, Abercrombie Joe Zemsta najlepiej smakuje na zimno 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzni w jaskrawych mundurach, z koronkami przy kołnierzu i pozłacanymi sztylecikamiprzy pasie.Początkowo patrzyli na niego z pogardą na upudrowanych twarzach, jakby składałsię z gnijącego mięsa.Potem - gdy zwracał ku nim lewą stronę twarzy - z przerażeniem iobrzydzeniem, które wzbudzało w nim przede wszystkim ponurą satysfakcję, ale też odrobinęgrozy.Na każdej uczcie musi się pojawić jakiś głupi, brzydki i wredny drań, który mapretensje do wszystkich, zdecydowanie za dużo pije i psuje zabawę.Wyglądało na to, że dziśto jemu przypadła ta rola, więc podjął się jej z zapałem.Zacharczał i splunął flegmą nalśniącą posadzkę.Mężczyzna siedzący przy sąsiednim stole, ubrany w żółty płaszcz z długimi połami,obejrzał się z kpiącym uśmieszkiem na wydętych ustach.Dreszcz nachylił się w jego stronę,wbijając czubek noża w wypolerowany blat.- Masz coś do powiedzenia, zaszczańcu?Mężczyzna pobladł i bez słowa odwrócił się w stronę swoich towarzyszy. - Banda tchórzy - warknął Dreszcz znad szybko opróżnianego kielicha z winem, natyle głośno, że usłyszano go w odległości trzech stolików.- W całym tym jebanym tłumie niema nikogo z jajami!Zastanawiał się, co Wilczarz mógłby pomyśleć o tej zbieraninie rozchichotanychelegancików.Albo Rudd Trójdrzewiec.Albo Czarny Dow.Parsknął ponuro, ale śmiechuwiązł mu w gardle.Sam padł ofiarą swojego żartu.Oto siedzi w samym środku tegotowarzystwa, zdany na ich łaskę i pozbawiony przyjaciół.A przynajmniej tak to wygląda.Skrzywił się, patrząc w stronę wysokiego stołu stojącego na podeście w przedniejczęści pomieszczenia.Rogont siedział pośród swoich ulubionych gości, rozsyłając uśmiechyjak gwiazda lśniąca na nocnym niebie.Obok niego siedziała Monza.Z miejsca, w którymznalazł się Dreszcz, trudno było to dokładnie stwierdzić, zwłaszcza że gniew i zbyt duża ilośćwina mąciły mu wzrok, ale wydawało się, że Murcatto się śmieje.Z pewnością dobrze siębawiła, uwolniwszy się od swojego jednookiego chłopca na posyłki.Książę Roztropności był przystojnym draniem.A przynajmniej miał oboje oczu.Dreszcz miał ochotę rozbić mu tę gładką, zadowoloną gębę.Za pomocą młota, tak jak Monzapotraktowała głowę Gobby.Albo chociaż za pomocą pięści.Zmiażdżyć ją w dłoniach.Roztrzaskać na czerwone drzazgi.Mocno chwycił nóż, snując w głowie szaloną opowieść otym, jak tego dokona.Roztrząsał wszystkie krwawe szczegóły, zmieniając je w taki sposób,że w swoich marzeniach stawał się potężny, a Rogont błagał go o litość, sikając w spodnie.Szaleńczo zniekształcał przebieg wydarzeń, tak że na końcu Monza pragnęła go bardziej niżkiedykolwiek.Cały czas obserwował ich oboje jednym drgającym, zmrużonym okiem.Zadręczał się myślą, że się z niego śmieją, chociaż wiedział, że to nieprawda.Nie byłna tyle ważny, co wywoływało jeszcze większą jego wściekłość.Wciąż kurczowo trzymał sięswojej godności, jak tonący człowiek, który chwyta gałązkę zbyt cienką, by mogła goutrzymać.Był dla niej żenującym kaleką, mimo że wielokrotnie uratował jej życie.Mimo żetak bardzo się dla niej narażał.Skoro wspiął się po niezliczonych krwawych stopniach naszczyt tej góry, to miał prawo oczekiwać czegoś więcej niż pogarda.Wyrwał nóż z pękniętego drewna.Ten sam, który Monza podarowała mu pierwszegodnia znajomości.Kiedy jeszcze miał oboje oczu i znacznie mniej krwi na rękach.Kiedyjeszcze zamierzał zrezygnować z zabijania i stać się dobrym człowiekiem.Już niemalzapomniał, jakie to było uczucie.* * *Monza siedziała zasępiona i piła.Ostatnio nie miała ani apetytu, ani chęci na świętowanie, a już na pewno na całowanie tyłków, więc bankiet straceńców Rogonta przypominał koszmar.Z ich dwojga to Benna lubiłuczty, formalności i pochlebstwa.Z pewnością by mu się tutaj spodobało - pokazywaniepalcami, wybuchy śmiechy, klepanie po plecach, a wszystko to w towarzystwie najgorszychludzi pod słońcem.Gdyby choć na chwilę zdołał oderwać się od chłonięcia pochlebstw ludzi,którzy go nienawidzili, nachyliłby się i uspokajająco dotknął jej ręki, po czym szepnął jej doucha, by spróbowała się uśmiechnąć.A tak udało jej się jedynie wyszczerzyć zęby wkoślawym grymasie.Jej głowa pulsowała potwornym bólem w miejscu, w którym tkwiły monety, adelikatne brzęczenie sztućców drażniło ją jak gwozdzie wbijające się w twarz.Odkądzostawiła utopionego Wiernego na młyńskim kole, zmagała się ze skurczami żołądka.Musiała się powstrzymywać, by nie odwrócić się w stronę Rogonta i nie zacząć wymiotowaćna jego biały płaszcz wyszywany złotem.Książę pochylił się w jej stronę z grzeczną troską.- Skąd ta ponura mina, pani generał Murcatto?- Ponura? - Przełknęła kwas podchodzący jej do gardła.- Nadciąga armia księciaOrso.Rogont powoli obrócił kieliszek z winem, trzymając go za nóżkę.- Tak słyszałem.Wspierana przez pani dawnego mentora Nicomo Coscę.ZwiadowcyTysiąca Ostrzy już dotarli do Wzgórza Menzesa ponad brodami.- A więc nie zwlekają.- Na to wygląda.Moje śmiałe plany wkrótce obrócą się w pył.Tak to już bywa.- Jest pan pewien, że noc poprzedzająca zagładę to najlepszy czas na świętowanie?- Następnej nocy może być za pózno.- Hmm.Może wydarzy się cud.- Nigdy nie wierzyłem w boską interwencję.- Nie? W takim razie, co oni tutaj robią? - Monza wskazała głową grupkęGurkijczyków siedzących tuż poniżej głównego stołu, ubranych w białe kapłańskie szaty zczapeczkami.Książę popatrzył na nich z góry.- Och, ich pomoc wykracza poza sferę ducha.To emisariusze Proroka Khalula.KsiążęOrso ma sojuszników w Unii i może liczyć na wsparcie tamtejszych banków.Ja równieżmuszę szukać przyjaciół.A nawet Imperator Gurkhulu klęka przed Prorokiem.- Każdy przed kimś klęka, prawda? Zapewne Imperator i Prorok będą mogli pocieszyćsię nawzajem, gdy ich kapłani przyniosą wieści o tym, że pańską głowę zatknięto na włócznię.- Szybko się z tym pogodzą.Styria to dla nich sprawa poboczna.Podejrzewam, że jużsię przygotowują do następnej bitwy.- Wojna nigdy się nie kończy.Osuszyła kielich i z brzękiem rzuciła go na stół.Być może w Osprii wytłaczanonajlepsze wino na świecie, ale jej smakowało jak wymiociny.Zresztą, podobnie jak wszystko.Obecnie jej życie składało się z wymiotów oraz częstych bolesnych biegunek.Podrażnionedziąsła, szorstki język, ostre zęby, obolały tyłek.Służący o końskiej twarzy pojawił się za jejplecami i wpuścił długi strumień wina do pustego kielicha, jakby uniesienie butelki wysokonad jej głowę mogło polepszyć smak, po czym wycofał się z gracją.W końcu wycofywaniesię to specjalność mieszkańców Osprii.Monza ponownie sięgnęła po kielich.Niedawnopaliła, więc przynajmniej nie trzęsły jej się ręce, ale nie widziała innych pozytywów.Dlatego modliła się o bezmyślne, żałosne, ogłupiające pijaństwo, które mogło osłonićją przed smutkiem.Wodziła wzrokiem po najbogatszych i najbardziej bezużytecznych obywatelachOsprii.Bankiet był podszyty atmosferą wrzaskliwej histerii.Za dużo picia.Za szybkierozmowy.Za głośny śmiech.Nie ma to jak wizja zbliżającej się zagłady, by pozbyć sięzahamowań [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl