, Lem Stanislaw Cyberiada (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gadaj zaraz!- Nie mogę ci nic powiedzieć, bo właśnie skończył się rok akademicki.Nie mówisz już do rektora, dziekana i dyrektora, jeno do prywatnego Trurla, który udaje się na wakacje.Będę brał słone kąpiele.- Nie doprowadzaj mnie do ostateczności!!- Do zobaczenia po wakacjach, mój powóz czeka.Nic już nie rzekł naturalny Trurl cyfrowemu, lecz obiegłszy maszynę dokoła, wyjął po cichu z kontaktu ściennego jej wtyczkę, za czym widoczne w jej wnętrzu przez otwory wentylacyjne rojowisko drucików żarowych w jednej chwili ściemniało, spopielało i zgasło.Wydało się Trurlowi, że usłyszał jeszcze chóralny, cichutki pojęk - agonii cyfrowej wszystkich Trurlów cyfrowego uniwersytetu.W następnej chwili świadomość obrzydłego uczynku, jaki popełnił, doszła doń w całej swojej mocy, więc chciał już wetknąć kabel na powrót do kontaktu, lecz na myśl o tym, co mu niechybnie powie Trurl z maszyny, stchórzył i ręka mu zwisła.Wymknął się z pracowni do ogrodu tak chyżo, że było to podobne do ucieczki.Zrazu chciał usiąść na ławeczce pod żywopłotem cyberberysowym, tym miejscu tak płodnych nieraz rozmyślań, lecz i tego poniechał.Cały ogród wraz z okolicą zalany był poświatą Księżyca, który był dziełem jego i Klapaucjusza - i przez to właśnie majestatyczny blask satelity dopiekał mu, bo przywodził na myśl czasy młodości: stanowił wszak pierwszą samodzielną pracę dyplomową, za którą leciwy Kerebron, mistrz ich obu, wyróżnił przyjaciół na uroczystej akademii w auli uniwersyteckiej.Myśl o mądrym wychowawcy, co już dawno zeszedł z tego świata, w jakiś niejasny, bo dla niego samego niezrozumiały sposób pchnęła go ku furtce, a potem na przełaj przez pola.Noc była po prostu cudna: żaby, niedawno widać podła - dowane, odliczały się usypiającym kumkaniem, a na posrebrzonej wodzie jeziorka, którego brzegiem szedł dłuższą chwilę, czyniły się połyskliwe kręgi, bo cyberyby podpływały ku samej powierzchni wody, jakby w dziwnych pocałunkach muskając ją od spodu czarniawymi gębami.Nie widział jednak nic, zamyślony nie wiedzieć nad czym, a jednak miała cel ta wędrówka, bo nie zdziwił się, kiedy drogę zamknął mu wysoki mur.Wnet pokazała się w nim kuta, ciężka brama, na tyle odchylona, że mógł wemknąć się do środka.Wewnątrz było jak gdyby ciemniej niż na otwartej przestrzeni.Wyniosłymi sylwetami rysowały się z obu stron ścieżki starożytne grobowce, jakich od wieków nikt już nie budował.Na łuszczące się śniedzią ich boki spływały czasem pojedyncze listki wysokich drzew.Aleja barokowych grobowców odzwierciedlała nie tylko rozwój architektoniki cmentarnej, ale i etapy zmieniającej się organizacji cielesnej tych, co snem wiecznym spali pod metalowymi płytami.Wiek minął, a z nim moda na tabliczki nagrobkowe okrągłego kształtu, świecące w ciemności fosforem i przypominające zegary rozdzielczych tablic.Szedł dalej, aż znikły barczyste posągi homunkulusów i golemów; znajdował się już w nowszej części miasta umarłych i kroczył coraz wolniej, ponieważ w miarę tego, jak impuls, co go tu przygnał, krystalizował się w myśl, opuszczała go odwaga jej ziszczenia.Na koniec przystanął przed sztachetami okalającymi graniasty, zimny geometrią swoją grobowiec, a właściwie jeno sześciokątną płytę, wpasowaną hermetycznie w nierdzewny cokół.Jeszcze się wahał, lecz dłoń już sięgała ukradkiem do kieszeni, w której nosił zawsze uniwersalny przyrząd ślusarski; posłużył się nim teraz jak wytrychem, by odemknąć stalową furtkę i zbliżyć się z zapartym tchem do grobu.Oburącz ujął tabliczkę, na której prostymi głoskami ciemniało wyryte nazwisko jego mistrza, i pchnął ją w wiadomy sposób, aż uchyliła się niby wieczko szkatułki.Księżyc zaszedł za chmurę i uczyniło się tak mroczno, że nie widział nawet własnych rąk, po omacku odnalazł więc opuszkami palców pierwej coś w rodzaju sitka, a obok zmacał wypukły, znaczny przycisk, który nie dawał się zrazu wepchnąć w głąb pierściennej osady.Nacisnął go wreszcie mocniej i zamarł, przelękniony własnym uczynkiem.Lecz już zaszuściło w głębi grobowca, prąd zbudził się, szczęknęły cichutko przekaźniki, jak cykady obudzone, coś tam zabuczało i nastała głucha cisza.Pomyślał, że przewody może zawilgły, i z napływem rozczarowania poczuł zarazem i ulgę, ale w tej chwili odezwało się jedno i drugie skrzeknięcie, po czym głos sterany, starczy, lecz bliski całkiem, odezwał się:- Co tam? Co tam znowu? Kto mnie wołał? Czego chciał? Co to za psie figle po wiecznej nocy? Dlaczego nie dajecie mi spokoju? Co chwila mam wstawać z martwych tylko dlatego, że tak się podoba jakiemuś łapserdakowi, cybłędzie, hę? Nie masz odwagi się odezwać? No, jak wstanę, jak wyrwę deskę z trumny.- Pa.Panie i Mistrzu! To ja.Trurl! - wystękał przestraszony nie na żarty tak mało przyjaznym powitaniem Trurl, a zarazem schylił głowę i stanął w tej samej, pokornie sztubackiej postawie, jaką przybierali wszyscy uczniowie Kerebrona pod gradem jego wymowy wywołanej sprawiedliwym gniewem; jednym słowem, zachował się tak, jakby mu w sekundzie ze sześćset lat ubyło.- Trurl! - zaskrzeczał tamten.- Czekajże! Trurl? Aha.Naturalnie! Mogłem się był sam domyślić.Czekaj, drabie.Rozległy się takie chrobotania i zgrzyty, jak gdyby zmarły brał się już do wyważania całego wieka krypty, więc Trurl cofnął się o krok, mówiąc pospiesznie:- Panie i Mistrzu! Proszę, nie fatyguj się! Wasza Ekscelencjo, ja tylko.- Hę? Co tam znów? Myślisz, że wstaję z grobu? Czekaj, powiadam, bo muszę się poprawić.Ścierpłem tu cały.Ho! Olej ze wszystkim wyparował, alem wysechł, no!Słowom tym w samej rzeczy towarzyszyło piekielne skrzypienie.Kiedy ucichło, głos z grobu ozwał się:- Nawarzyłeś jakiegoś piwa, co? Napsułeś, nagwajdliłeś, nakierdasiłeś, a teraz przerywasz wieczny odpoczynek staremu nauczycielowi, żeby cię wyciągał z biedy? Nie szanujesz zwłok, które niczego już nie chcą od świata, niedouku! No, gadajże już, gadaj, skoro nawet w grobie nie dajesz mi spokoju!- Panie i Mistrzu! - rzekł odrobinę raźniejszym już głosem Trurl.- Wykazujesz zwykłą sobie przenikliwość.Nie mylisz się, tak jest! Jam naknocił.i nie wiem, co robić dalej.Ale nie dla prywaty ośmieliłem się niepokoić Waszą Cześć! Inkomoduję Pana Profesora, ponieważ wyższy cel tego wymaga.- Galanterię elokwencji oraz inne misztygałki możesz powiesić na kołku! - zaburczał z grobu Kerebron.- A więc dobijasz się do trumny, ponieważ ugrzązłeś, a także po - waśniłeś się niechybnie z tym twoim druhem, a zarazem rywalem, jak mu tam.Klop.Klip.Klap.a żeby cię!- Klapaucjuszem! Tak jest! - podpowiedział szybko Trurl, mimo woli prężąc się na baczność od tego zrzędzenia.- Właśnie.I zamiast omówić problem z nim, to, ponieważ jesteś hardy, pyszny, a przy tym niewymownie wprost durny, nocą nachodzisz zimne szczątki starego wychowawcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl