, (43) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Buzdygan hetmana Mazepy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pędem, ledwo dając radę stawiać kroki, przebiegliśmy w bezpiecznemiejsce.Kozacy okryli nas kocami, by zgasić tlące się ubrania.Z Gustlikiem ratowaliśmy zaczadzonych, stosując sztuczne oddychanie.Potemzanieśliśmy poszkodowanych do wsi.Tam Maciek już przygotował przeciwpożarowy pasziemi i mieszkańcom wsi kazał zebrać wodę we wszystkie możliwe zbiorniki.Okazało sięnawet, że ktoś ma dwa stare węże strażackie.Jeden przeciekał, ale jeszcze nadawał się do użytku.Na przybycie fali pożaru musieliśmy czekać jeszcze tylko pół godziny.Polewaliśmyogień, zasypywaliśmy go piaskiem, gasiliśmy pierwsze tlące się dachy.Przed świtemprzyjechał jeden wóz strażacki, dzięki któremu udało się ostatecznie odeprzećniebezpieczeństwo.Wtedy też goniec od Bohuna przyniósł mi krótkofalówkę.Z meldunkówdowiedziałem się, że co prawda pożar zniszczył spore połacie zasiewów, ale już przy pomocystrażaków udało się zapobiec największemu niebezpieczeństwu.Niestety, kilkadziesiąt osóbbyło zaczadzonych i poparzonych, a wszyscy w okolicy stracili zbiory.Gdy w smrodzie spalenizny usiedliśmy przed południem w cieniu ocalałych chałup,ledwo żyliśmy, a oczy same zamykały się zmęczenia.Pot przecierał ścieżki na naszychpokrytych sadzą twarzach.- Koniec akcji! - zacharczał w krótkofalówce głos Bohuna.Powoli, wlokąc nogę za nogą, wróciliśmy do obozu zamienionego teraz w wielkilazaret.Tu też wydawano posiłki.Kozacka kuchnia pracowała pełną parą.Z naszego obozuprzywieziono też część naszych kuchennych zapasów.W tłumie rannych uwijała sięniestrudzona Agnieszka i, co mnie bardzo zdziwiło, Helena.Bohuna znalazłem stojącego naskraju placu apelowego, zapatrzonego na obie pracujące dziewczyny.Stanąłem obok kozaka.- Sama przypłynęła - westchnął.- Rozmawialiście? - zapytałem.- Jeszcze nie.- Co czułeś, gdy ją zobaczyłeś?Bohun otrząsnął się z zamyślenia.- Czemu ona tu wróciła? - zapytał.- Lepiej zapytaj, dla kogo.Myślę, że dla ciebie i dla tych ludzi.Jest jednym z was.- Masz rację, niech robi co chce, nie będę jej zaczepiał.- Nie bądz głupi - zachęcałem kozaka.- To wasza szansa.- Zobaczymy - mruknął Bohun.- Powiedz, skąd wziął się ten pożar i co się stało z Peterem?Bohun przetarł zmęczoną twarz.- To przez niego - oświadczył.-Wygnałem go i tę zielarę.Chcieli się zemścić.- Za taką cenę? - zdziwiłem się.- Upokorzyłem Petera, więc nie miał już miejsca wśród kozaków.Zielara nie potrafiłapomóc Jureczkowi.W szpitalu mówili, że za dwa dni wróci do zdrowia.Wszystko to dziękiAgnieszce.- Powiadomiłeś milicję o swoich podejrzeniach? - Tak, Petera złapali na gorącym uczynku.Zielara przepadła jak kamień w wodę.Zmęczony usiadłem przy stole w namiocie Bohuna i tam zasnąłem.W porze obiaduobudził mnie gospodarz.Wyglądał normalnie, jakby nic się nie stało ubiegłej nocy.- No, mołojec! - potrząsał mną.- Wstań, umyj się, zjedz coś.Poszedłem do kozackiej łazni zdziwiony, czemu wszyscy przyglądają mi się, jakbymbył duchem.Dopiero gdy zerknąłem w lusterko nad zlewem, wszystko stało się zrozumiałe.Miałem popalone włosy i ubranie.Gdy zmoczyłem twarz i ręce, poczułem, że są poparzone.Jęcząc z bólu dokończyłem toaletę.Odzienie nadawało się do wyrzucenia.Poszedłem dokuchni, gdzie wziąłem kromkę chleba ze smalcem i poszedłem na przystań.Na prośbęAgnieszki już przygotowano dla nas czajkę.Bohun właśnie pomagał Helenie wsiąść do łodzi.- Z twarzą nie tak zle, ale ręce osłaniaj przed słońcem - poradził, oglądając mnie.- Tyśbohater, uratowałeś życie ludzi ze wsi.Oni ci tego nigdy nie zapomną.Gdy spojrzałem na Maćka i Gustlika, pocieszyłem się, że nie ja jeden wyglądałemstrasznie.W nocy, gdy szalał pożar, nikt nie zwracał uwagi na drobiazgi.Wszyscy skupiliuwagę na walce z żywiołem.Po katastrofie śmiech był jedynym sposobem na odreagowanie.Odczuwaliśmy ogromną ulgę, że nikomu nic się nie stało.Moi przyjaciele mieli założoneopatrunki.Agnieszka, gdy mnie ujrzała, natychmiast chciała zająć się moimi ranami, alepowstrzymała się ze względu na obecność Bohuna.Za to Helena namoczyła gazę w wodzieDniestru i przykładała ją do oparzonych miejsc.- Będziesz miał wolną chwilę po południu? - zapytałem Bohuna.Ten zamyślony zerknął na Helenę.Ona skromnie spuściła wzrok, z lekkimuśmieszkiem oczekując odpowiedzi.- Tak - odpowiedział kozak.- Przypłyń do nas, to razem wybierzemy się do jaskini przy  piekle -zaproponowałem.- Będę - rzekł Bohun i wypchnął czajkę na wodę.Długo stał na pomoście i patrzył za nami.Jestem przekonany, że jego sokoli wzrok anina chwilę nie oderwał się od Heleny.W naszym obozie zastaliśmy absolutny porządek.Pan Tomasz z grupką najmłodszychdzieciaków leżał w trawie.Mój szef opowiadał kolonistom o obyczajach owadówzamieszkujących naszą łąkę.Kamil prowadził zajęcia dla grupki chłopców z nowoczesnegotańca dyskotekowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl