaszkach i o tym, kiedy świeciłem do szczeliny, ale nie myślałem o tym wiele.Zacząłem dopiero, gdy wróciłem i przeczytałem list od Audrey Wyler przyczepiony na tablicy informacyjnej.Sally zgubiła kopertę, ale powiedziała, że był zaadresowany po prostu „Firma Górnicza, Desperation”.Przeczytanie go utwierdziło mnie jeszcze w przekonaniu, że coś musiało się stać, kiedy Seth był pod spodem (jak to się mówi w naszej branży).Może lepiej było na temat tego czegoś nie kłamać, ale ja skłamałem.Zresztą jak mogłem powiedzieć prawdę, skoro nawet nie wiedziałem, co to było?Tylko że.ten uśmiech.Ten dziwny uśmiech.To był taki miły chłopczyk i tak się cieszę, że nie zabił się w Grzechotniku (a mógł, my wszyscy mogliśmy tam zginąć) i że nie zastrzelili go tak jak resztę rodziny w San Jose, ale.Ten uśmieszek w ogóle do niego nie pasował.Chciałbym to jakoś dokładniej określić, ale nie wiem jak.Jeszcze o jednym muszę napomknąć.Pamiętacie może, kiedy napisałem, że Seth mówił o „starej kopalni”.Nie skojarzyłem tego ze sztolnią Grzechotnik, ponieważ nawet w miasteczku mało kto o niej wiedział, a co dopiero przejezdni turyści z Ohio.Ale kiedy tak stałem i patrzyłem, jak opada pył za ich samochodem, znów mi się to przypomniało.Że popędził przez biuro prosto do tych zdjęć Chińskiej Jamy na tablicy.Jakby był tu już tysiąc razy.Jakby wiedział.Wpadłem wtedy na pewien pomysł i aż mnie to zmroziło.Wszedłem więc do środka, by przyjrzeć się zdjęciom, bo wiedziałem, iż tylko to mnie może uspokoić.W sumie było to sześć fotografii lotniczych; firma zamówiła je na wiosnę.Przyjrzałem im się przez małą lupkę, którą zawsze mam przy kluczach.W żołądku mnie ściskało, czułem, że to zobaczę, nim jeszcze zobaczyłem.Zdjęcia wykonano na długo przed wybuchem, który odsłonił wyrobisko Grzechotnik, więc nie było na nich wejścia do sztolni.A jednak je ukazywały.Pamiętacie, napisałem, jak to Seth pukał palcem w te fotografie i powtarzał „tutaj jest, tutaj, chcę to zobaczyć, chcę zobaczyć kopalnię”? Myśleliśmy, że mówi o odkrywce, ponieważ to właśnie przedstawiały zdjęcia.Ale pod lupą zobaczyłem ślady jego palców na błyszczącym papierze.Wszystkie znajdowały się na południowej ścianie, tam, gdzie odsłonił się chodnik.I o tym mówił, że chce to zobaczyć.Nie o odkrywce, ale o starej sztolni, której nawet nie było na zdjęciach.Wiem, iż brzmi to jak czyste wariactwo, ale nie mam cienia wątpliwości.Wiedział, że ona tam jest.A dowodem na to są odciski jego palców na fotografiach - nie tylko na jednej, na wszystkich sześciu [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|