, Ania06 Ania ze Zlotego Brzegu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czy znany jest jeszcze zwyczaj dzielenia się podwójnym orzechem? — spytał doktor Murray, który właśnie rozłupał taki orzech.Krystyna zwróciła się do Gilberta:— Czy pamiętasz podwójny orzech, który razem zjedliśmy? — spytała.Co miało znaczyć to spojrzenie, jakie wymienili?— Sądzisz, że mógłbym o tym zapomnieć? — odparł Gilbert.Zaczęli snuć wspomnienia, Ania zaś utkwiła wzrok w obrazie, który wisiał nad kredensem i przedstawiał ryby i pomarańcze.Nie przypuszczała, że Krystyna i Gilbert mają aż tyle do wspominania.„Czy pamiętasz ten piknik? Czy pamiętasz tę noc, kiedy poszliśmy do murzyńskiego kościoła? Albo tę, w którą wybraliśmy się na bal maskowy? Przebrałaś się za hiszpańską damę.Miałaś na sobie czarną aksamitną suknię i koronkową chustę, a w ręku wachlarz”.Gilbert najwidoczniej pamiętał wszystko ze szczegółami.Ale za to zapomniał o ich rocznicy ślubu!Gdy szli do salonu po obiedzie, Krystyna wyjrzała przez okno.Na wschodzie niebo srebrzyło się ponad czarnymi topolami.— Gilbercie, chodź, przejdziemy się po ogrodzie.Chcę znów zrozumieć, jakie ma znaczenie wschód księżyca we wrześniu.Czy wschód księżyca we wrześniu ma jakieś inne znaczenie niż w pozostałych miesiącach? I dlaczego Krystyna mówi „znów”? Czy już kiedyś oglądała wschód księżyca… z nim?Krystyna i Gilbert wyszli.Ania poczuła się tak, jakby dokładnie i starannie uprzątnięto ją z drogi.Usiadła na krześle, z którego było widać ogród, choć sama przed sobą nie przyznałaby się, że właśnie dlatego je wybrała.Widziała, jak Krystyna i Gilbert idą po ścieżce.O czym rozmawiali? Zdaje się, że głównie mówiła Krystyna.Gilbertowi zapewne odebrało mowę ze wzruszenia.Czy teraz, w blasku wschodzącego księżyca uśmiechał się do wspomnień, które nie miały żadnego związku z Anią? Przypomniała sobie ich wspólne spacery w blasku księżyca w Avonlea.Czy on już o nich zapomniał?Krystyna patrzyła na niebo.Oczywiście wiedziała, że gdy tak unosi głowę, lepiej widać jej piękną, pełną szyję.Czy księżyc zawsze potrzebuje tyle czasu, aby wzejść?Wreszcie Gilbert i Krystyna wrócili z ogrodu.W salonie zabrzmiała muzyka, poproszono Krystynę, by coś zaśpiewała.Była bardzo muzykalna i miała dobry głos.Patrząc na Gilberta śpiewała o „dawnych, drogich dniach, których nie da się zapomnieć”.Gilbert usiadł w głębokim fotelu.Był dziwnie spokojny.Czy wracał pamięcią do tych „dawnych, drogich dni”? Może wyobrażał sobie, jak wyglądałoby jego życie, gdyby poślubił Krystynę? „Dawniej zawsze wiedziałam, o czym on myśli.Zaczyna mnie boleć głowa.Jeśli stąd nie wyjdziemy, wybuchnę płaczem.Dobrze, że mamy wcześnie powrotny pociąg”.Gdy Ania zeszła na dół, Krystyna stała z Gilbertem na ganku.Delikatnie zdjęła ręką listek, który spadł mu na ramię.Gest ten wyglądał jak pieszczota.— Czy dobrze się czujesz, Gilbercie? Wyglądasz, jakbyś był bardzo zmęczony.Wiem, że się przepracowujesz.Anię przeszył dreszcz niepokoju.Gilbert naprawdę źle wyglądał, a ona sama dotąd tego nie dostrzegła.Poczuła się upokorzona i zawstydzona.„Mam pretensję, że Gilbert uważa mnie za swoją własność, a jaki jest mój stosunek do niego?”Krystyna zwróciła się do niej.— Cieszę się, że znów się spotkałyśmy, Aniu.Całkiem jak dawnej.— Całkiem — przyznała Ania.— Właśnie mówiłam Gilbertowi, że wydaje się zmęczony.Powinnaś lepiej o niego dbać.Swego czasu naprawdę lubiłam tego twojego męża.Był najmilszym z moich wielbicieli.Ale możesz mi to wybaczyć, bo przecież nie odebrałam ci go.Ania zesztywniała.— Być może on żałuje, że tego nie zrobiłaś — odpowiedziała tonem, jakiego wczasach redmondzkich Krystyna nigdy u niej nie słyszała, i wsiadła do powozu doktora Fowlera, który miał ich odwieźć na dworzec.— Zabawne stworzenie! — powiedziała Krystyna, wzruszając ramionami.Patrzyła za powozem tak, jakby coś ją ogromnie rozbawiło.Rozdział XLI— Czy dobrze się bawiłaś? — spytał Gilbert całkiem obojętnie, kiedy wsiedli do pociągu.— Cudownie — odparła Ania, która czuła, jakby — używając wspaniałego zwrotu Jane Welsh Carlyle — spędziła noc pod wozem.— Dlaczego tak dziwnie się uczesałaś? — ciągnął Gilbert obcym głosem.— Według najnowszej mody.— W każdym razie nie do twarzy ci w tym uczesaniu.Może przy innych włosach wyglądałoby to lepiej, ale z twoimi…— No tak, to doprawdy nieszczęście, że mam rude włosy — rzekła Ania zimno.Gilbert pospiesznie porzucił niebezpieczny temat.Uświadomił sobie, że Ania zawsze była uczulona na punkcie swoich włosów.Zresztą czuł się zbyt zmęczony, by rozmawiać.Odchylił głowę na oparcie siedzenia i zamknął oczy.Ania spostrzegła pasemka siwych włosów na jego skroniach.Ale serce jej nie zmiękło.W milczeniu szli ze stacji do Złotego Brzegu.Pachniało jodłami, paprociami i wilgotną ziemią.Pola tonęły w blasku księżyca.Minęli stary, opuszczony dom z powybijanymi szybami w oknach, dom, w którym kiedyś lśniły światła i rozlegał się śmiech.„Jak w moim życiu” — pomyślała Ania.Wszystko nabierało dla niej innego, strasznego znaczenia.Biały motyl, który przeleciał między nimi, był niczym duch umarłej miłości.Stąpnęła w dołek od krykieta i omal nie przewróciła się na grządkę floksów.Dlaczego dzieci zostawiły to tutaj? Już ona jutro z nimi porozmawia!Gilbert powiedział tylko:— Hop! — i podał jej rękę.Czy równie obojętnie by się zachował, gdyby podczas oglądania wschodu księżyca coś takiego zdarzyło się Krystynie?Gdy tylko weszli do domu, Gilbert pospiesznie udał się do swego gabinetu.Ania w milczeniu poszła do sypialni.Światło księżyca, srebrzyste i zimne, zalewało podłogę.Podeszła do otwartego okna i wyjrzała na dwór.Pies Cartera Flagga postanowił chyba wyć przez całą noc i robił to z wielkim zapałem.Liście topoli lśniły, a dom wydawał się pełen tajemniczych i złowrogich szeptów.Ania czuła pustkę.Najpiękniejsze kwiaty życia zwiędły i utraciły swe barwy.Wszystko wydawało się nierealne, odległe i pozbawione znaczenia.Daleko w dole przypływ spieszył na odwieczne spotkanie z wybrzeżem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl