, Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Templariusze 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na domiar złego wmieszał się w to wszystko dozorca zamkowy i musiałem zmykać.Małżeństwo dygotało ze strachu.Domyśliłem się, że mi nie wierzą i biorą mnie za zamaskowanego bandytę.- Proszę państwa - powiedziałem uroczyście przykładając dłoń do piersi na znak wielkiej szczerości.- Podstawowy błąd, jaki popełniliście, to ten, że we mnie upatrywaliście głównego wroga.A ja, owszem, jestem waszym konkurentem, ale nie wrogiem.To nie ja włamałem się do domku nauczyciela.I to nie ja napadłem na was, aby odebrać list od przyjaciela.Opowiedziałem im o historii z Malinowskłm, o okupie złożonym w kapliczce leśnej.Wyjaśniłem im też, jak to się stało, że byłem niemal świadkiem napadu zamaskowanego bandyty.- List, który posiadaliście, znowu posłuży Malinowskiemu do wyciągnięcia pieniędzy od Petersenów - rzekłem.- Oburza mnie ten bezczelny bandyta.Dlatego zwracam się do was z propozycją: pomóżcie mi w walce z nim.Nigdy! Co to, to nie! - krzyknęła z przestrachem małżonka Bahometa.- My jesteśmy spokojni ludzie.Rezygnujemy z poszukiwania skarbów.Wyjeżdżamy, Ach, żeby pan wiedział, co ja przeżyłam, gdy bandyta mierzył do nas z pistoletu.- To chyba jednak nie był pistolet - kręcił głową pan Bahomet.- Dochodzę do przekonania, że on groził nam po prostu czarną latarką elektryczną, A my, przerażeni, nie bardzo przyjrzeliśmy się temu, co on trzyma w ręku.- Wszystko jedno: latarka czy pistolet! - wołała żona Bahometa.- Nie pozwolę, abyś się narażał złym ludziom.Wyjeżdżamy.Należy się nam wypoczynek po tych wszystkich przeżyciach.- No, słyszy pan? Żona mi nie pozwala - Bahomet bezradnie rozłożył swoje tłuściutkie rączki.Skinąłem głową.- Może ma i rację.Walka z bandytami nie jest zajęciem dla państwa.Ale chyba nie chcecie, aby bandyta odniósł korzyść z napaści na was?- Mnie jest wszystko jedno - rzekła ostrożnie pani Bahometowa.- Ja pragnę tylko wyjechać stąd jak najprędzej.- A pan?- Zależy, czego pan żąda ode mnie.- Chcę wiedzieć, jakie informacje w sprawie skarbu zawierał list od waszego przyjaciela.W ten sposób ja będę wiedział akurat tyle samo, co bandyta.Być może, zdołam wtedy pomieszać mu szyki.- Powiem panu! Naturalnie, że powiem! - Bahomet ucieszył się, że tylko tyle od niego żądam, Myślał, biedak, że poproszę go, aby wraz ze mną ścigał po nocach groźnego przestępcę.- Powiem panu wszyściutko, co wiem.Otóż mój przyjaciel zaznaczał w końcowej części swego listu, że Zygfryd von Feuchtwangen, myśląc o przyszłej stolicy zakonu krzyżackiego, niekoniecznie musiał mieć na względzie Malbork, który przecież nazywał się Marienburg, a nie Serce Twoje.Nie jest wykluczone, że Feuchtwangen zamierzał wybudować stolicę gdzieś w nowym miejscu i tam właśnie rozpoczął swe prace Piotr z Awinionu.Potem, jak wiemy z historii, dość nagle wyniknęła sprawa przeniesienia jej do Prus.A ponieważ budowa stolicy była dopiero rozpoczęta, Feuchtwangen przyjechał do Malborka, gdzie był już zamek o stosunkowo dużych rozmiarach.W tym czasie zresztą Piotr z Awinionu powrócił do Francji i tam zginął, co zahamowało prace przy budowie stolicy.A być może z chwilą przeniesienia się wielkiego mistrza do Malborka zarzucono w ogóle plany budowy nowej stolicy, a wysiłek następców Feuchtwangena poszedł w kierunku rozbudowy zamku malborskiego.- A więc to jednak, być może, wcale nie Malbork.- szepnąłem.Pani Bahometowa, dotąd blada ze strachu, teraz pokraśniała z zadowolenia.Powiedziała z dumą:- Słyszy pan, jak mój mąż doskonale orientuje się w historii? Jest chemikiem, ale historia to jego hobby.Czy pan wie, że to właśnie on wziął pierwsze miejsce w telewizyjnym turnieju? Wygrał dwadzieścia tysięcy złotych za swoje odpowiedzi z historii środniowiecza.Namawiałam go, żeby się zajął poszukiwaniem skarbu templariuszy, myślałam, że może znów nam się poszczęści.Okazuje się jednak, że w tej sprawie nie tylko trzeba wiedzy, ale i mocnych pięści.A do tego to mój mąż się nie nadaje.I dlatego wyjeżdżamy.Bahometowa była nieustępliwa.Miała już dosyć nocnych wizyt w zamku, a nade wszystko bała się tajemniczego bandyty.- Całą noc przesiedzieliśmy w zamkowej piwnicy - opowiadała, - Dozorca pognał za panem i za bandytą, nie domyślił się, że ktoś jeszcze pozostał na terenie zamku.Rano, gdy zjawila się pierwsza wycieczka, po prostu przyłączyliśmy się do niej i wraz z nią opuściliśmy zamek.W piwnicy było tak zimno, że szczękaliśmy zębami.Małżonkowie zabrali się do zwijania namiotu.Bardzo się śpieszyli, chcieli jak najprędzej opuścić Malbork, gdzie spotkały ich nieprzyjemne przygody.Odjechali swą niebieską skodą, a ja jeszcze jakiś czas przyjaźnie kiwałem im ręką.Polubiłem ich podczas tej jednej rozmowy.Udzielili mi informacji, które mogły mnie zaprowadzić do skarbu.A to było chyba najważniejsze.Po powrocie do obozowiska zastałem chłopców zajętych przygotowywaniem śniadania.Padał deszcz, więc chłopcy rozwiesili na czterech kołkach brezentową pałatkę i pod tym zaimprowizowanym dachem gotowałi kawę na spirytusowej maszynce.U naszych sąsiadów, czyli u Petersenów, także rozpoczął się ruch.Kapitan przyniósł ze studni wiadro wody, a przez otwarte drzwi domku campingowego widziałem, że panna Karen smażyła na gazowej kuchence jajecznicę.Przy tym zajęciu pomagał jej Kozłowski, ona zaś mówiła mu o czymś, żywo gestykulując; zapewne powtarzała mu wczorajszą rozmowę ze mną.Petersen nie był chyba zachwycony treścią tej rozmowy, bo przyniósłszy wiadro postawił je tak gwałtownie na podłodze domku, że woda chlusnęła na wszystkie strony.Zaraz wyniósł się stamtąd i przyszedl do nas w odwiedziny.Odstąpiliśmy mu trochę miejsca pod brezentowym dachem, poczęstowaliśmy go kubkiem gorącej kawy.- Tak, tak, mister Samochodzik - westchnął Petersen.- Nie udał mi się przyjazd do waszego kra ju.- No, kraj mamy piękny - powiedziałem.– Lasy, jeziora.- Ani skarbu, ani Malinowskiego - warknął.- Moja córka opowiedziała panu, jak się skończyła historia z okupem? Dokument był bezwartościowy, a Malinowski wyłudził za niego pięć tysięcy złotych.- Niech pan będzie spokojny.Jak mówi nasze przysłowie: Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.Dwa razy oszukał nas Malinowski, ale trzeci raz już mu się to nie uda.Jak to mówią po łacinie: Omne trinum perfectum, czyli do trzech razy sztuka.- Córka napomknęła mi, że Malinowski jeszcze raz zwróci się do nas z propozycją kupna informacji.- Mam nadzieję, że teraz już państwo okażą nieco więcej rozsądku.Trzeba tę sprawę oddać w ręce milicji.- Ja też byłem tego zdania - pokiwał głową.- Ale pan chyba zdążył poznać moją córkę.To szalona dziewczyna.Uparła się, że musi te skarby odnaleźć.Nie wiem, co z nią pocznę, ona, zdaje się, gotowa jest na wszystko.Pokłóciłem się z nią dziś rano przez tego Malinowskiego.Kłótnią jednak niczego się nie zdziała.Czuję się bezradny i związany słowem, bo rzeczywiście przed wyjazdem przyrzekłem jej kierowniczą rolę w naszej wyprawie.Niech pan wie jednak, że bez względu na to, jak się zachowa moja córka, chciałbym, aby uważał mnie pan za swojego przyjaciela.Nic mnie nie obchodzi skarb templariuszy, nie mrugnę nawet okiem, jeśli pan go odnajdzie, a nie Karen.Mój cel to schwytać Malinowskiego i zaprowadzić go do więzienia.- Pod tym względem może pan liczyć na moją pomoc - rzekłem uroczyście.- Malinowski musi zostać przykładnie ukarany.Inaczej nie będę miał spokojnego sumienia.Podaliśmy sobie ręce i uścisnęliśmy je mocno, po męsku.Właśnie na tę uroczystą chwilę wyszła z domku panna Karen.Była ubrana w gumowy płaszcz nieprzemakalny, zapewne wybierała się na dłuższy spacer.- Mister Samochodzik - powiedziała cierpko – ma coraz nowych zwolenników [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl