, Zajdel Janusz A List pozegnalny 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumie pan chyba, że ekonomicznym nonsensem byłoby wyposażanie każdego specjalistycznego robota w, układy bezpieczeństwa uniemożliwia­jące wyrządzenie szkody człowiekowi.Dlatego właśnie w Instytucie Ergonomii i Ochrony Pracy skonstruowano tego bhp-robota, który łączy w sobie najlepsze cechy inspektora bhp z precyzją, szybkością i nieomyl­nością automatu.- Więc mam przez to rozumieć, że ten.że to straszydło będzie łaziło za mną krok w krok przez cały dzień roboczy? - oburzył się kierownik.- Że będzie kontrolowało każdy mój ruch i wtykało wszędzie swój nos?- On nie ma nosa, inżynierze - przerwał inspektor.- Poza tym on jest bardzo dobrze wychowa.to jest, chciałem powiedzieć, zaprogra­ mowany, więc nie będzie panu w niczym przeszkadzał.Oczywiście dopóki będzie pan w zgodzie z przepisami bhp.Bo niestety, musi pan przyznać, że człowiek już taki jest: jak na niego nikt nie patrzy.Ot, co daleko szukać przykładu: pan sam.Chodzi pan sobie bez odzieży ochronnej, w lekkiej koszulce i sandałach.Ja rozumiem, że upały, ale jak się pan pośliźnie na tym żwirze, to nie pozna pan własnych pleców.A kombine­zon ochronny na pewno wisi sobie w szafie.- A owszem, wisi, wisi! - Kierownik energiczne przemierzył pokój i otworzył szafę.- Proszę bardzo.Zerwał z wieszaka kombinezon i rozpostarł przed sobą.Rękawy bluzy sięgały łokci, a nogawki - kolan.- Oto co nam przysłano z pralni - ciągnął inżynier podtykając inspektorowi przed oczy kuse ubranko.- Gdybym się w to jakimś cudem wbił, pierwszy lepszy robot by mnie wyśmiał i straciłbym cały mój kierowniczy autorytet.O butach już nie wspomnę, mogę natomiast poka­zać odciski na stopach.- Nno.tak, rzeczywiście - powiedział inspektor z zakłopotaniem.- Interweniowaliśmy już wielokrotnie w sprawie jakości odzieży roboczej i ochronnej.Ale to osobny temat i długo by o tym można mówić.A wracając do naszego robota, muszę jeszcze wyjaśnić, że to dopiero próbny egzemplarz.Chcemy go wypróbować w możliwie najtrudniejszych warunkach i dlatego wybraliśmy wasz obiekt.Ta budowa - to przecież symbol nowoczesności: Ośrodek Lotów Kosmicznych.A przy tym pod względem stopnia mechanizacji i automatyzacji robót budowa wasza nie ma sobie równej na kontynencie.- Tylko że ludzi tu niewiele - zauważył kierownik.- W sumie pięć osób.- To nic, dla naszych celów wystarczy.Od załogi spodziewamy się jedynie krótkich uwag i spostrzeżeń.Proszę pamiętać, że to naprawdę niezwykle precyzyjny i wysoko zorganizowany automat.Jeśli mu pan rozkaże, potrafi nawet zaparzyć dobrą kawę.- Bardzo się cieszę, przyda się na coś przynajmniej – mruknął kwaśno inżynier.Inspektor chciał jeszcze coś powiedzieć ku większej chwale swego robota, ale spojrzał na zegarek i pożegnał się spiesznie.- Ale, ale.- Kierownik dopadł go przy windzie.- Jak można się z nim porozumieć?- Zwyczajnie, jak z człowiekiem.Nazywa się Krystalo-Astatyczny Robot Linearny.Może pan na niego wołać w skrócie KAROL.Reaguje na to imię.Życzę przyjemnej współpracy.Kierownik nieufnie spojrzał w kąt sterowni, gdzie bez ruchu stał automat.Jego przydługie ramiona zakończone wielopalczastymi manipu­latorami zwisały luźno wzdłuż kanciastego tułowia.Głowa robota była niewielka, osadzona na długiej szyi.Inżynier wahał się chwilę, wreszcze odchrząknął i powiedział:- Karol!- Słucham, panie Człowieku.Robot zrobił dwa kroki w stronę inżyniera.Głos miał dość przyjem­ny.Kierownik zastanawiał się, co by tu powiedzieć, ale niczego nie wymyślił.Nie miał praktyki w rozmowie z tak złożonymi automatami.- Zaparz kawy, Karolu.Jest w lewej szufladzie, biurka.Weź trzy łyżeczki na szklankę wody.A poza tym nie mów do mnie „panie Człowieku", tylko „inżynierze".- Dobrze, inżynierze - powiedział Karol jak echo i ujął kierownika za ramię powyżej łokcia.- Co ty robisz? - Inżynier z lekkim przestrachem próbował oswobodzić rękę, lecz Karol trzymał ją, delikatnie wprawdzie, ale skute­cznie.- Mierzę panu ciśnienie krwi - powiedział robot.- Ma pan dość wysokie.Nie radzę pić dużej kawy.Zrobię pół szklanki.- Czy i medycyny też cię nauczono? - burknął kierownik ze złością.- Owszem.Mam przecież dbać o zdrowie załogi.Kierownik chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz w porę połapał się, że byłoby niedorzecznością wdawać się w polemikę z automatem.Poprzestał więc na małej kawie.Tym bardziej, że z tym ciśnieniem to była szczera prawda.Karol był nieprawdopodobnym pedantem i uparciuchem, ale dał się lubić.Przez cały dzień włóczył się po rozległym terenie budowy, wspinał się zręcznie na stalowe konstrukcje, sprawdzał szalunki wykopów i wyszu­kiwał „dziury w całym", jak mawiał kierownik.Ludziom się nie narzucał.Chwilami można było zupełnie zapomnieć o jego istnieniu.Wystarczyło jednak popełnić najdrobniejsze wykroczenie przeciwko zasadom bhp, by natychmiast wyrósł jak spod ziemi i przywołał pracownika do porządku.Był nieugięty w egzekwowaniu przepisów, szczególnie upodobał sobie kierownika, który czasem gotów był oskarżyć Karola o złośliwość.W głębi ducha musiał jednak zawsze przyznawać racjęrobotowi i to go jeszcze bardziej drażniło.- Do licha! Do czego to doszło! - burczał nieraz, kiedy w pół drogi zmuszony 'był zawrócić po zapomniany hełm.- Przecież on niedługo zacznie sprawdzać, czy umyłem uszy.Kierownik dopadł Karola w warsztacie naprawczym i bez wstępów obrzucił gradem wymysłów.Karol wysłuchał cierpliwie przekleństw i złorzeczeń, po czym odpowiedział krótko:- Nie rozumiem.- Nie udawaj durnia! - uniósł się inżynier.- Kto kazał wyłączyćszesnaście robotów i odesłać do naprawy?- Ja.Miały usterki chwytaczy.- Więc co z tego?- Nie wiem.Pan powinien wiedzieć, co z tego.Ja wiem tylko, że robot z niesprawnymi chwytaczami nie może być dopuszczony do eksplo­atacji.Test wykazał osłabienie chwytu o sześć procent poniżej dopuszczal­nego minimum, więc odesłałem je do warsztatu.- Zrozum, że to mi kładzie robotę na szóstym odcinku.Przez tęnaprawę tracę sześćset czterdzieści robotogodzin.Czy nie ma innego wyjścia z sytuacji!?- Jest - powiedział Karol spokojnie.- Mogę dopuścić te roboty do pracy, ale dopóki nie będą naprawione, na placu nie może się podczas ich pracy pojawić żaden człowiek.W tym stanie stanowią one zagrożenie.- Kpisz chyba! Muszę być na budowie codziennie, kierownicy odcinków także.Przecież ty mnie nie zastąpisz.- Oczywiście, że nie.Jestem inaczej zaprogramowany niż pan.Kierownika poniosło.Raz jeszcze zwymyślał robota za to, że ośmielił się sądzić, iż ludzi programuje się podobnie jak automaty.- Przepraszam, jeśli pana w czymś uraziłem - odpowiedział Karol.- Nie znam się na tym.Koniec końców inżynier musiał ustąpić.Karol i tym razem miał słuszność: niesprawny robot był niebezpieczny.Mógł spuścić ciężar na głowę przechodzącego, mógł sam spaść z wysokości.Sześć procent poniżej minimum, myślał ze złością inżynier.Prak­tycznie biorąc, to głupstwo.Gdybym tu miał żywego behapowca, na pewno bym go zaraz przekonał, że to drobiazg bez znaczenia.Ale z tym elektronowym bałwanem nie ma żadnej dyskusji.Ma tylko jedną dobrą stronę: można mu w złości naubliżać, a on nawet fotokomórką nie mrug­nie.Tego dnia było szczególnie gorąco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl