, Ahern Jerry Krucjata 4 Skazaniec (SCAN dal 1081) (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie spojrzał na Natalię i oświadczył:- Moja droga major Tiemerowna, jest do pani wiado­mość radiowo-telefoniczna.Jeśli pani sobie życzy, może odebrać ją przez telefon w swoim pokoju.- Dziękuję.- Natalia wstała i zarówno Santiago, jak Miklow zaczęli się podnosić.- Nie trzeba, panowie - rzuciła, przesuwając się obok stołu i po drodze dotykając lewą dłonią epoletów na ramieniu Santiago.Czując na sobie wzrok Kubańczyka, przeszła przez po­kój i wyszła.Zamknąwszy za sobą podwójne drzwi, opar­ła się o nie na chwilę, patrząc na dywan pod stopami.Wre­szcie ruszyła do schodów i wbiegła na drugą kondygnację domu.Dotarłszy do swego pokoju, usiadła na brzegu łóż­ka i wygładzając spódnicę, podniosła słuchawkę telefonu.Zanim przytknęła ją do ucha, odpięła kolczyk.- Major Tiemerowna, słucham - rzuciła do mikrofonu.- Natalio, słuchaj uważnie - usłyszała głos swojego wu­ja.- Kontaktował się ze mną Rourke i przekazał ważne wiadomości.Skorzystał z jednego z naszych własnych aparatów radiowych.Ale nie to jest istotne.Słuchaj uważnie.Natalia spojrzała na swoje kolana, by następnie powę­drować oczyma przez skraj jasnobłękitnej sukienki, wzdłuż obnażonych nóg ku stopom, a potem przez niebieski dy­wan do oszklonych drzwi, wychodzących na balkon i za odsłonięte kotary.Za oknem widziała ocean.- John Rourke - szepnęła do telefonu.Wysłuchała, jak wuj mówił o zbliżającej się zagładzie Florydy, o spotkaniu, które miała zaaranżować między Rourke’em i tą Wiznewski a generałem Santiago pod flagą zawieszenia bro­ni.Wysłuchała tego wszystkiego, ale w pamięci utkwiły jej tylko słowa: “John Rourke”.Znowu go zobaczy.Przez kilka minut po rozmowie z wujem leżała nieru­chomo na łóżku.Stanęła w obliczu całkiem nowej sytu­acji, kiedy potrafiła jednocześnie kogoś kochać i rozwa­żać możliwość zabicia go.ROZDZIAŁ XXXVII- Nie wiem, o czym ty mi tu, u diabła, gadasz, chłopie - powiedział do Rubensteina mężczyzna o czerwonej twa­rzy i wydętym od piwa brzuchu, po czym odwrócił się, by powrócić do pracy przy swej łodzi.- Kapitan Reed podał mi twoje nazwisko, Tolliver.Mó­wił, że ty jesteś ich tutejszym człowiekiem.- Nie znam żadnego kapitana Reeda.A teraz wynocha stąd!Paul Rubenstein, w lejącym się z nieba żarze, czując napięcie w nogach, zdał sobie sprawę, że na przemian za­ciska i otwiera pięści.Wyciągnął lewą dłoń i schwycił ru­mianego na twarzy Tollivera za ramię, by odwrócić go i zdzielić prawą pięścią w podbródek.Mężczyzna zwalił się na przód swej łodzi.Tolliver podniósł się na łokcie i spojrzał z ukosa na Ru­bensteina.- Kim ty, u diabła, jesteś, koleś?- Mówiłem już - rzekł Paul spokojnym tonem.- Nazy­wam się Paul Rubenstein.Potrzebna mi twoja pomoc.Znam kapitana Reeda z U.S.II.On dał mi twoje nazwisko, kiedy mu powiedziałem, że przyjeżdżam tutaj.Jesteś ode mnie większy i może silniejszy, ale wierz mi, potrafię być bardziej nieprzyjemny niż przed chwilą.Potrafię to od czasu wybuchu wojny.No więc - krzyknął - potrzebna mi twoja pomoc!- W czym?- Przechodziłeś kiedyś koło tego obozu, tego wielkie­go?- Może.- Mam zamiar wszystkich stamtąd wyciągnąć.A ty mi pomożesz.- Pieprzysz bzdury, koleś.Rubenstein rzucił spojrzenie przez ramię.Nie ujrzał ni­kogo na piaszczystym brzegu zatoczki, gdzie odnalazł Tollivera, pracującego na przycumowanej łodzi.Paul sięgnął pod kurtkę i wyciągnął spod niej Browninga High Power, by podsunąć lufę pod nos Tollivera.Kurek bezpie­cznika cofnął się ze słyszalnym, podwójnym trzaskiem.- Jeśli potrafisz spać spokojnie, widując tych ludzi tam w środku, to cokolwiek ci zrobię, będzie przysługą.Albo pomożesz mi zebrać paru ludzi z ruchu oporu i uwolnić tamtych więźniów, albo zabiję cię, tak jak tu stoisz.- To ty zrobiłeś tę całą rozróbę dziś rano, co? Rubenstein skinął głową.- Owszem, ja.- Odłóż tę spluwę.Trzeba było od razu tak mówić.Po­mogę, a potem wszyscy razem pójdziemy do nieba.Nigdy mi się za bardzo nie podobało zdychanie w samotności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl